Jaki może być film o jednej z największych ewakuacji w historii ludzkości? O mieście, które jest poniekąd symbolem alianckiej niemocy oraz bezradności z okresu II wojny światowej? Smętny? Przytłaczający? A może nawet katorżniczy?
Nic z tego. Nie ma tu zbędnego patosu, ani nadmuchanego (super)bohaterstwa. Christopher Nolan, jako reżyser całej tej spektakularnej historycznej porażki, zrezygnował z tego na rzecz zwykłych żołnierzy. Mężczyzn w mundurach, których nieustannie ogarnia zwyczajny ludzki strach. A nierzadko nawet wręcz panika. Bo to właśnie ona kryje się w oczach ludzi, którzy teoretycznie byli przysposobieni do zabijania, a teraz sami myślą o przechadzającej się pomiędzy nimi śmierci. Śmierci pod postacią skrzydeł samolotów Luftwaffe i zrzucanych przez nie bomb. W filmie tym jest więc przede wszystkim miejsce na wielu „zwykłych małych bohaterów”, których historie na swój sposób przeplatają się ze sobą. To też dlatego mamy tutaj piechura Tommy’ego, który próbuje uciec przed wrogimi kulami i dotrzeć do brzegów Wielkiej Brytanii. To też dlatego mamy tutaj pilota Farriera, który do ostatnich sił, a właściwie do ostatnich kropel lotniczego paliwa osłania z powietrza ewakuację Aliantów. To też dlatego mamy pana Dawsona, który wyruszył swoją niezbyt wielką jednostką morską ku brzegom pochłoniętym wielką wojną, by wyciągnąć pomocną dłoń do przerażonych żołnierzy stojących bezradnie na brzegu plaży w niesławnej Dunkierce. I wreszcie, to też dlatego mamy komandora Boltona, który nad całą tą „tragedią” czuwa i nad nią w swój specyficzny sposób panuje. Każda z tych historii jest inna, każda toczy się na innej płaszczyźnie – w powietrzu, na morzu i na lądzie. Jednak każdą z nich łączy jakaś wspólna więź, jakiś wspólny tragizm… i szczątki. Szczątki nadziei.
Wzajemnie przeplatające się historie różnych „małych bohaterów”, które nie zawsze ułożone są względem siebie chronologicznie, ostatecznie układają się w wyśmienicie skomponowaną całość. Wraz ze skomponowaną dla tej „całości” muzyką Hansa Zimmera. Najważniejsze jednak, że ta kompozycja doskonale spełnia swoje zadanie – film nieustannie trzyma widza tego kinowego spektaklu w niemałym napięciu. A widz, pochłonięty inscenizacją wielkiego pogromu, wciąż oczekuje kolejnych scen, wciąż oczekuje tego, co się wkrótce wydarzy (lub, zaskakująco, nie wydarzy…). Ważne jest jednak, że owe napięcie jest nieustannie na równym, wysokim poziomie, co pozwala widzowi wręcz poczuć „wrażenia” tamtych wydarzeń.
Choć dziś możemy różnić się w ocenie tamtych wydarzeń, w ocenie zachowania Aliantów, ich szybkiej porażki we Francji, płochliwej, a może nawet tchórzliwej ucieczki, to jednak z jednym powinniśmy się zgodzić wszyscy. Z tym, że „Dunkierka” Christophera Nolana to dobry film. W moim mniemaniu naprawdę dobry.
Wiktoria
12 sierpnia, 2017 — 7:56 am
Film miałam przyjemność obejrzeć kilka dni temu, także jestem na świeżo z tematem.
Bardzo lubię filmy wojenne, co może być zaskakującym faktem … „Dunkierka” bardzo mi się podobała ze względu na wiele szczegółów i przedstawienie prawdziwiej historii. Niektóre momenty zapierały dech w piersiach, ale brakowało paru bardziej drastycznych scen (oczywiście według mnie).
W każdym razie film warty uwagi.
Pozdrawiam, Wiktoria.
Agnieszka
14 sierpnia, 2017 — 6:46 am
Mnie bardzo podobał się ten film. Przede wszystkim dlatego, że nie ma tu, tak jak piszesz, „zbędnego patosu, ani nadmuchanego (super)bohaterstwa”. I chyba bardzo mnie poruszyło to, że większość bohaterów to jeszcze dzieciaki, które niewiele w życiu widziały, a już są na wojnie.
DeVi
14 sierpnia, 2017 — 6:55 am
Hmmm ogolnie nie poczulam sei zniechecona co oznacza ze jest mozliwosc obejrzenia go. Ooglnie lubie filmy historyczne poneiwaz jesli sa dobrze nakrecone mozna a)czegos ise nauczyc b) poznac cos c) dobrze (pozytecznie) spedzic czas. Mysle ze tutaj tez moglabym chociaz jeden punkt spelnic 😀 Dlatego wezme pod uwage film. Nie lubie mega patosu i mega boahterstwa ktore jest praktycznie wszedzie. Na dodatek Hans Zimmer czyli ze mozna sie spodziewac dobrej muzyki (chociaz nie zawsze mu wychodzi hehe)
Kasia
3 października, 2018 — 7:22 am
Byliśmy w kinie. Nieprawdopodobna historia, wspaniałe efekty specjalne. Nie przepadam za filmami wojennymi, ale ten na prawdę zapierał dech w piersiach. Rewelacja.
Tomasz Merwiński
3 października, 2018 — 9:27 pm
Myślę, że „swoje” robiła w tym filmie również muzyka 😉