„Irańska historia miłosna” to opowieść o uczuciu rodzącym się w cieniu islamskiego fundamentalizmu i religijnego totalitaryzmu. To opowieść o miłości, która nigdy nie powinna zostać poczęta. Bo tu, na ziemi nowego Narodu Wybranego, w kraju wszechobecnych praw ustanowionych przez samo Królestwo Niebieskie, zabronione jest wszystko to, co hańbi majestat Boga Jedynego. Wszystko co prowadzi do grzechu. Słowem: wszystko!

Shahriar Mandanipour przemyca czytelnika na ulice Teheranu patrolowanego przez członków Kampanii przeciwko Zepsuciu Społecznemu, czyli nadgorliwych wyznawców panującego reżimu. Nie umknie im żadne wykroczenie przeciwko islamskiemu prawu – ani słuchanie muzyki, ani tańce, ani spożywanie alkoholu, ani też przebywanie w jednym miejscu jednocześnie kobiety i mężczyzny nie będących członkami jednej rodziny. Umkną im natomiast zbiegające się spojrzenia Dary i Sary, dwojga młodych ludzi, między którymi powoli rodzi się uczucie – uczucie, które, jak się zdaje, w kraju tak głęboko spenetrowanym przez fundamentalizm, z góry skazane jest na porażkę. A jednak rozkwita, niespiesznie, wstydliwie, lecz nieustannie, coraz śmielej.

Całą sytuację komplikuje pan Porfiry Pietrowicz, czujny cenzor, przed którego wszystkokreślącym ołówkiem nie umknie ani jedno słowo powieści, które mogłoby przywieść czytelnikowi na myśl grzeszne czyny, lubieżne wizje – czy to taniec, czy opis pracy kipera win, czy choćby skrawek nagości zdradzonej w kilku wersach poezji. Dlatego też Shahriar Mandanipour musi meandrować pośród kolejnych pozycji bogatego słownika staroperskiej mowy, by powieść ta nie straciła na swym uroku, ale i zarazem by pan Pietrowicz nie mógł wstrzymać dystrybucji powieści (bo w Iranie – owszem – można wydać każdą książkę, ale nikt nie powiedział, że musi ona ujrzeć światło dzienne, opuszczając ściany magazynu). W tym celu Autor pisze między wierszami, nierzadko wdając się w dyskusje z bystrym i spostrzegawczym Pietrowiczem. Musi tłumaczyć i wyjaśniać czytelnikowi nieobeznanemu w irańskiej rzeczywistości, na czym polega życie pod wodzą następców Chomeiniego.

Przez treść powieści przebija się jednak ważne spostrzeżenie – z jednej strony przygnębia społeczną nierównością, z drugiej strony pociesza (choć jest to ponure pocieszenie), że nie wszystko zostało przesiąknięte religią. Bo Boże Prawa, wbrew swemu sensowi, nie obowiązują wszystkich śmiertelników. Przynajmniej nie oficjalnie. Ktoś tam jest jeszcze w miarę wolny…

„Zamknęli drzwi oberży, O Boże, nie zgadzaj się na to

Bo otwierają drzwi oszustwu i hipokryzji…”

Ci, którzy mają władzę i pieniądze, są w stanie pozwolić sobie na wszystko i ze wszystkiego się wykpić. Zwykli ludzie skazani są na jałową egzystencję i życzliwość czarnego rynku. Bo jak ma się zaspokajać Naród Wybrany, który ma ograniczony dostęp do wszystkiego? Potajemnie kupują alkohol, płyty z zachodnią muzyką i zakazane książki, organizują podziemne imprezy taneczne, czy wreszcie kupują kiepskiej jakości filmy z nagraniami gwałtów w zastępstwie amerykańskiego porno… lecz doły społeczne nie mają szans wykpienia się chociażby z najdrobniejszego wykroczenia przeciwko Bogu. Szarzy obywatele będą musieli później lizać rany po torturach i wieloletniej odsiadce. Albo zawisną na szubienicy. No i rozdział płci, który jest tutaj tak dalece nierówny. To nie gwałciciel pójdzie pod ostrze muzułmańskiego sądu, lecz jego ofiara – kobieta, która w ten oto brutalny sposób cudzołożyła, bądź straciła dziewictwo przed wyjściem za mąż.

Zdaje się, że opowieść o miłości Dary i Sary to tylko pretekst do opisania między wierszami tragicznego położenia narodu irańskiego. Nic bardziej mylnego – bo postaci te poznamy wystarczająco dobrze, by obdarzyć je sympatią i szczerą serdecznością. Lecz opowieść o ich miłości potrzebuje szkicu tła. A szkic tła potrzebuje wątku fabularnego. Miłość Dary i Sary oraz obraz irańskiej cenzury, hipokryzji, fanatyzmu i brutalności, wymagają swojej wzajemnej obecności, uzupełniając się, dając pretekst do ukazania tego, czy innego wątku (miłosnego, bądź społeczno-politycznego).

„Irańska historia miłosna” to opowieść o uczuciu najpiękniejszym na świecie. O motylkach w brzuchu, o pierwszych pocałunkach, o pierwszych tęsknotach za zakazanym owocem. Książka Shahriara Mandanipoura to powieść tragiczna, o śmierci, o karze, o fanatyzmie, o totalitaryzmie. O ciągłym zagrożeniu. A jednak jest nadzieja, bo ludzie tacy jak Dara i Sara świadczą o tym, że w głębi każdego narodu kryje się pragnienie normalności i wolności. Dlatego tak bardzo tutaj wszystko się przeplata – czułe spojrzenia, ucieczka przed patrolami fanatyków, wspólne spacery, strach przed więzieniem, pożądanie i ostrożność na każdym kroku. Delikatność i tortura. Życie i śmierć. Wszystko to wciąż się tu przeplata: w wersach i między wersami, a mimo to powieść pozostaje jasna i zrozumiała. Fascynująca i przerażająca. Jak boski Koran i jego ziemskie odzwierciedlenie.