blog z pasją pisany: podróże, marketing, historia

Tulum. Tu pięknie jest

Promienie słońca odbijają się od rozgrzanego asfaltu, przez co grzeją mnie niemiłosiernie z każdej strony, nie tylko spadając na mnie z impetem z góry, ale i wznosząc się ku mnie od dołu powolną lecz nieubłaganą falą gorąca. Ciężko przed tym uciec, choćby chciało się to zrobić nie wiem jak bardzo, dzień jest tak straszliwie upalny. Ale przecież jakoś ze współczesnego Tulum do starej strefy archeologicznej muszę się przedostać.

Tomasz Merwiński w Tulum w Meksyku

Na szczęście na miejscu okazuje się, że kolejka do kasy biletowej Zona Arqueológica de Tulum nie jest aż tak długa, aby oczekiwanie przeciągało się boleśnie w nieskończoność. Ponadto tutejsza infrastruktura pozwala schować w cieniu i jakoś przetrwać czas mijający na stanie w ogonku turystów. Choć zarazem chciałoby się jak najszybciej wejść do środka i zobaczyć na własne oczy to, co dotychczas widziało się przede wszystkim na obrazkach w internecie, w folderach reklamowych, wspaniale zaprojektowanych ulotkach i innych materiałach promujących Jukatan. Każde z nich bardziej magiczne i zachwycające od poprzedniego, choć przecież wszystkie pokazujące to samo miejsce. Niemal to samo ujęcie. Kamienny relikt przeszłości stojący na skarpie nad morzem o kolorze magii.

Wreszcie udaje się tam wejść…

Wejście w strefie archeologicznej w Tulum

Widok na stref archeologiczną w Meksyku

Tomasz Merwiński w Meksyku

Ruiny w Tulum

Zaduma nad Tulum

Prawda jest taka, że Tulum nie musi usilnie prężyć swych murów, by robić ogromne wrażenie na turystach. Wystarczy, że natura wyprężyła już swoje muskuły, wznosząc okoliczne wybrzeże ku górze, tworząc kilkunastometrowy klif wiszący nad plażą i wodami Morza Karaibskiego. Zresztą, plażą i morzem mającymi niesamowite, delikatne, pastelowe kolory. A człowiek jedynie zmyślnie tę moc natury wykorzystał, budując na jej grzbiecie swoje siedziby, nie tylko nietrwałe domostwa zbudowane z liści palmowych i drewna, ale i mocne kamienne konstrukcje. Struktury, takie jak okalające to miejsce mury, liczne świątynie, a wreszcie i inne budowle o różnym przeznaczeniu, a niezbędne do prawidłowego funkcjonowania dawnej społeczności Majów. I choć tutejsze budowle nie są najbardziej majestatyczne spośród wszystkich na całym Jukatanie i nie można ich w żaden sposób przyrównać do wielkich piramid z Chichén Itzá, Coby czy Uxmal, to jednak robią one wrażenie na inny sposób. Zapadają w pamięci dzięki swemu malowniczemu położeniu. Tak malowniczemu, że nie dziwi to, iż potrafią przyciągnąć tak szerokie rzesze turystów, jakie widzę tutaj właśnie dziś. Choć chyba przede wszystkim turystów przez wielkie “T”, bo większość z nich wygląda, jakby do Zona Arqueológica de Tulum zabrali się nie z pasji do wymagającego eksplorowania świata, co raczej z prozaicznego powodu – ze względu na bliskość do pięknych plaż, dyskotek, barów czy hoteli, w których spędzają w luksusowy sposób noce i dnie. A teraz po prostu muszą zabić swoją nudę, zająć czymś nadmiar wolnego czasu i pstryknąć kilka instagramowych fotek. Bez głębszej refleksji nad zwiedzanymi miejscami.

Plaża w Tulum w Meksyku

Morze Karaibskie widziane z Tulum

Tulum na fali

Ale może to tylko tymczasowa fala nierozgarniętych przybyszów z różnych części świata? Fala zdaje się być tutaj idealnie dobranym słowem. Bowiem jako nadmorskie miasto, czy nawet port, Tulum przyzwyczajone jest od wieków do życia w rytmie fal. Nie tylko tych morskich, ale i społeczno-historycznych. Wystarczy spojrzeć wstecz. Bo gdy w maju 1518 roku dotarła w te okolice ekspedycja, której przewodził hiszpański konkwistador Juan de Grijalva, wówczas jego kronikarz Juan Diaz odnotował, że Tulum wydało mu się tak wielkie, jak Sewilla – przepiękne miasto w hiszpańskiej Andaluzji. I rzeczywiście Tulum było w tamtych latach gęsto zaludnione, w końcu pełniło wówczas rolę ważnego portu, ale i nie mniej istotną rolę polityczną i ceremonialną. Jednak już nie na długo. Mówi się bowiem, że miasto to było zamieszkane przez tubylców do roku 1521 (od roku 900 począwszy, ze szczytem świetności od 1200 roku), czyli zaledwie 3 lata po chwilach opisywanych przez hiszpańskiego kronikarza. Co więc takiego wydarzyło się pod koniec istnienia tego miejsca, jako prężnie rozwijającej się siedziby ludzkiej, że tak nagle przestało normalnie funkcjonować? No cóż, lata 20 i 30 XVI wieku w tym rejonie świata to przede wszystkim rozprzestrzenianie się różnych chorób przywiezionych na Jukatan przez Europejczyków, a na które to miejscowa ludność nie była zupełnie przygotowana. Czy właściwej: nie była odporna.

Ruiny Majów na Jukatanie

Majańskie ruiny w Meksyku

Dom Chultuna w strefie archeologicznej w Tulum
Ruiny zwane Domem Chultuna

I tak jak Majowie od wieków lubują się w różnych cyklach, przemijających jeden po drugim, tak i tutaj pewien cykl się zamknął. Bowiem tak jak przez wieki owe fale morskie dawały Majom dobrobyt, tak wreszcie przyniosły one na swych grzbietach śmiertelne dla nich zagrożenie – konkwistadorów. I kolejne fale przybyszów z Europy… a wraz z nimi falę zabójczych epidemii.

Tulum odkrywane na nowo

To, co dziś widzimy, było na nowo odkryte przez Europejczyków dopiero w XIX wieku. Tym razem nie przez wrogo nastawionych konkwistadorów, lecz różnych eksploratorów i badaczy. I tak po prawdzie to odkrywamy to miejsce po dziś dzień, dowiadując się chociażby takich rzeczy, że Tulum, znaczące zresztą tyle, co “mur” lub “palisada”, wcześniej mogło nosić miano Zama, oznaczającego “miasto świtu”. Odkrywamy jednak przede wszystkim skrawki namacalnej historii, takie jak świątynia zwana dziś zamkiem (El Castillo), choć swego czasu pełniła zapewne m.in. funkcje nawigacyjne dla płynących łodzi, czy też Świątynia Zstępującego Boga (Templo del Dios Descendente), bądź wreszcie Świątynia Fresków (Templo de los Frescos), w której zachowały się dawne malowidła ścienne. I oczywiście ta położona w najbardziej malowniczy sposób, najbardziej kojarzona z Tulum, stanowiąca jego pewnego rodzaju wizytówkę – stojąca tuż nad samym wybrzeżem Świątynia Boga Wiatru (Templo Dios del Viento). Rzecz jasna, budowli na terenie rozległej dość strefy archeologicznej jest oczywiście więcej, a każda jest w innym stanie, bowiem różnie poradziły sobie one z upływającym czasem i działającymi na nie warunkami atmosferycznymi. Dlatego też wiele jest tutaj jedynie porośniętych trawą placyków z odrobiną kamieni, czy zarysem ścian, które sprawiają, że Tulum stanowi w dużej mierze strefę z otwartą, wolną przestrzenią.

Tomasz Merwiński przed majańską świątynią - ruiny Majów w Tulum

Świątynia Boga Wiatru w Tulum
Samotnie stojąca Świątynia Boga Wiatru
Świątynia Zamek w Tulum na Jukatanie
Świątynia Zamek (El Castillo)
El Castillo w Tulum
El Castillo wystające ponad otaczające go palmy

Namiastka dzikości

To, co jeszcze na terenie Tulum może być szczególną atrakcją, wyróżniającą ją zresztą na tle innych jukatańskich obiektów, to… zwierzęta. Co prawda podobnie jak i w innych strefach archeologicznych, tak i tutaj można często natknąć się na iguany wylegujące się pod gorącym meksykańskim słońcem, ale są także i mniej oczywiste ostronosy. Małe, kroczące na czterech łapach zwierzęta, których nigdzie indziej akurat podczas tej podróży nie natrafiłem, a które się tutaj ochoczo panoszą, nieszczególnie przejmując się tłumami chodzącymi pośród zabytków ludzi. A może wręcz przeciwnie, tłumy te są im na rękę, oznaczają bowiem nie tylko żywe zainteresowanie człowieka, jego ceną uwagę, ale i bycie swego rodzaju gwiazdą otoczoną błyskami setek fleszy aparatów. Zapewne jednak nie o zdjęcia tu chodzi, lecz o coś ważniejszego, o oferowane przez ludzi różnej maści smakołyki.

Iguana na Jukatanie w Meksyku

Ostronos w Meksyku na Jukatanie

Ostronos w Tulum na Jukatanie

Obecni są tutaj także przedstawiciele różnych gatunków ptactwa, włącznie z pięknymi, choć niekoniecznie przyjemnie mi się kojarzącymi wilgowronami. Nie to, że są to jakieś niezwykle straszne, czy drapieżne ptaszyska, po prostu moje uprzedzenie do tych zwierząt bierze się z pewnych intensywnych doświadczeń z ostatnich dni. Krótko mówiąc, praktykowanie codziennych wczesnych pobudek poprzez dzikie krzyki siedzącego nieopodal ptaka mogą w pewnym momencie z frajdy zamienić się w istną udrękę…

Wilgowron w Meksyku

Ptak w strefie archeologicznej Tulum

…bo choć świat trzeba eksplorować intensywnie, to przecież czasem trzeba odpocząć i się porządnie wyspać przed kolejną wyprawą. Czyż nie?


Przeczytaj też:

Zobacz razem ze mną inne ciekawe miejsca w Meksyku.

Więcej o Meksyku można też dowiedzieć się z książek dotyczących tego kraju, jak choćby z książki „Dzieci szóstego słońca” Oli Synowiec.

« »