Gdy po raz pierwszy na ciemnozielonej okładce dostrzegłem biały napis „Gwiazdy epoki lodowcowej” miałem oczywiście skojarzenie z okresem prehistorycznym. Mimo iż dzieło traktuje o współczesności, to tytuł wcale tutaj nie jest mylny. Wszak w treści książki jest mowa o ludziach archaicznych, często o poglądach i wizjach na świat wręcz wyssanych od naszych prapotomków z jaskiń. Sam styl pisania Renaty Šerelytė oraz bogactwo językowe, jakim operuje, niekoniecznie muszą być równie „głupawe”.
Przyznam, że początkowo książka w żaden sposób mnie sobą nie zainteresowała. Fabuła był nijaka, ba, można powiedzieć, że jej wcale nie było. Wszystko bez sensu poruszało się po abstrakcyjnym świecie, odmarzającym po zimnej wojnie, której skutki przymarzły na prowincji litewskiej dość mocno. Postacie realne płynnie spajają się z wyimaginowanymi tak, że właściwie nie wiadomo, gdzie kończy się jawa, a gdzie jest już pijacki sen. Takie chore pisadełko.
Lecz nie do końca muszę się z tym pierwotnym zdaniem zgodzić. Choćby z tego powodu, że po dłuższym wczytywaniu się, dostrzegłem i te piękne strony „Gwiazd epoki lodowcowej”. Urok nie tworzy tutaj akcja, bujnie rozkwitnięci wewnętrznie bohaterowie, wartkie i mądre wypowiedzi, ale piękno języka jakim Šerelytė „rzuca” bez większych problemów. Tworzone przez nią opisy, poetyckie porównania, liryczne zdania, są nektarem dla miłośników pięknego stylistycznie pisania. I to właśnie stanowi o mocy przebicia tej litewskiej artystki. Aż chce się ją czytać więcej i więcej, zasysać te poetyckie mądrości, aż zachłyśniemy się słowem „koniec”.
Robi wrażenie, jak prawdziwy potężny lodowiec. Aż łamie mnie w kręgosłupie, bym ukłonił się nie tyle przed panią Šerelytė, lecz przed jej talentem. Dla tych, którym książka nie jest tylko suchym opisem nierzadko ciekawych wydarzeń, lecz także wilgotną wizją poetyczności szarych chwil życia, polecam z wielkim apetytem.