Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Bellona

Bohdan Arct, pisarz, autor książek o tematyce wojennej, ale przede wszystkim pilot myśliwski z okresu II wojny światowej. Nic więc dziwnego, że w jego twórczości dominuje tematyka lotnicza, wojenna. I taka też jest tym razem, w książce z serii Żółty tygrys, pt. “Atferro łączy kontynenty”. Choć zarazem jest to książka zupełnie inna, pośród dorobku Arcta, a które dotychczas czytałem.

Czym różni się “Atferro łączy kontynenty”? Ma w sobie silną nutkę przygody. Nie jednak przygody wojennej, lecz podróżniczej, choć nie ukrywajmy, że to nadal książka wojenna. Dotyczy ona bowiem pilotów, którzy zajmowali się transportowaniem samolotów z miejsca na miejsce, choćby z fabryk w Ameryce Północnej, bliżej frontu wojennego w Europie czy też Afryce, a nawet w Azji. Nie skupia się więc ona na pościgach za Luftwaffe, na bombardowaniu obiektów wroga, czy innych misjach mających na celu zniszczenie przeciwnika. Tym razem chodzi o… sam lot. I związane z tym niebezpieczeństwa.

Bohdan Arct Atferro łączy kontynenty
Kolejna książka Bohdana Arcta i kolejna okazja na poczucie klimatu dawnych lat… tym razem z nutką podróżniczą

A jakież to niebezpieczeństwa czyhały na takich pilotów, skoro nie brali oni udziału w walkach? Och, tych niebezpieczeństw było wiele. Przecież i oni mogli stać się celem polowania myśliwców Luftwaffe. Ale też były narażone na inne zagrożenia, w dużej mierze ze względu na przemierzanie ogromnych odległości i przelatywanie nad regionami, w których nie mogli oczekiwać szybkiego ratunku w razie awarii. Środek pustyni, wysokie góry, dżungla południowoamerykańska albo po prostu ocean. Każde z tych miejsc mogło stać się mogiłą dla pilota, któremu zabrakło szczęścia. Była więc to praca niełatwa i wbrew pozorom nie odwdzięczała się możliwością zobaczenia sporego kawałka ówczesnego świata. To znaczy, owszem, zobaczyć można było, ale głównie przez szybę samolotu. Bo na miejscu lądowania był tylko czas na odpoczynek… by możliwie szybko wsiąść za stery kolejnego samolotu, który trzeba będzie zabrać w jeszcze inną część świata.

Przyznam szczerze, że czytało mi się tę książkę bardzo dobrze. Krótka, niegruba, a rozpalała podróżniczą wyobraźnię – tak samo, jak rozpalać ją musiały u pilotów widoki zza szyb samolotów. Inny świat na wyciągnięcie ręki, aż proszący się o jego poznanie. O zanurzenie się w nim, niczym filmowy Indiana Jones… niebezpieczny sentyment, bo przecież chodzi o świat, który dawno minął, którego nigdy osobiście nie poznałem, a który był przecież pełen niebezpieczeństw. Ale i pełen odkryć. Wszystko było wówczas takie tajemnicze i czekało dopiero na odkurzenie go po wiekach zapomnienia.


Przeczytaj też:

Lubisz książki Bohdana Arcta? Może zainteresować Cię też „Cyrk Skalskiego” albo „Wielki dzień Dywizjonu 303”.

Przeczytaj również mój artykuł o jednym wydarzeniu z okresu II wojny światowej i dowiedz się, jak wyglądała Operacja Frankton.