Współpraca reklamowa z Audioteka
Po niespecjalnie udanej lekturze książki pt. “Urok. Historie z Tanzanii i Zanzibaru”, na długo pozostałem bez żadnej innej lektury o tym kraju, która mogłaby mnie nieco bardziej usatysfakcjonować, jeśli chodzi o lepsze poznanie tej części świata. Wraz z chwilą, gdy w moje ręce wpadł “Dom na Zanzibarze” Doroty Katende, pojawiła się szansa na zmianę tej sytuacji. Pojawiła się szansa na moją większą satysfakcję po dobrnięciu do ostatniej kropki, w ostatnim zdaniu tej podróżniczej książki.
I rzeczywiście z “Domu na Zanzibarze” można się tego i owego o regionie tym i jego mieszkańcach dowiedzieć. W końcu Autorka książki, a zarazem przecież bohaterka opowieści, ostatecznie postawiła tam swoje cztery kąty, w których postanowiła spędzić sporą część swojego życia. Jednocześnie poznając lokalną kulturę, mentalność, sposób bycia… i dzieląc się tym z czytelnikiem. Brzmi dobrze?
Niestety, zagłębiając się w szczegóły lektury wcale tak dobrze już nie jest. Owszem, Autorka pisze sporo o tym, jak się na Zanzibarze żyje, ale też jej własne słowa potrafią stać wobec siebie w opozycji. Raz Autorka pisze, że Zanzibar jest bezpieczny, innym razem straszy samotnymi nocnymi wyjściami z domu. Raz mówi o przyjaznym i przyjacielskim podejściu lokalsów do innego człowieka (w szczególności przyjezdnego, obcego), innym razem pokazuje, jak została przez nich – co tu dużo mówić – oszukana. Raz pisze, że Zanzibar to raj, innym razem wspomina o problemach w codziennym życiu, z miejscowym prawem, obyczajowością… i opisuje pełną niebezpieczeństw, brutalności, ale i zacofania historię ukamienowania psa.
Na dodatek w wielu momentach książka zamienia się w niezanzibarską autobiografię. Niby tytuł brzmi “Dom na Zanzibarze”, a jednak często jest mowa o domu w Polsce. Niby mamy poznać Afrykę i tutejszą kulturę, a jednak dowiadujemy się nadmiernie dużo na temat życiowych wyborów Autorki, popełnionych w nim błędów i ich konsekwencji… jakże odlegle usytuowanych od Czarnego Lądu, bo jednak w Europie. W zupełnie innej kulturowo i geograficznie Polsce.
Nie jest to w moim odczuciu porywająca lektura. Napisana prostym językiem, czasem aż nazbyt prostym, pełnym powtórzeń i nieskładnych zdań. Owszem, przemyca ona pewną wiedzę na temat odległego nam rejonu Afryki. Ale też prawdę na jego temat trzeba brać na wyczucie. Bo Autorka zdaje się momentami samej sobie zaprzeczać i nie do końca wiadomo, która wersja “faktów” jest bliższa prawdy.
Przeczytaj też:
Jeśli interesuje Cię literatura o Zanzibarze, sprawdź również recenzję książki “Urok. Historie z Tanzanii i Zanzibaru”.
A jeśli po prostu chcesz lepiej poznać Afrykę, możesz poczytać o innej afrykańskiej wyspie, czyli o podróży na wyspę Sal.