Macedonia to kraj niewielki, ale jakże fascynujący. Nie powinno Cię zatem dziwić, że można snuć o nim wielogodzinne opowieści. Ale po co właściwie tego wszystkiego słuchać? Lepiej spakować walizki i samemu przekonać się jak dalece niesamowity jest ten różnorodny kulturowo i krajobrazowo bałkański kraj. Warto jednak przed wyjazdem do terytorialnej ojczyzny Aleksandra Macedońskiego (bo genetycznie niewiele łączy tego greckiego bohatera ze współczesnymi słowiańskimi mieszkańcami wspomnianych ziem) zażyć kilku lekcji miejscowej mowy, by tzw. „fałszywi przyjaciele” języków słowiańskich nie wpakowali nas w jakąś dziwaczną i niezrozumiałą kabałę.
Poruszając się po macedońskich traktach jakimkolwiek pojazdem kołowym nie powinniśmy się dziwić ciągłym narzekaniom kierowcy owego pojazdu na jakieś tam „dupki”. Cóż, tutejsze drogi bywają różne (podobnie zresztą jak i w Polsce), a więc i od czasu do czasu można natknąć się na jakąś nieprzyjemną „dupkę”. Bez skojarzeń, drogie panie i drodzy panowie, chodzi po prostu o dziury w asfalcie. Bo przecież takie z nich wstrętne dupki…
Nie dajmy się także zwieść przy różnego rodzaju uwagach skierowanych wprost do naszej towarzyszki życia. „Vredna žena” nie jest wyrazem bolesnej szczerości, czy nieprzyjaznego nastawienia Macedończyków do obcokrajowców. To komplement! To uznanie naszej żony nie jako wrednej, a wręcz jako pracowitej, nadzwyczaj wartościowej. Taką uwagę wypadałoby odwzajemnić i uprzejmie nazwać Macedończyka „frajerem”. Nie obrazi się – dumnie wypnie pierś i obnaży solidne bicepsy wypracowane w pocie czoła pod bałkańskim słońcem, gdyż właśnie określono go pięknym synonimem hiszpańskiego „maczo”.
Kiedy już w swej wędrówce dotrzemy nad jezioro Ochrydzkie, które nawiasem mówiąc rozciąga się na 15 km wszerz i 30 km wzdłuż (albo na odwrót, zależnie od której strony patrzymy) i gwarantuje przy tym przepiękne krajobrazy, nie okazujmy zdziwienia, kiedy ktoś zaproponuje nam „pedalinkę”. To nie jakaś zdrożna i nieczysta propozycja naszego rozmówcy. Chodzi tylko o rower wodny. Podobnie płynąc krytą łódką u źródeł fascynującej rzeki Czarny Drim, która to zresztą w niezwykły sposób przepływa przez środek jeziora Ochrydzkiego, nie zdziwmy się, że spotkamy tam pewne tajemnicze „želki”. Wbrew wszelkim pozorom tu wcale nie działa wytwórnia żelków marki Haribo, ani też nie rozsypało ich żadne niesforne dziecko. Gorzej jednak kiedy ktoś wpadnie w panikę wykrzykując z przestrachem „ninja želki! Ninja želki!”. Wówczas trzeba prędko wiać, gdyż może to oznaczać, że atakują nas wojownicze żółwie ninja! Choć na dobrą sprawę nikt tam ich jeszcze nie spotkał. No, poza telewizją, oczywiście.
Skoro już o jedzeniu mowa to warto również zawrócić uwagę na coś, co miejscowi nazywają burek i można to znaleźć w niezliczonej liczbie punktów gastronomicznych. Od razu przestrzegam, że nie chodzi o jakąś niehumanitarną wersję hot-doga. Burek to nie imię, burek to aromatyczna i smakowita potrawa z mięsem mielonym zawiniętym w specjalnie przygotowane do tego ciasto.
Na miłe zakończenie warto wspomnieć o polskich akcentach w Macedonii, bo warto wiedzieć, że kiedy już zawitasz u bram Skopje i zapytasz pierwszego lepszego mieszkańca macedońskiej stolicy o „Koźle Bozle” (Козле – Бозле, tj. Koziołek Matołek), „Rekszo” (Рекшо, tj. Reksio) albo jeszcze lepiej o „Meczeto Uszko” (Мечето Ушко, tj. Miś Uszatek), spotkasz się z nadzwyczaj entuzjastyczną i temperamentną odpowiedzią. Ostatnia z owych kreskówek usypia macedońskie dzieci, dzięki państwowej telewizji, która puszcza ją każdego dnia o godzinie 19 miejscowego czasu. Dzięki temu każdy kulturowy spadkobierca Aleksandra Macedońskiego zna piosenkę przewodnią tej bajki i jest w stanie ci ją zaśpiewać, choć nie licz na poprawną polszczyznę, raczej nastaw się na wymyślne, ostro poprzekręcane słowa, zasłyszane uchem rodowitego Macedończyka. Ale czy i my nie przekręcamy ich języka słysząc to co sami chcemy usłyszeć?