Ach, jak bardzo się myliłem, jadąc z centrum Kairu, ku leżącym na uboczu tego miasta piramidom i Wielkiemu Sfinksowi w Gizie! Jak bardzo moje wyobrażenia były zniekształcone przez tysiące obrazów, widzianych miliony razy w kolorowych czasopismach, na szklanym ekranie, w szeroko pojętej popkulturze, czy po prostu opisywanych w literaturze. To, że coś jest nie tak, powinienem zauważyć już wtedy, gdy monumentalne sylwetki starożytnych ostrosłupów wyłaniały się gdzieś na horyzoncie i rosły proporcjonalnie do malejącej odległości, która zmieniała się wraz z każdą minutą mojej podróży. Ale najwyraźniej już było za późno na przekonfigurowanie moich wyobrażeń.

Za późno, bo wreszcie byłem pod tą niewyobrażalnie starą i nieopisanie masywną Piramidą Chufu, szerzej znaną jako Piramida Cheopsa, a przez innych zwana bardziej opisowo: Wielka Piramida. Tak, tu był mój pierwszy ogromny błąd (dosłownie ogromny) w trakcie tej podróży ku olbrzymom znajdującym się w Gizie. Błąd ten osadzał się w myśli, która kołatała mi się w głowie od pierwszych chwil, gdy po wylądowaniu w Egipcie postawiłem swoje stopy na tej ziemi. A myśl ta bezczelnie okłamywała mnie, że gdy ujrzę na własne oczy ten starożytny cud świata – po prostu nie zrobi on na mnie większego wrażenia. Nie zaskoczy mnie ogromem, swą potęgą.
Skalę mojego błędu uświadomiłem sobie dopiero wówczas, gdy stałem u stóp misternie ułożonego stosu potężnych bloków kamiennych i próbowałem go objąć wzrokiem. Jednocześnie próbując powstrzymać się od zachwytów nad tym, co starożytna sztuka budowlana potrafiła stworzyć ludzką ręką.
Zaiste, cud starożytnego świata. I bezwzględnie cud po dziś dzień.

Prawda o piramidach w Gizie
To był niewątpliwy mój błąd, że uwierzyłem samemu sobie, że piramidy w Gizie nie zrobią na mnie takiego wrażenia. Widziałem już przecież wcześniej inne majestatyczne piramidy Jukatanu – Chichén Itzá, czy Uxmal. Widziałem szklane, współczesne drapacze chmur sięgające wysoko w górę. A jednak Giza pośród swych piasków skrywa w sobie od wieków skarby, które dosłownie onieśmielają. A i które zarazem trudno przemilczeć.

Choć czasem lepiej przemilczeć niż powiedzieć nieprawdę na ich temat. Bo tak wiele kłamstw już krąży na ich temat po świecie.
Po pierwsze, piramid tych nie wybudowali niewolnicy. Ta zaktualizowana wiedza o najemnych robotnikach jest od tak dawna rozpowszechniana, że wydaje mi się, że jest dziś powszechnie znana. Wręcz oczywista! A jednak nadal wielu ludzi tak bardzo zaskakuje ten fakt… Czyżby istna piramida kłamstw budowana przez lata stereotypów na ten temat była równie trwała, jak starożytne piramidy w Gizie? Oby nie.
Po drugie, piramidy pierwotnie nie wyglądały tak, jak dziś. I nie chodzi tylko o to, że upływający czas (a tu upłynęło przecież tysiące lat) zmienia oblicze wszelkich budowli, choć to przecież prawda. Ale czy je “pomniejsza”? Bo piramidy są mniejsze niż dawniej i jakkolwiek to nie zabrzmi, mniej spektakularne (choć przecież wciąż spektakularne), niż w czasach swojej świetności. Pierwotnie były one bowiem pokryte białymi, wypolerowanymi płytami wapiennymi. A to sprawiało, że obecnie widziane w Gizie budowle sięgały wyżej: Piramida Cheopsa miała 146,6 metra zamiast dzisiejszych 138,8 metra, Piramida Chefrena miała 143,5 metra zamiast 136,4 metra, a Piramida Mykerinosa miała 65,5 metra zamiast dzisiejszych 61 metrów. I, co najważniejsze, każda z nich dzięki pokryciu jasną warstwą wapienia błyszczała w słońcu, przez co były one doskonale widoczne z daleka. Oślepiały wręcz blaskiem boskości faraona, któremu każda z piramid była poświęcona. Pytasz zatem, co się stało z wspomnianym wapieniem? Na szczycie Piramidy Chefrena widać jeszcze resztki tego budulca. Ale poza tym… spora część tego materiału została po prostu rozkradziona (choćby na potrzeby budowy meczetu), a inna część uległa zwyczajnie zniszczeniu (choćby podczas trzęsienia ziemi).

Po trzecie, być może kontrowersyjnie, wejście do wnętrza Piramidy Cheopsa to w moim odczuciu wątpliwa atrakcja. Głównie realizuje się ją chyba tylko po to, aby powiedzieć sobie (i światu), że było się w środku. Bo poza tym… jest tam ciasno, zarówno wąsko, jak i nisko. Ciężko minąć się w przejściu, idąc niemal na czworaka, a przecież tłumy wchodzą wgłąb i te same tłumy wychodzą tym samym tunelem ku światu zewnętrznemu. Czy raczej: tunelikiem. Jest w nim nader gorąco i równie duszno. A co zastaniemy po dojściu do komory grobowej? Moje okulary momentalnie zaparowały, tak że przez chwilę zupełnie nic nie widziałem. A kiedy je przetarłem… też niewiele widziałem, bo okazuje się, że i niewiele jest tam do oglądania. Ot, granitowy sarkofag, w którym niegdyś leżało ciało – dziś pusty, będący jedynie ociosaną, kamienną bryłą. Żadnych hieroglifów, żadnych zdobień, żadnych starożytnych symboli. Tylko poczucie, że jest się w gorącym sercu Wielkiej Piramidy w Egipcie. Wnętrzu obrosłym legendami.




Po czwarte, piramid tu jest więcej niż tylko trzy najczęściej fotografowane i najczęściej widzianych na fotografiach, na szklanym ekranie. Owszem, te trzy są najczęściej prezentowane światu i najbardziej widoczne. Lecz nie można zapomnieć, że u ich stóp są kolejne piramidy… czy może raczej piramidki, biorąc pod uwagę ich rozmiary. Ale nie zmienia to faktu, że one tu są – w mniejszej skali, ale o tym samym kształcie. A mam tu na myśli choćby Piramidy Królowych.

Nic jednak nie zmieni faktu, że każda z nich jest wspaniałym dziełem dawnej inżynierii. A trzy z nich są majestatyczne. Olbrzymie. Wzrokiem może ci się udać, ale aparatem – bez odpowiedniego obiektywu trudno je ująć w całości, czy to w pionie, czy to w poziomie. W tym celu najlepiej udać się nieco dalej, by z kilku kilometrów obserwować jak wielkie było to przedsięwzięcie. Nie tylko trzy duże piramidy w Gizie, ale i towarzyszące im mniejsze “piramidki”.

Zagadki Sfinksa. Wielkiego Sfinksa w Gizie
Zapewne ze zdjęć, z filmów, może i obrazów, wiesz, że piramidom w Gizie towarzyszy kamienny stwór. Tajemniczy strażnik świątyni, zresztą zwany Wielkim Sfinksem, o ciele lwa i ludzkiej głowie. Symbol, który mocno jest wryty w świadomość milionów ludzi na całym świecie. Jednak ja właśnie jestem w owej Gizie, a go tu nie widzę. Obszedłem już wielokrotnie piramidę Cheopsa, spoglądając w każdą możliwą stronę i szukając znanego mi obrazka. Nigdzie jednak Sfinksa nie ma. Czyżbym się mylił? Czyżby pamięć mnie zawiodła, a może poddałem się złudnemu efektowi Mandeli i wcale nie ma tu tego symbolu Egiptu? A może tak jak w opinii niektórych ludzi, przy budowach w Gizie palce swoje maczali kosmici (o ile mają oni palce), tak i teraz zabrali oni Sfinksa gdzieś w kosmiczną otchłań, ku innej planecie? I zostawili po nim pustynny plac…
Nie, on tu jest. Wystarczy przejść nieco kawałek dalej od Wielkich Piramid w Gizie, a go zobaczymy w całej okazałości. Pomimo tego, że spod piramid owego olbrzymiego posągu nie widać. Pomimo tego, że w internecie jest mnóstwo zdjęć, na których widać ową majestatyczną postać lwa z ludzką głową na tle kamiennych ostrosłupów. Ale to właśnie ten widok prosto z pięknych kadrów, tak mocno wryty w ludzką pamięć, tak bardzo wprowadza nas w błąd. Choć przecież nie jest on mistyfikacją, a wręcz przeciwnie – jest on jak najbardziej prawdziwy. A przy tym złudny.

Po pierwsze, za wszystko odpowiedzialna jest perspektywa. Dokładnie to, że stojąc w pobliżu Sfinksa i robiąc mu zdjęcia na tle piramid w Gizie, wydaje się on taki wielki. Tak potężny, majestatyczny, że budzi podziw nawet wówczas, gdy widzi się go tylko na fotografii. A może przede wszystkim na fotografii? Bo na żywo, twarzą w twarz, Wielki Sfinks w Gizie wydaje się… mały. Przynajmniej nie tak go sobie wyobrażałem. Miał być olbrzymi, a tymczasem, gdy ogląda się go zaraz po próbie ogarnięcia wzrokiem wielkich piramid, Sfinks wydaje się nieco zminiaturyzowanym przeżyciem.

Po drugie, to oczywiście też tylko złudzenie, że jest malutki (szczególnie jeśli oczekiwało się czegoś znacznie większego). Owszem, w porównaniu do Piramidy Cheopsa wydaje się być “szczeniaczkiem”, ale to wciąż gigantyczna rzeźba. Największy monolityczny posąg świata, wykuty z jednego bloku skalnego. Długi na 73 metry, szeroki na 19 metrów, wysoki na 20 metrów. To wciąż powinno robić wrażenie, tym bardziej że rekord ten nie został pobity po dziś dzień, mimo że minęło… no właśnie, ile? Badacze mówią, że być może nawet i 5000 lat. Technologia i materiały budowlane (a może raczej: artystyczne?) znacznie zmieniły się przez te tysiące lat, ale nie zmienił się rekordzista.

Po trzecie, Wielki Sfinks kojarzy się z lwem o ludzkiej głowie, ale to nie jedyny możliwy wizerunek istoty, którą znamy po prostu jako sfinks. Ba, to nie jedyny jego posąg. Tu jest wyraźnie największy, ale w wielu miejscach Egiptu (np. w Karnaku), ale i poza Egiptem, znajdziemy setki, jeśli nie tysiące sfinksów. W tym i takich z głowami barana, czy głowami sokoła. Lwi wizerunek jest po prostu najbardziej rozpowszechniony we współczesnej kulturze… czy może raczej popkulturze, ale niekoniecznie był równie rozpowszechniony fizycznie w starożytnym Egipcie.
Po czwarte, krąży mit o tym, że Wielki Sfinks stracił swój nos w czasach Napoleona. I choć teoria ta bywa często powielana przez ludzi na całym świecie, to jednak żaden z Francuzów nie pozbył go tej części ciała. No, przynajmniej nikt ze znanych nam Francuzów, ani nie dokonał tego na przełomie XVIII i XIX wieku. Posąg ten nosa nie miał już znacznie, znacznie wcześniej. Inna sprawa, że jedna z teorii mówi o tym, że Wielki Sfinks niegdyś miał głowę zwierzęcia, a dopiero później przybrał on ludzką głowę. Pełnej prawdy o tym, jaką głowę miał pierwotnie i kiedy stracił swój nos, chyba jednak nigdy już nie poznamy.
Trudno jest odkrywać tajemnice Wielkiego Sfinksa w Gizie. Obecnie jest “małomówny” i nie chce opowiedzieć swojej historii. Przez ogromną część swojego “życia”i był on zasypany. Ponad pustynne piaski wystawała jedynie głowa. Dlatego trzeba było poświęcić mnóstwo czasu i pracy, by odsłonić to dzieło sprzed wielu wieków. By dziś każdy mógł podziwiać jego tajemnicze oblicze. Zarówno ci, którzy zachwycą się jego wielkością, jak i ci którzy jego rozmiarami wzgardzą, a wreszcie i ci którzy patrząc w hybrydę dwóch ssaków nie będą mieli najmniejszego pojęcia, na co patrzą. No, może poza kołatającą się myślą w głowie, że jest to “jakaś ikona kultury”. Bo przyjechali tu jedynie po to, aby odhaczyć kolejny punkt na swojej podróżniczej liście. By móc długością tej listy, a nie realnymi przeżyciami, przemyśleniami, kontemplacją z trasy, pochwalić się przed innymi ludźmi.


Wielkie Piramidy w Gizie. I nieco mniej Wielki Sfinks
Mimo wszystko, a może właśnie dzięki tym wszystkim kołatającym się w głowie myślom, pytaniom, odpowiedziom i brakom odpowiedzi, miejsce to zapada w pamięci na długo. Robi wrażenie, wykuwa w ludzkiej pamięci ciąg znaków układających się we wspaniałe wspomnienia. W przeżycia, o których można długo opowiadać… A jednocześnie, nie chce się opowiadać, by nie odbierać innym możliwości przeżycia tego w pełni, od początku do końca, osobiście. Pod warunkiem, że osobiście poleci się do Egiptu i odwiedzi Gizę. Piramidy i Sfinksa. Symbole Egiptu. Znaki udowadniające, jak wspaniała była starożytność.

I niech nie zrażą cię tłumy turystów i wszelkich lokalnych naganiaczy, jacy się tutaj kręcą. Tego nie ominiesz, nie masz na to najmniejszego wpływu. A Wielkie Piramidy i Wielkiego Sfinksa w Gizie trzeba po prostu zobaczyć. Na własne oczy, nie w popkulturze.
Przeczytaj też:
Więcej starożytnego Egiptu znajdziesz m.in. w Świątyni Hatszepsut.
A jeśli po prostu interesują cię piramidy, zobacz również te w Chichén Itzá i Uxmal na terenie Meksyku.