Tak jak polskie kino wojenne w ostatnich latach kuleje, tak obrazy opiewające bohaterstwo polskich żołnierzy na współczesnych polach walki, czy to w Afganistanie, czy to w Iraku, praktycznie nie istnieją. Tymczasem już od dawna doskonały przykład gloryfikacji męstwa własnych żołdaków dają Amerykanie. Jednak dotychczas polska kultura skutecznie opierała się tej modzie. Do czasu „Karbali”. Bo być może będzie ona ważnym w tej kwestii punktem zwrotnym.
Przyznam szczerze, że czytając kilka lat temu to i owo na temat bitwy o iracki City Hall, w której to męstwem wykazali się polscy i bułgarscy wojacy biorący udział w operacji okupowania Iraku, od razu rozmarzyłem się na temat ekranizacji tych wydarzeń. Na temat polskiego „Helikoptera w ogniu”. I choć może samą walkę w centrum Karbali wyobrażałem sobie nieco inaczej niż w swym dziele pokazał to Krzysztof Łukaszewicz, to jednak jego wizja do mnie przemówiła. Przekonała mnie. I wywołała zadowolenie oraz nieskrywaną narodową dumę.
„Karbala” została zrealizowana naprawdę dobrze. Solidnie. Bez większego owijania w bawełnę, bez smętnego moralizatorstwa, bez zbaczania ku nieistotnym wątkom całej historii. Ponieważ głównym bohaterem filmu miała być bitwa pomiędzy regularnymi polsko-bułgarskimi oddziałami a al-Sadrowskimi rebeliantami, kluczową rolę siłą rzeczy musiał tu pełnić przede wszystkim obraz. I spełnił ją wyśmienicie. Można się przyczepić, że ekran czasem aż nazbyt drżał, niekiedy jakby efekt ten na siłę był dodawany przez twórców, lecz w ostatecznym rozrachunku wszystkie zastosowane zabiegi wizualne sprawdzały się doskonale. Mam na myśli zarówno pracę kamery, jak i efekty specjalne.
Scenarzyści nie zapomnieli także o fabule, wplatając w nią kilka wojennych wątków, które dodają filmowi nie tylko odrobinę bohaterstwa, ale i dramatyzmu czy wręcz tragizmu, a wreszcie tak pożądanego tutaj realizmu. Nie zapomniał więc Łukaszewicz ukazać żołnierskich trudów, wzajemnej pogardy Polaków i Amerykanów wobec siebie, ciężkich losów mieszkańców Karbali, brutalności i bezwzględności wojny, zwykłego ludzkiego strachu… Owszem, pojawia się nieco zamerykanizowany wątek „niespodziewanego” bohatera (w którego wcielił się najsłabszy element filmu, tj. Antoni Królikowski), a niektóre wycinki fabuły są dość przewidywalne, jednak jakoś specjalnie nie razi to w oczy. Bardziej uderza mnie nazbyt skromne przedstawienie na ekranie bułgarskich specjalsów, którzy dzielili z Polakami trudy prowadzenia bitwy o City Hall. Jednak, warto zauważyć, iż przy tej skromności scen z udziałem naszych południowych słowiańskich braci, wcielający się w ich przywódcę Hristo Shopov i tak zdołał udowodnić, że jest solidnym aktorem. Stąd też moje pokłony w jego kierunku.
Film nie moralizuje. Pozostawia wszystko dla widza, aby przetrawił obejrzaną historię i sam doszedł do pewnych wniosków. Na koniec daje jeszcze tylko rozbudzającego i bolesnego policzka dość niespodziewanym finałem. Nas w City Hall nie było. Oficjalnie… Polak walczył, a Wielki Brat zza oceanu przypinał do swej piersi medale. Czyli polski żołnierz nadal jest zaledwie marionetką w rękach dużego mocarstwa…
eliza
23 września, 2015 — 8:41 am
Zgadzam się. Film jest bardzo mocny i ciesze się, że ta historia została zekranizowana. Wczesniej niewiele wiedziałam na temat tej walki, media milczały…. przed filmem przeczytałam ksiaznę (doprowadziła mnie do łez wielokrotnie) i dalej nie mogę wyjsc z podziwu nad filmem. Genialne zdjecia, gra aktorska a przede wszytskim wielki respekt dla naszych zolnierzy.
Tomasz Merwiński
25 września, 2015 — 10:38 am
Gra aktorska dobra, choć oczywiście nie mam tu na myśli Królikowskiego 😉
Karol
23 września, 2015 — 10:08 am
Dobry film, nie ma co. Wreszcie mamy znakomity film wojenny, którego nie trzeba się wstydzi (patrzę na kamienie na szaniec:P)
Tomasz Merwiński
25 września, 2015 — 10:19 am
Niestety lub stety „Kamieni na szaniec” nie widziałem. Na Filmwebie przy tym tytule widnieje całkiem niezła nota, choć chyba nie ma co się sugerować zbiorową oceną. Rozumiem, że odradzasz?
Paulina grzeszczak
23 września, 2015 — 10:14 am
Bylam z chłopakiem na Karbali w weekend. Muszę przyznac, że pomimo, że nie jestem miłsniczka wojennych filmów tak Karbala zrobiła na mnie wrażenie. Widac okropieństwa wojny i ohydne metody walki z „najeźdza”
Tomasz Merwiński
25 września, 2015 — 10:29 am
Te „ohydne metody walki” są niestety wpisane w tę, jakże piękną przecież, kulturę. Mam wrażenie, że tamtejsza ludność w średniowieczu była bardziej „cywilizowana” niż współcześnie… Ale to już inny temat.
Bella Komorowska
23 września, 2015 — 11:53 am
Film porusza i daje niesamowite emocje. Byłam w tamtym tygodniu i jestem pod wielkim wrażeniem. Swietne efekty specjalne i gra aktorska, dobra fabuła. Nie ma tu faktycznie moralizowania ale jest za to trochę bohaterstwa bez patosu.
Tomasz Merwiński
25 września, 2015 — 10:37 am
Dobrze, że wspominasz o braku patosu. Można było się jego obawiać, bo prawdopodobnie odrealniłby on ten film i go zniszczył. A tak możemy się cieszyć naprawdę dobrą produkcją.
Annna
23 września, 2015 — 8:01 pm
Byłam i powiem, że też mi się podobało, że nie ma zbędnego moralizowania, pozwala samemu wyciągnąć wnioski…..i o to chodzi w dobrym filmie.
Tomasz Merwiński
25 września, 2015 — 10:31 am
A wnioski nie są zbyt optymistyczne. Ale przynajmniej dają do myślenia.
kolo
24 września, 2015 — 9:00 pm
Film daję radę przy konkurencji z zachodnimi produkcjami. Dla mnie nie ma w ogóle wstydu przy filmach amerykańskich. Taki typowy film wojenny bez patosu i rzewnych scen. Brawa dla reżysera za sprawną realizację projektu i po prostu dobry film.
Tomasz Merwiński
25 września, 2015 — 10:34 am
I to wszystko mnie cieszy, bo długo czekałem na taki film 🙂
Beken
26 września, 2015 — 8:42 am
Chciałem przeczytać trochę o tym filmie, bo jutro wybieram się na niego do kina, ale widzę dość pozytywne recenzję. Mam nadzieję, że sam film trzyma poziom książki!
Tomasz Merwiński
26 września, 2015 — 9:31 am
Książki jeszcze nie czytałem, więc jestem w stanie porównać, ale film sam w sobie jest naprawdę dobry.