Václav Burian “Czekam”
(tłum. L. Engelking)
Czekam,
aż kiedyś powróci
wszystko,
czego nie przeżyłem.
Nie było przecież
nic piękniejszego.
Czy moje wspomnienia z Ołomuńca to tylko mit, resentyment, fantazją nadbudowana pamięć, jak w wierszu ołomunieckiego poety Václava Buriana… czy może rzeczywiście w głowie mej zapisały się niczym niezmącone wspomnienia, które z uśmiechem na duszy przerysowuję dziś na nowo przed moimi oczami? I oglądam je niczym najwyższej klasy filmową kliszę, a nie zużytą już kalkę ze szkolnego zeszytu. Zresztą, bardzo optymistyczną w tym, co sobą obrazuje.
Cała prawda o Ołomuńcu
Dlaczego Ołomuniec?
Nie będę wypowiadał nieprawdziwych stwierdzeń, że przyjechałem tu z jakiegoś wydumanego powodu, że był to długo rozpatrywany wybór. Bo przecież wyjazd w tę część Czech odbył się dość przypadkowo, a jeszcze bliżej prawdy: “przy okazji”, gdy było się gdzieś w zasięgu kilkudziesięciu kilometrów od stolicy Moraw. Ot, z ciekawości. Z zamiłowania do podróży, z uwielbienia do smaków takich, jak smažený sýr oraz z miłości do historii i zabytków.
Choć nie mogę zapomnieć i wybaczyć tego, że w Ołomuńcu smażonego sera jednak zabrakło… Na szczęście była czekolada Studentská pečeť, było czeskie piwo i… ach, te uliczki! Ach, te świątynie! Ach, te… rynki!
Tak, Ołomuniec nie ma rynku, lecz rynki, dokładniej mówiąc dwa: Dolny (Dolní Náměstí) i Górny (Horní náměstí). Obok siebie, ale nie na tyle blisko, by stworzyć jeden, wspólny organizm – lecz odrębne, choć połączone ze sobą uliczką. I na własne oczy koniecznie trzeba zobaczyć obydwa, bo obydwa są nie tylko pełne słońca, czeskiego języka, ale i uroku.
A po czym je rozróżnić? A no to po tym, że na górnym jest Kolumna Trójcy Przenajświętszej (Sloup Nejsvětější Trojice), a na dolnym jest Kolumna Mariacka (Mariánský sloup). Ale jednocześnie na obu są fontanny. Na obu są moje nogi i moje zaciekawione oczy.
Ołomuńca nigdy za wiele
Wydawać by się mogło, że dwa rynki na tak stosunkowo niewielkie miasto to aż nadto! Ale myśli tak tylko ten, kto Ołomuńca nigdy na oczy nie widział, ktoś kto nie wie, że tutaj po prostu co krok można natknąć się na kolejny zabytek. I jeszcze jeden. I jeszcze jeden!
Spójrz zresztą: a to świątynia taka, a to inna. A to Katedra św. Wacława (Katedrála sv. Václava), pełna wspaniałych detali architektonicznych, a to wciśnięty między budynki Kościół św. Marii Panny Śnieżnej (Kostel Panny Marie Sněžné), a to zagubiona gdzieś pomiędzy wąskimi uliczkami Kaplica Jana Sarkandra (Kaple svatého Jana Sarkandra).
A to Sobór św. Gorazda (Chrám sv. Gorazda), a to klasztor Hradisko (Klášterní Hradisko), a to dziesiątki innych budowli sakralnych, które nieustannie mija się wędrując wąskimi uliczkami i ulicami Ołomuńca. Niekiedy pośród kolorowych murali, innym razem pośród odrapanych ścian, jeszcze innym razem pośród świeżo odrestaurowanych elewacji. Istna poezja zwiedzania.
A to wszystko to Ołomuniec właśnie.
Dlatego dziś tylko czekam, aż kiedyś powrócę. Nie do wspomnień, nie do wiersza Václava Buriana, nie do zdjęć, które na miejscu wykonałem. Czekam, aż sam, osobiście, powrócę do Ołomuńca. Bo wiem, że tam czeka na mnie jeszcze dużo do odkrycia. Bardzo dużo.
Przeczytaj też:
Pojedźmy razem dalej na północny-zachód, choć wciąż pozostając w Czechach, by udać się w podróż poprzez Náchod ku Nowemu Miastu.
Wiola
11 czerwca, 2020 — 10:47 am
Fajne miejsce, do zapisania
Tomasz Merwiński
11 czerwca, 2020 — 10:48 am
I do zwiedzenia 😉