Jedni nie lubią startów, drudzy nie cierpią lądowań, inni nienawidzą turbulencji… A ja przede wszystkim nie znoszę niektórych ludzkich zachowań, które napotkani przeze mnie współpasażerowie z różną częstotliwością i intensywnością praktykują w samolotach. Tak, jakby czasem niektórym osobom na czas lotu odbierało empatię lub po prostu… resztki inteligencji. O jakie zachowania mi chodzi?
1. Blokowanie korytarza
O ile jest zrozumiałe to, że osoba chowająca bagaż podręczny do schowka nad głową blokuje przez chwilę całe przejście… o tyle niektórzy nagle właśnie w czasie tzw. boardingu przypominają sobie, że w schowku tym muszą dłuższą chwilę pogrzebać. A bo przecież nie wyjęli sobie książki, poduszki, słuchawek, krzyżówek etc. Te z kolei zazwyczaj są spakowane gdzieś na dnie torby, pod stertą innych rzeczy wciśniętych do plecaka czy walizki. Tak oto szukanie tych rzeczy trwa, i trwa, i trwa… A ludzie na korytarzu stoją i czekają, i czekają, i czekają. A wystarczyło o tym pomyśleć wcześniej, choćby w chwili, gdy ogłoszono, że gate jest otwarty.
Przykład z życia wzięty:
Czasem przez takie długotrwałe blokowanie przejścia nerwy puszczają nie tylko pasażerom, ale i załodze. Raz, podczas pakowania się na lot z Malagi do Wrocławia, jedna z pasażerek nie mogła zdecydować się, czy schować bagaż podręczny do schowka nad głową, czy pod siedzenie. Z racji, że schowek był już w większości rozdysponowany przez innych współpasażerów, to szanowna pani nie mogła tam wcisnąć swojej odrobinę za dużej walizeczki, więc po chwili zrezygnowała, schyliła się, żeby włożyć ją pod siedzenie. Po kolejnej chwili jednak znowu zmieniała plan i ponownie próbowała schować ją do schowka nad głową. Tak jakby nagle magicznie miało się tam zrobić miejsce. Schemat ten powtórzyła kilka razy: góra, dół, góra, dół, góra, dół… Hiszpańska stewardessa już nie tylko nie kryła złości na twarzy, ale i soczyście zaklęła pod nosem (ale cytować tego nie będę) – a raczej każdy z nas kojarzy, że stewardessy to istne oazy spokoju.
2. Zajmowanie nie swoich miejsc
Czasem zastanawiam się, jakim tokiem rozumowania kierują się osoby, które już po liczbie wsiadających pasażerów widzą (lub powinni widzieć), że samolot na 99% będzie zapełniony, ale i tak, pomimo imiennego przypisania miejsc do konkretnych osób, zajmują one czyjeś miejsce. Robi się przez to dodatkowe zamieszanie, bo jedna osoba musi drugą przegonić ze swojego miejsca, ta musi pozbierać swoje rzeczy (niekiedy i wyjąć ze schowka – tak, tak, blokując przejście) i znowu wbić się w strumień ludzi płynący tym niezmiernie wąskim korytarzem.
Przykład z życia wzięty:
Tu chyba bym musiał przytoczyć wiele przykładów, kiedy zdarzało mi się przeganiać ludzi z mojego miejsca. Zresztą, nie tylko w samolotach. Nigdy nie wydarzyło się nic spektakularnego, ale zawsze było to irytujące.
3. Niesłuchanie poleceń załogi
Do tego, że ludzie rozpinają pasy, pomimo że sygnalizacja nad fotelem informuje o obowiązku ich zapięcia, już się przyzwyczaiłem – jest to pewnego rodzaju standard. Nawet pomimo faktu, że sygnalizacja ta jest dla naszego dobra, a pasy mają ograniczyć możliwość zrobienia sobie krzywdy – oj, turbulencje czasem potrafią solidnie rzucić samolotem (i osobami z rozpiętymi pasami). A często dzieje się to bez żadnej zapowiedzi! Miałem okazję widzieć, jak niezapięte osoby nagle uderzają ze sporym impetem głowami o sufit. Nie brak również tych, którzy pomimo odgórnych zarządzeń w związku z pandemią postanawiają zdejmować w samolocie maseczki i wojują ze stewardessami, nie biorąc w ogóle pod uwagę, że to nie one ustanowiły taki obowiązek i nie one są od interpretacji prawa. A w maseczkach zazwyczaj duszą się młodzi, wysportowani pasażerowie w dresach…
Przykład z życia wzięty:
Świadkiem szczytu nieodpowiedzialności (a może już głupoty) byłem podczas lotu z Rodos do Katowic, kiedy to jeden z pasażerów postanowił się odpiąć i opuścić swoje miejsce… podczas podchodzenia do lądowania. Oj, uprzejmej przez cały lot stewardessie momentalnie puściły nerwy, choć oczywiście przy udzielaniu przez głośnik reprymendy zachowała pełną klasę.
4. Brak opieki nad własnymi dziećmi
Nie ma to jak trafić na siedzenie obok matki z małym dzieckiem – czyż nie? Sam lot w ciasnym samolocie budzi pewien dyskomfort u dorosłego człowieka, a co dopiero u małego dziecka! Płacz jest wręcz niemal pewny – co prawda nie znam statystyk na ten temat (o ile w ogóle takie istnieją), ale moje doświadczenia w tej kwestii były dotychczas właśnie pełne łez i krzyku. No, ale tutaj musimy się po prostu uzbroić w cierpliwość, bo nad tak małym dzieckiem niełatwo jest zapanować. Natomiast już nad starszymi dziećmi można w większym czy mniejszym stopniu mieć kontrolę, a pomimo tego wielu rodziców nawet nie próbuje, uprzykrzając tym samym życie innym pasażerom.
Przykład z życia wzięty:
Lot na trasie Warszawa – Cancun – Warszawa w znacznej części obsadzony przez rodziców z dziećmi. Oczywiście dziećmi pozostawionymi bez żadnej opieki. Wówczas to wąskie samolotowe korytarze Boenig’a 767-300 zamieniły się w place zabaw do biegania wzdłuż, bądź też wręcz do rozsiadania się na podłodze i urządzania sobie “piaskownicy”. Nietrudno się domyślić, że co chwila ktoś chciał przejść – czy to stewardessy z serwisem, czy to pasażerowie, udający się chociażby z mniej lub bardziej pilną potrzebą do toalety. No, ale to już nie problem rodzica, lecz osoby chcącej przejść – albo więc taka osoba czeka aż dzieci przestaną się bawić, albo sam zaczyna się bawić… w akrobatę i próbuje jakoś tę żywą przeszkodę pokonać. W tym nawet nie ma troski o dziecko, które może od przechodnia dostać niechcący kolanem w głowę (a do tego wystarczy sobie wyobrazić nagłą, mocną turbulencję).
5. Upijanie się
Picie alkoholu podczas lotu może nie jest samo w sobie czymś najgorszym, przecież dorosły człowiek ma prawo do różnych używek i rozrywek. Gorzej, kiedy to nieco wymyka się spod kontroli i zaczyna wpływać na komfort lotu innych pasażerów. A choćby dlatego, że pijany nagle zaczyna się bezwładnie zwalać na pasażera obok w pijackiej śpiączce, bądź też zaczyna się dziwnie zachowywać, zaczepiając sąsiadów, albo co chwila wychodzi do toalety, a ty akurat siedzisz na jego drodze.
Przykład z życia wzięty:
Krąży pogłoska, że lotnisko w Funchal należy do jednych z najbardziej niebezpiecznych lotnisk na świecie, choć statystyki tego nie potwierdzają. Jednak trzeba przyznać, że lądowanie na płycie lotniska wiszącej nad oceanem, a opartej na wielkich betonowych filarach, robi wrażenie… Stąd też niektórzy pasażerowie lotu w tym właśnie kierunku postanowili dodać sobie otuchy za pomocą kilku(dziesięciu) procent wlanych do gardła. Starsza pani siedząca obok mnie nieco przesadziła z dodawaniem sobie animuszu, bo nie tylko zasnęła, ale przede wszystkim postanowiła zrobić to w wygodny dla siebie sposób – rozkładając szeroko nogi, a jedną z nich wręcz zarzucając na fotel znajdujący się przed jej partnerem siedzącym obok niej. A że pani była w bardzo krótkiej spódniczce, która jeszcze na dodatek się podwinęła ponad udo, to – no cóż – wszystko było jej widać. Czego, jak czego, ale odwagi jej z pewnością nie zabrakło. Ciekawe, czy miała odwagę zwiedzać Maderę na trzeźwo.
6. Rozkładanie szeroko nóg
Problem rozchylania nóg, tak że wychodzi się nimi poza szerokość własnego fotela, wchodząc tym samym w strefę komfortu sąsiada, to domena przede wszystkim mężczyzn (tzw. manspreading), choć oczywiście nie tylko (jest wszak zdiagnozowany również i womanspreading). Jest to, rzecz jasna, irytujące nie tylko w samolotach, ale to właśnie tutaj bywa szczególnie ciasno i to właśnie tutaj w szczególnym stopniu odczuwa się odbiór każdego centymetra naszej prywatnej przestrzeni.
Przykład z życia wzięty:
Rozpychanie się nogami to niestety standard w wielu środkach transportu. Już nawet nie pamiętam podczas którego lotu, ale natrafiłem na wyjątkowo “szeroko rozłożonego” współpasażera, który mocno wchodził w przestrzeń znajdującą się w strefie mojego siedzenia. Postanowiłem z nim walczyć… robiąc to samo. Rozłożyłem więc szeroko nogi, co musiało się skończyć tym, że nasze nogi weszły w bezpośredni kontakt fizyczny. Podejrzewałem, że to nieco ostudzi zapędy współpasażera, mając nadzieję, że dotyk innego mężczyzny wzbudzi u niego pewien dyskomfort i wówczas się nieco wycofa. Jaki był finał tej historii? W sumie żaden – pasażer nie wycofał się ani o centymetr, a wręcz nawzajem przepychaliśmy się nogami na granicy naszych foteli przez większą część lotu.
Pewnie to nie wszystkie irytujące zachowania pasażerów samolotów, z jakimi można się spotkać podczas lotu. Ja na szczęście gorszych jeszcze nie spotkałem, ale mam nadzieję, że… nie będę musiał tej listy już nigdy uzupełniać. Ani zyskiwać dalszych doświadczeń w wymienionych już punktach.
Choć domyślam się, że tak pięknie to nie będzie.
Przeczytaj też:
A może zainteresuje Cię… książka o katastrofach lotniczych? Sprawdź, czy warto ją przeczytać.
Rzuć też okiem na moją Mapę Podróży oraz znajdującą się tam Mapę Artykułów, aby znaleźć interesujące Cię tematy.
blogierka
8 kwietnia, 2021 — 10:00 pm
Ja dodam coś, co sama robie otóż..zdejmowanie butów xD