Wbrew niebywałej światowej sławie i znakomitemu statusowi, na jaki zapracował sobie swoimi reportażami Ryszard Kapuściński, współcześnie wielu polskich czytelników nie tylko nie miało jego książki w dłoni, ale wręcz o nim nie słyszało! Dlatego niniejsza recenzja „Cesarza” ma być przypomnieniem i zachętą. Nie zachętą poprzez próżne wychwalanie, a przez szczerą, z serca i umysłu płynącą wypowiedź.

Wpierw postarajmy się umiejscowić w czasie i przestrzeni treść „Cesarza””. Mianowicie jest to opowieść o wydarzeniach rozgrywających się w etiopskim ośrodku władzy, jaki skupiał się wokół osoby Hajle Sellasje, noszącego godność tytułowego cesarza. Opowieść niekiedy sięga do początków (w roku 1930) 44-letnich rządów tego jedynowładcy, acz skupia się głównie na schyłku i upadku rządów Jego Cesarskiej Mości (w roku 1974).

Opowieść ta snuta jest w niezwykle ciekawy sposób. Narratorami książki są przede wszystkim postaci powiązane w jakiś sposób z Hajle Sellasje, jego ministrowie i mistrzowie ceremoniału, ocalali z rewolucji przynoszącej zmianę rządów, a odnalezieni przez Ryszarda Kapuścińskiego pośród gruzów etiopskiego cesarstwa. W ten sposób poznajemy życie pałacu od wewnątrz, zagłębiając się jednocześnie w osobiste przeżycia i spostrzeżenia tych ludzi oraz poznając ich specyficzny sposób rozumowania, w swej lojalności wobec cesarza wręcz niewolniczo-poddańczy. Sam autor wtrąca się rzadko, zaznaczając jedynie swoją obecność przy spisywaniu owych relacji.

Nietrudno domyśleć się, że Ryszard Kapuściński nieco przeredagował wypowiedzi swoich rozmówców (których nawiasem mówiąc nazwisk nie zdradza, operuje jedynie inicjałami i poprzez wypowiedź rozmówcy daje możliwość domyślenia się pełnionej przez nich funkcji i stanowisk w strukturach władzy Etiopii). Ale dzięki tej jakże umiejętnej redakcji słowa świadków nabierają poetyckiego zabarwienia:

„Bo sama twarz – to anonim, samo nazwisko – to abstrakcja, a tu należy zmaterializować się i ukonkretnić, przybrać kształt, formę, zdobyć odrębność.”

czy też:

„Bo jeśli zaczną skrobać, można ponownie zaistnieć, choćby negatywnie i potępieńczo, ale zaistnieć, przestać tonąć, wystawić głowę na powierzchnię, żeby powiedzieli – patrzcie, a ten jeszcze istnieje! W przeciwnym wypadku co zostaje? Zbędność, nicość, zwątpienie, że było życie.”

Zresztą styl pisania Kapuścińskiego jest niezwykle ciekawy i przyjemny w syceniu się nim. Wszystkie myśli, wszystkie spostrzeżenia, czy po prostu wszystkie wyłapane przez reportażystę szczegóły opowieści rozmówców wślizgują się do umysłu czytelnika i w nim pozostają:

„Czujemy się więc zbędni i wychodzimy, a jego głowa w geście pożegnania przesuwa się po torze w kierunku pionowo-kugórnym.”

czy fragment jeszcze bardziej charakterystyczny dla Autora:

„A roboty przy odkręcaniu zawsze huk! Więc odkręcają i odkręcają, potem się oblewają, nerwy sobie targają, tu biegają, tam łatają, a w tym zapędzeniu, zarobieniu, zawirowaniu fantazje powoli z gorących głów wyparowują.”

bądź wreszcie:

„Powietrze zrobiło się ciężkie, gęste, ciśnienie niskie, zniechęcające, obezwładniające, jakieś skrzydła opadły, coś pękło, wewnętrznie pękło.”

Przyznajcie sami, że jest to styl nader oryginalny i zapewniam, niezwykle wciągający. Być może na ową „wciągalność” wpływają interesujące wydarzenia, a być może na koloryt tych wydarzeń wpływa sam styl pisania Kapuścińskiego. Bez względu na kierunek przepływu tej zachęcającej energii – efekty są zachwycające.

Nad „Cesarzem” i jego walorami estetycznymi możemy dyskutować długo, intensywnie, wręcz gęsto. Nie możemy przy tym zapomnieć o demaskatorskiej, obnażającej roli Kapuścińskiego. A obnaża on tu mechanizmy działania władzy Hajle Sellasje, które opierają się na lojalności budowanej korupcją. Kompetencje nie grają tu roli, wręcz sami rozmówcy Autora przyznają, że kompetencje mogły być niewygodne ? cesarz na tle ludzi głupich, brutalnych i zachłannych mógł wyróżniać się jako litościwy, hojny, dobroduszny.

Choć i z drugiej strony, paradoksalnie, Hajle Sellasje był miłośnikiem dobrego wykształcenia i postępu. Tu znów paradoks, bo on sam będąc człowiekiem nie potrafiącym czytać, ani pisać, chętnie posyłał swoich podwładnych na stypendia, czyli na nauki pobierane w amerykańskich szkołach. Pragnąc dobra i wiedzy dla podwładnych (w ramach rozwoju, o który przecież tak bardzo zabiegał) kopał pod sobą grób, bo nie kto inny jak właśnie ci wykształceni, mający ogląd w nauce i świecie ludzie, z czasem najmocniej wytykali błędy cesarskich rządów i postulowali radykalne zmiany w Etiopii.

„Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego to arcydzieło światowej klasy. Nie tylko jako fascynujący reportaż, nie tylko jako poetycki opis minionego świata, ale także jako książka o ludziach, o psychologii władzy, o mechanizmach jedynowładztwa, o zwykłych ludziach, ich podłych żądzach i zachciankach. To książka barwna, barwnie opisana stylem nie do podrobienia. To książka o cesarzu, który oglądał własny upadek. Upadek, z którym ostatecznie się godził (choć w głębi duszy być może go nie akceptował), której być może miał nadzieję stać się uczestnikiem (wszak sam mówił: „Jeśli rewolucja jest dobra dla ludu, jestem za rewolucją”), lecz stał się jej ofiarą („Wczoraj zmarł były cesarz Etiopii ? Hajle Sellasje I. Przyczyną zgonu była niewydolność krążenia”). Jednak czy to nie on sam nie podpiłowywał filaru władzy podtrzymującego strop nad jego tronem?

Wreszcie musimy to sobie powiedzieć – „Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego to wnikliwa, inteligentna książka o prozie cesarskiego życia, pisana poezją spostrzegawczości. Niewiarygodnie fantastyczna!