Niecałe 20 km na północ od marokańskiego Agadiru, przy drodze prowadzącej do Essaouiry, leży niewielka miejscowość, która przyciąga szczególną grupę ludzi. I tak właściwie to nie chodzi o samą siedzibę ludzką, lecz wody, które energicznie uderzają o tutejszy skrawek brzegów Afryki. O fale, które pozwalają surferom cieszyć się ich ukochanym hobby. Choć nie zawsze przecież tu tak było. To znaczy – owszem – fale może i były od dawna, ale nie moda na surfing.

Taghazout, surfing i rybołówstwo
Choć przeczesując różne źródła możemy dowiedzieć się, że historia surfingu w Afryce sięga znacznie dalej w przeszłość niż zapewne to sobie pierwotnie wyobrażaliśmy, to jednak trudno owe pierwotne formy pływania na falach jednoznacznie przyrównać do współczesnego surfingu. Bowiem wzmianki o tym, które pochodzą zresztą z Ghany z lat 40 XVII wieku, dotyczą pływania dzieci przywiązanych do desek i wrzucanych do wody. Tak, aby z deskami wciśniętymi pod brzuchy płynęły wraz z falami.

Jednak co do samego Taghazout, trudno tu mówić o wielkiej historii wioski. Jako dawna siedziba berberów, nie posiada ona bogatej spisanej przeszłości, a jedynie ustne przekazy. Stąd wiemy m.in. o starciach lokalnych plemion berberyjskich z Portugalczykami w XVI wieku. Z kolei w XIX wieku swoją obecność w tej części Afryki zaznaczali i zwiększali Hiszpanie. I tak oto wówczas powstawały tu małe fabryki oraz meczet, łącząc tym samym rozpierzchniętych berberów w większą społeczność. Nadal jednak niespecjalnie dużą. do tego lokalny przemysł wciąż opierał się w dużej mierze na rybołówstwie.



Taghazout, wioska surferów
Zmiany, najpierw powolne, później szybsze, zaczęły zachodzić w II połowie XX wieku. Wraz ze wzrostem popularności surfingu na świecie w latach ‘60 wspomnianego stulecia, moda ta wreszcie zaczęła docierać i do Zatoki Taghazout. W związku z tym, w latach ‘70 zaczęli tu regularnie przybywać surferzy poszukujący dogodnych warunków do uprawiania tego wodnego sportu. I wygląda na to, że znajdowali je, gdyż wioska surferów rozrosła się.
Wkrótce potencjał regionu zaczął doceniać również i marokański rząd, zakładając rozbudowę infrastruktury w okolicy Taghazout i Tamraght. I planując tym samym przyjęcie większej ilości turystów, w tę jakże atrakcyjną pogodowo część Maroka. Czy im się udało? Bez wątpienia. Ja przyjechałem i spędziłem w tej okolicy czas dobrze, czy wręcz bardzo dobrze. Mimo, że nie surfowałem.
Taghazout – co zobaczyć, co robić?
Planując czas urlopowy w Taghazout łatwiej będzie opowiedzieć, co tam zrobić, niż co zobaczyć. Taghazout nie posiada bowiem zabytków, nie jest bardzo starą miejscowością o bogatej przeszłości architektonicznej. Łatwiej więc będzie wymienić owe “aktywności”, nawet jeśli część z nich jest jedynie “na leżąco”. Zatem: co robić w Taghazout?
- Spróbuj surfingu – to pierwsze, co powinno przyjść ci na myśl. To oczywiste, w końcu to wioska surferów.
- Poćwicz jogę – możesz ją uprawiać grupowo, dołączając do lekcji prowadzonych przez pracujących tu profesjonalistów. Wolisz w odosobnieniu? Świetnie, spacerując poza wioską surferów, natkniesz się na wiele ładnych miejsc, które pozwolą ci się wyciszyć i zrobić trening na osobności.
- Wybierz się na masaż – zbyt wielu miejsc na masaż w Taghazout nie znajdziesz, ale jednak takowe są. A skoro jesteś tu na urlopie, by odpocząć, to dlaczego nie skorzystać z tej opcji?
- Przejedź się na wielbłądzie (lub koniu) – spotkasz je na plaży. Oczywiście musisz za to zapłacić, to nie są dzikie wielbłądy, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie widać w pobliżu nikogo, kto by się nimi zajmował. Jak tylko wyciągniesz telefon czy aparat, żeby zrobić zdjęcie, zobaczysz jak szybko ktoś cię dogoni, by zainkasować pieniądze za możliwość zrobienia zdjęcia. A co do samej przejażdżki, owszem nie będzie to przeżycie jak z Sahary. Ale jeśli nie wybierasz się poza Taghazout to chociaż tu możesz spróbować tej “przyjemności”.
- Pójdź pobiegać – wzdłuż wybrzeża, na południe od Taghazout, ciągnie się drewniana ścieżka ze stacjami do wykonywania rozmaitych ćwiczeń. Skorzystaj z tego, tylko nie w upalne południe – raczej rano lub wieczorem.

A co ze zwiedzaniem? Jak wspomniałem, nie ma tu kuszących pięknem zabytków. Ale warto wybrać się na spacer po Taghazout, zanurzyć się w jego chaotyczne uliczki. Nie zbłądzisz, Taghazout nie jest duże. Ale i tak masz szansę na uchwycenie wzrokiem kilka ładnych widoków z charakterystyczną architekturą.
Okolice Taghazout
Spacer na północ od Taghazout
Opuszczając wioskę surferów Taghazout i wędrując na północ, najlepiej wzdłuż brzegu, dojdziemy do wznoszącego się wyżej wybrzeża, z którego rozpościerają się szerokie widoki na okolicę. Owszem, trzeba pokonać pieszo kilka kilometrów, ale jest szansa pobyć nieco na łonie natury i spotkać żyjące tu zwierzęta. Albo po prostu nacieszyć oczy ładnymi widokami z dala od turystycznego hałasu. Niestety, nie z dala od walających się śmieci, które od czasu do czasu burzą harmonię spaceru i przypominają o ludzkiej obecności w tej części świata.




Spacer na południe od Taghazout
Spacer na południe Taghazout, również kilkukilometrowy, to z kolei inny rodzaj doznań. Bardziej turystycznych (w pełnym tego słowa znaczeniu) niż przyrodniczych. Jak wspomniałem wcześniej, prowadzi tu wygodna drewniana ścieżka ze stacjami sportowymi, a ciągnie się ona wzdłuż resortów. Z większą ilością ludzi na plażach, zarówno surferów, jak i zwykłych turystów oraz wielbłądziarzy. Można tędy dotrzeć do punktu widokowego z ławeczkami i lekkim zadaszeniem nad głowami. A stąd można obserwować ciągnące się na południu wybrzeże, biegnące gdzieś tam dalej do Agadiru. I dalej, i dalej, daleko poza Agadir…
Przeczytaj też:
Zobacz inne piękne miejsce w Maroku: Ajt Bin Haddu.
Przenieś się też ze mną do starożytnego Egiptu i zobacz świątynie Abu Simbel.
Celine
13 sierpnia, 2025 — 2:14 pm
W Maroku odwiedziliśmy to miejsce przypadkiem. Byliśmy przejazdem i postanowiliśmy się zatrzymać. Warto nawet jeśli nie surfujecie 🙂
Samo miasteczko przyjemne, klimatyczne
I można smacznie zjeść 🙂