Pamiętam jak jeszcze przed wielu, wielu laty, kiedy byłem małym chłopcem i mogłem się cieszyć beztroskim dzieciństwem, tuż obok komiksów z serii „Kajko i Kokosz”, „Thorgal”, czy „Tytus, Romek i A`Tomek” zaczytywałem się również w „Batmana” (i był to właściwie jedyny tego typu komiks, który uwielbiałem, wybijał się on w moim mniemaniu ponad tłumem żałosnych Spidermanów, X-menów, Supermanów, choć zarazem zdaję sobie sprawę, że dla niektórych wszystkie te komiksy można wrzucić do jednego wora, nie wyłączając przy tym Batmana). Choć nie można też zapominać, że historia człowieka-nietoperza jest dużo, dużo starsza i sięga do końca lat 30 wieku XX-ego, kiedy to dwaj panowie – Bob Kane i Bill Finger postanowili ulepić z gliny tego arcypopularnego superbohatera. Zresztą nie spodziewali się oni chyba tego, że ich postać zdobędzie tak ogromną popularność, która utrzyma się na wysokim poziomie nawet na początku wieku XXI. Dlatego też mogłoby się wydawać, że Christopher Nolan rwie się z motyką na słońce, próbując po raz kolejny odtworzyć dzieje Gotham City (po dwóch udanych próbach Tima Burtona i dwóch nieudanych… o których nie warto nawet wspominać). Czy właściwie utworzyć tę historię po swojemu, bo jak pokazał w poprzednim filmie Batman – początek, reżyser ten nie boi się urzeczywistniać własnych wizji, a co najważniejsze jego pomysł okazał się jak najbardziej trafiony i przypadł on do gustu wielu widzom. Stąd też Christopher Nolan otrzymał ogromny kredyt zaufania przy kręceniu kontynuacji dziejów Batmana. Żeby tylko kredyt – ludzie nie mogli się go po prostu doczekać! Dlatego też poprzeczka musiała być postawiona bardzo wysoko.
I tak też było… Christopher Nolan postanowił w Mrocznym Rycerzu przeskoczyć sukces osiągnięty przez poprzednika, stąd też sięgnął po kolejne wielkie legendy – po szalonego Jokera we własnej osobie oraz po nieobliczalnego Dwie Twarze. Jak tu ułożyć scenariusz, by sensownie połączyć historie tych trzech skomplikowanych postaci (włącznie z tytułowym Batmanem)? Zapewniam, że odpowiedzialni za scenariusz – Christopher Nolan i Jonathan Nolan dokonali tego w sposób wręcz wybitny! Nie jest to zlepek kilku fabuł, czy średnio pasująca do siebie układanka, dzieje Mrocznego Rycerza to ciąg zdarzeń, przypadków i wypadków, które kształtują osobowość Dwóch Twarzy i Batmana, to sekwencja wątków, wedle których do swej wielkiej roli w życiu Gotham City urasta Joker. I tu głęboki ukłon w kierunku scenarzystów, że potrafili to zrobić w tak wspaniały sposób, by wszystko brzmiało tak wiarygodnie. Zresztą za wiarygodność chwała i wykonawcom tej mrocznej i brutalnej historii. Chwała samym aktorom! I nie mówię tu tylko o Christianie Bale, który podobnie jak w poprzedniej części, tak i tutaj spisał się wprost wyśmienicie. Ze swej umowy wywiązał się również Aaron Eckhart, który odegrał swą rolę na bardzo dobrym poziomie. Jednak największa chwała należy się Heathowi Leadgerowi, który to wcielił się w postać Jokera. Pewnie nie powiem nic nowego, jedynie powtórzę banały, którymi rzucają gazety, krytycy filmowi, kinomani i cały tuzin ludzi zafascynowanych tą rolą, ale najzwyczajniej w świecie nie da się nad nią nie roztaczać zachwytu. W żyłach Heatha Ledgera płynie prawdziwy, oszalały Joker! Jak dla mnie jest to najbardziej hipnotyzująca rola przełomu wieku XX i XXI, a kto wie, może to i najwybitniejsza z ról w kinematografii współczesnej. Zresztą swoje umiejętności aktorskie potwierdził on w kolejnym filmie – Parnassusie Terryego Gilliama. Ale to już inna bajka.
Wracając do Batmana, a konkretnie do Mrocznego Rycerza, jest to jeden z ciekawszych filmów tego typu w ostatnich latach. Szaleństwo i irracjonalna kalkulacja życiowa Jokera nie tworzą z niego wariata pokroju Jacka Nicholsona (grał Jokera w filmie Tima Burtona), co raczej realnego, namacalnego wariata, który mógłby spokojnie istnieć w świecie rzeczywistym, skryty gdzieś pomiędzy zwyczajnymi ludźmi. Historia miłości, zresztą tragiczna historia, chwalebna przeszłość, a teraźniejszość pełna bólu, rozerwane serce i niepewna przyszłość to idealne wytłumaczenie „dwutwarzowości” Dwóch Twarzy. I na koniec sam Batman, który musi się odnaleźć pomiędzy tańczącymi w szalonym pląsie – dobrem i złem. Dobrem i złem, które nie zawsze tak łatwo rozróżnić. Stąd też Batman jest człowiekiem nie tylko o dwóch życiach (nocnym i dziennym), dwóch osobowościach, ale i człowiekiem rozdartym, który walcząc o dobro musi chwilami zniżyć się do poziomu zła, a nawet poddać się jego mocy. Gotham City znów jest w niebezpieczeństwie i potrzebuje człowieka, który je przed owym niebezpieczeństwem uratuje. Tym człowiekiem ma być oczywiście Batman, choć ten ma czasem wątpliwości co do swojej misji. Co do swojej roli w brutalnym świecie. Film wyśmienity. Fabuła dopracowana do granic możliwości, szybka akcja, niewyobrażalnie doskonała gra aktorska. Aż trudno o słowa podziwu. Bo zatyka z wrażenia.
Szczęśliwa Siódemka
6 sierpnia, 2019 — 12:02 pm
Mój ulubiony film o Batmanie, rzeczywiście genialnie zagrany. Pierwszy film, który przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o Batmanie. Rola Heatha Ledgera chyba już na zawsze zapisała się w historii. Nie jest łatwo przebić kreację Jacka Nicholsona, a jemu się udało.