Wstąpiłem w kręgi podziemnego Meksyku, w pełni świadom wszelkich związanych z tym zagrożeń. Nie ma wszak co ukrywać, że co jakiś czas się zdarza, iż giną przez to ludzie… Wystarczy, że nagle, w sposób gwałtowny i niezapowiedziany pojawią się owe kręgi w centrum spokojnego miasteczka, pociągając za sobą niewinne ofiary.
Na mówię o światku przestępczym, lecz o cenotes. O studniach krasowych, których tutaj, na Jukatanie, jest kilka tysięcy. I choć myśl o tym, że w każdej chwili może się okazać, że człowiek śpi nad takim niewidocznym, bo skrytym pod warstwą ziemi, lejem krasowym, który w kilka chwil zapada się sam w sobie, pochłaniając domostwa i żyjących w nich ludzi, może przyprawić o gęsią skórkę, to jednak warto z tym ziemskim monstrum zapoznać się z bliska. Wszak coraz więcej z tych formacji geologicznych, otoczonych opieką człowieka, udostępnianych jest do całkiem bezpiecznego zwiedzania.
“Całkiem”, bo śliskie schody do groty ukrytej pod jukatańską dżunglą mogą być dość niebezpieczne. Choć, gdy już się człowiek z cenotes oswoi, są one przede wszystkim fascynujące i piękne. Można wręcz rzec, że: magiczne!
Cenote Choo-Ha. Wchodząc do innego świata
Jeszcze godzinę temu wspinałem się ponad korony drzew porastających dżunglę na terenie Coby, a teraz schodzę po drewnianych stopniach w otchłań poniżej poziomu gruntu. W skalną dziurę, która prowadzi w głąb Ziemi. I gdy mój wzrok przyzwyczaja się do półmroku zalewającego chłodną grotę, mogę dokładniej przyjrzeć się tej niezwykłej formacji geologicznej. A ta wygląda jak nie z tego świata.
A jednak cenote Choo-Ha to jak najbardziej ziemski twór. Naturalne dzieło, znane nam – Polakom – bardziej jako studnia krasowa, choć w różnych częściach świata może nosić jeszcze inne miano, jak chociażby chińskie Tiankengs, czy nowozelandzkie Tomo. I zjawisko to wcale nie jest takie rzadkie, bynajmniej nie na Jukatanie. Szacuje się bowiem, że liczba cenotes na samym tylko półwyspie jukatańskim (Yucatán) wynosi ponad 6000 sztuk, z czego “jedynie” około 2400 jest przebadanych.
Jedną z nich jest cenote Choo-Ha, leżąca zaledwie kilka kilometrów od piramidy Nohoch Mul znajdującej się na terenie Coby, na którą to wspinałem się dosłownie kilkadziesiąt minut przed zejściem do tego podziemnego świata. Teraz, zamiast być ponad koronami drzew, jestem poniżej ich korzeni, zamiast błękitnego nieba ponad głową, mam nad sobą jedynie szarą masę skał.
Cenote Choo-Ha to studnia krasowa zamknięta, tj. otulona warstwą skał nie tylko od dołu i boków, ale i od góry, przez co po jej wnętrzu nie ma możliwości poruszać się inaczej, jak przy zastosowaniu sztucznego oświetlenia, gdyż promienie słońca tutaj nie docierają. Warto jednak owe wnętrze rozświetlić, aby dostrzec jego piękno, zarówno bogactwo kształtów, jak i swoistych elementów dekoracyjnych. A wszystko to wyrzeźbione w sposób naturalny przez setki, tysiące, a może i miliony lat działania różnych zjawisk geologicznych.
Cenote Ik Kil. Siódmy Cud… natury
Kolejna strefa archeologiczna po Cobie, która stała się dla mnie wskaźnikiem do poszukiwań studni krasowych, to Zona Arqueológica de Chichén Itzá. Co prawda już na jej terenie znajduje się kilka odpowiednich formacji – w tym święta studnia Majów (cenote sagrado) – jednak, czego by nie mówić o samym Chichén Itzá, tak już cenotes w pobliżu tej majańskiej piramidy do najbardziej zachwycających nie należą. Można by rzec: ot, zwykłe dziury w ziemi wypełnione wodą.
To właśnie dlatego znacznie lepiej jest udać się zaledwie kilka kilometrów dalej, ku cenote Ik Kil, która leży przy jednej z dróg dojazdowych do Chichén Itzá. W ten oto sposób mamy szansę zobaczyć kolejny cud – tym razem stworzony nie ręką człowieka, a zjawiskami i siłami przyrody – istny cud natury.
Podobnie jak cenotes na terenie Chichén Itzá, tak i Ik Kil należy do cenotes otwartych, tj. nieposiadających górnej warstwy skał osłaniających ich wnętrza przed promieniami słońca. Ta jednak, w odróżnieniu od nieodległych sióstr, robi wszystko co w jej mocy, by zachwycać. Bowiem to już nie taka zwykła dziura w ziemi, w głębi której kryje się woda. To przepiękny lej, którego ściany wysokie na kilkadziesiąt metrów pokrywa zieleń dżungli, wisząca długimi sznurami od szczytu otworu, aż po położoną nisko taflę krystalicznie czystej wody. Cały widok niczym wyjęty z rozmaitych legend, bądź bogatej wyobraźni pisarzy fantasy. A jednak to nie fantazja, a jak najbardziej namacalna rzeczywistość. Pełna magii, ale jednak rzeczywistość. Lecz, co ciekawe, w magii tej można się dosłownie skąpać, zeskakując z powierzchni skał oblanych promieniami słońca w wodną otchłań, głęboką na przynajmniej kilka albo i kilkanaście metrów.
Stojąc tu i patrząc na to wszystko, nie powinno nikogo dziwić, że cenotes były dla Majów miejscami szczególnie ważnymi. Że były dla nich nie tylko źródłem wody pitnej podczas bezdeszczowych okresów, ale i wręcz miejscami świętymi, a poprzez to i miejscami składania ofiar. Również ofiar z ludzi.
Cenote Suytun. Okładkowe piękno
Tak jak studnię krasową Choo-Ha warto jest zobaczyć po zwiedzaniu Coby, a studnię Ik Kil po zwiedzaniu Chichén Itzá, tak dobrym towarzystwem dla strefy archeologicznej Ek’ Balam jest cenote Suytun. Choć de facto leży ona około pół godziny jazdy samochodem od tej dawnej majańskiej siedziby, gdzieś nieopodal miasta Valladolid, to jednak bez cienia wątpliwości warto się tam udać. Jest to bowiem cenote, pozornie zamknięta, a faktycznie z “oknem” w skałach nad głową – taką naturalną lukarną. Z oknem, które to pozwala przedrzeć się do wnętrza studni ciepłym promieniom słońca. Nie znaczy to jednak, że woda wypełniająca dno tej studni będzie ciepła, wręcz przeciwnie, jej chłód będzie tak samo na początku nieprzyjemny, co i zarazem orzeźwiający, jak w pozostałych tego typu formacjach. Warto tu jednak przyjechać dla samych chociażby widoków. Bowiem Suytun, znaczące tyle co “centralny kamień”, ma swój niepowtarzalny urok. Być może właśnie dlatego nierzadko gości ona na okładkach książek czy przewodników o Meksyku.
Groty Balankanché. Z wizytą u boga Chaac’a
Podziemny Jukatan to jednak nie tylko cenotes, to również inne formacje geologiczne, jak chociażby groty. Na zachód od Valladolid znajduje się jedna z najsłynniejszych spośród jukatańskich jaskiń – Grutas de Balankanché, tj. “jaskinia tronu świętego jaguara”. Co ciekawe, być może nie o samo zwierzę w nazwie tej chodziło, co o majańskiego przywódcę noszącego takie właśnie miano. Zresztą, ludzie tu z całą pewnością przebywali, wszak w grotach tych znaleziono sporo majańskich artefaktów.
Co ciekawe, szacuje się, że Balankanché znane było ludziom już 3000 lat temu i formacja ta służyła zarówno jako źródło wody, jak i miejsce kultu boga Chaac’a, będącego bóstwem deszczowym. To, co dziś jest bez cienia wątpliwości pewne to… fakt, że groty są rozległe. Ciągną się one bowiem na kilkaset metrów, mając kilka odnóg: to opadających w głąb Ziemi, to wznoszących się ku górze. Jest tu pełno rozmaitych formacji skalnych, które zachwycają kształtami i kolorytem, pokazują one dobitnie, że natura potrafi mieć swoją własną wyobraźnię, która być może nie posiada samoświadomości, ale jednak jest w stanie tworzyć zachwycające arcydzieła…
…a jak się któremuś z eksploratorów jaskini poszczęści to i rodzinę żyjących tu nietoperzy wypatrzy.
W grotach Balankanché wbrew pozorom nie jest mokro i zimno, jakby można było tego oczekiwać po podziemnej sadybie. Jest wilgotno i gorąco. Wręcz duszno. Po półgodzinnym penetrowaniu wnętrza jaskiń, człowiek nie pragnie bardziej nic innego, jak wydostać się czym prędzej stamtąd na zewnątrz, z nadzieją, że stojący przed głównym wejściem lokalny sprzedawca domowych lodów jeszcze nie odszedł i jego lodówka turystyczna, pełna woreczków wypełnionych lodową wersją mieszaniny wody i różnej maści soków, stanie przed nim otworem… a w środku wodno-kokosowe, wodno-czekoladowe i inne wodno-owocowe rarytasy. Brzmi skromnie, a potrafi smakować wybornie! Szczególnie w taką pogodę.
Podziemny Meksyk, czyli groty i cenotes
Przeskok z zimnych wód cenotes do gorących wnętrz Balankanché mógłby przyprawić o mały szok termiczny. Formacje te jednak wywołują przede wszystkim inny szok. Mianowicie: podziw na pięknem natury, która potrafi przez tysiące czy miliony lat wyrzeźbić zachwycające kształty. A ich widok również rzeźbi – ale w naszych umysłach – trwałe wspomnienia, które przetrwają w głowie przez długie, długie lata.
Przeczytaj też:
Na kilkadziesiąt minut przed zejściem do cenote Choo-Ha, wspinałem się na piramidę Nohoch Mul: „Cobá. Rowerem przez dżunglę”.
Kasia
4 sierpnia, 2019 — 4:04 pm
Ah, jakie piękne widoki! Marzy mi się taka podróż. Natura jest niesamowita.
Inga
4 sierpnia, 2019 — 5:34 pm
Niesamowite! Tym bardziej żałuję że w tym roku znów zostaje w domu ;(
Tomasz Merwiński
4 sierpnia, 2019 — 5:36 pm
Czy coś poważnego zatrzymuje Cię w domu?
Karolina z Rudeiczarne.pl
4 sierpnia, 2019 — 10:21 pm
Byliśmy kilka lat temu i cenoty robią niesamowite wrażenie. Co prawda Ik Kil jest dziś bardzo turystycznym miejscem, ale wciąż cudna! A jest ich o wiele więcej!
Tomasz Merwiński
5 sierpnia, 2019 — 9:55 am
Takich miejsc jest na Jukatanie mnóstwo, więc można przebierać ile wlezie 😉 Ik Kil jest popularne, ale inne są nie mniej piękne i nie mniej ciekawe 😉
Candy Pandas
5 sierpnia, 2019 — 9:44 am
Wow te widoki aż zapierają dech w piersiach 😀 <3
Tomasz Merwiński
5 sierpnia, 2019 — 9:54 am
A pływanie w takiej studni krasowej to istna magia 😉