O winach napisano już całe tuziny książek. Od poradników począwszy, poprzez przewodniki, aż po albumy, które pięknymi zdjęciami i bogatymi opisami mają zaspokoić największych smakoszy tych trunków. O Toskanii również napisano sporo. Rozpruto ją wzdłuż i wszerz, w poprzek i na skos, od góry do dołu. Lecz nikomu dotąd nie udało się w tak interesujący sposób napisać jak założyć w Toskanii winnicę i w jaki sposób robić najlepszej klasy wina (no dobrze, tak naprawdę to tego nie zdradzi nikt…). Do czasu aż na włoskiej ziemi, dawnej ojczyźnie Etrusków, pojawił się pewien odważny, a może bardziej szalony, Węgier. Ferenc Máté.

„Winnica w Toskanii” to nie książka przygodowa, ani kulinarna, ani też przewodnik, czy poradnik. A jednak zaszczyci nas cechami, które posiada każdy z owych rodzajów prozy. Książka Ferenca to przede wszystkim perypetie pisarza, obfitujące w wydarzenia śmieszne, śmieszniejsze i… tragiczne. Ale jak to we Włoszech bywa – wszystko da się załatwić, nawet najbardziej z pozoru beznadziejną sprawę. Problem tylko w tym, żeby wiedzieć jak to zrobić. Albo trzeba być upartym jak Węgier.

Autor serwuje nam taki koloryt barwnie opisanych woni i smaków, że trudno się oprzeć przekąskom i zagryzkom w trakcie czytania. A przede wszystkim chyba – lampeczce wina. Czyli książka kucharska? A może przewodnik? Ano chyba z żadnej innej książki nie dowiemy się lepiej, jak poruszać się po Toskanii, jak i o czym rozmawiać (lub ewentualnie o czym nie rozmawiać i z kim nie rozmawiać), gdzie znaleźć dobry hotel i restaurację. Podobnie jak w żadnej innej książce nie znajdziemy tylu praktycznych porad, jak zbudować dom, by być z niego naprawdę dumnym. Dumnym z ducha, którym go natchnęliśmy. Dumnym po wsze czasy.

Przede wszystkim jednak książka jest fascynująca i niezwykle wciągająca. Pozwala choć przez chwile przenieść się w tę gorącą krainę południa Europy i poczuć smak toskańskich potraw doprawionych najlepszym na świecie winem…


Przeczytaj też:

A co powiesz na jeszcze inne książki o Toskanii?