Współpraca reklamowa z Audioteka
Ponury tytuł nie wróży nic dobrego. A “Armenia. Karawany śmierci” autorstwa Andrzeja Brzezieckiego i Małgorzaty Nocuń właśnie takim tytułem jest. Ponurym. I nie wróżącym nic dobrego.
Tak, z kart tego reportażu zionie wręcz posępną atmosferą. Ludzie są tutaj pędzeni wzdłuż drogi, której celem jest ich uśmiercenie, czy to z głodu, czy z pragnienia, czy z chorób, czy po prostu z rąk brutalnych Turków. Mówiąc zwięźle: chodzi o jak najskuteczniejsze pozbycie się ormiańskiego elementu. Nie jednego, nie dwóch, dziesięciu, czy stu osób. Ludobójstwo ormian, dokonane w Imperium Osmańskim, to nawet nie przeszłość liczona w setkach tysięcy. To przynajmniej milion osób brutalnie wypędzonych z tego świata. I w dużej mierze o tym jest “Armenia. Karawany śmierci”.
Choć nie tylko o tym. Jest też o nieco bliższych nam czasach, w których Armenia rysowana jest jako państwo piękne z natury, choć wciąż przykre z charakteru. Czasy się zmieniły, ale tutaj wciąż żyje się ciężko, choć tym razem nie bat turecki wisi nad głową szarego człowieka. A raczej to, co często zżera tkankę postsowieckiego państwa – korupcja, mafijne układy, kolesiostwo. I bolesne w swej bliskości relacje z Rosją.
Wspomniałem na początku, że ponury tytuł nie wróży nic dobrego i tak rzeczywiście jest w tym przypadku. Nie jest dobrze w tym reportażu. Nie dzieje się optymistycznie. Ale sam reportaż jest ciekawy i wciągający, jeśli w ogóle można tak powiedzieć o czymś przerażającym. Ale, muszę to po prostu przyznać, że to poprawnie zrealizowany, a przez swą tematykę również i ciekawy reportaż.
Przeczytaj też:
Równie ponury klimat znajdziesz w „Imperium” Ryszarda Kapuścińskiego.
Ale sprawdź także pozostałe reportaże, które miałem przyjemność zrecenzować.