Nie należę do wytrawnych koneserów opery, choć sztukę (szczególnie tę ambitniejszą) lubię i potrafię docenić jej walory. Dlatego też operetkę Johanna Straussa pt. „Zemsta Nietoperza”, której miałem okazję przyjrzeć się we wrocławskiej operze pod koniec Anno Domini 2014, ocenię nie jako obyty w tym rodzaju sztuki krytyk, lecz jako widz zwyczajny, któremu przyszło oglądać to, co działo się na deskach dolnośląskiej sceny.
A działo się więcej, niźli mogłem się pierwotnie spodziewać. I choć „Zemsta Nietoperza” jest historią jak najbardziej obyczajową, to jednak sposób jej skonstruowania – zarówno fabuły, jak i samych bohaterów – a także sposób realizacji i jakość artystyczna oraz rozrywkowa tego przedsięwzięcia nie pozwalają nudzić się choćby przez chwilę. Ta prosta opowiastka, zbudowana na motywach zemsty tytułowego doktora Nietoperza (który to buduje niecną intrygę, mającą na balu ośmieszyć ofiarę) na swym przyjacielu – Gabrielu von Eisensteinie (za inny dowcip wcześniej weń wymierzony) – potrafi długo trzymać widza w napięciu, lecz przede wszystkim bawi w sposób mistrzowski. A bawią tu dialogi, gagi sytuacyjne, uwspółcześnione „wstawki” nawiązujące do otaczającej nas rzeczywistości („taki mamy klimat”), ale i sami bohaterowie, którzy są tak niedoskonali, pełni wad, że aż prawdziwi, bardzo nam bliscy.
Piękne kostiumy, doskonałe dekoracje sceniczne, wyborne kreacje aktorskie, wyśmienity śpiew i gra aktorska, a wreszcie sztuka, jak najbardziej zjadliwa dla zwykłego szarego obywatela, który być może z podobnymi spektaklami nie jest na „ty”, ale też wyborną rozrywką na poziomie nie pogardzi.
„Zemsta Nietoperza” to operetka, która nieustannie, bez chwili wytchnienia przykuwa uwagę widza. Nawet gdyby wybrał się do opery i po raz drugi, a może i trzeci, znając już bieg fabuły i dalsze dzieje bohaterów, z pewnością przyglądałby się temu widowisku pełen zaciekawienia, bez cienia znużenia, czy oczekiwania na przerwę. Myślę, że dzieło Johanna Straussa w wykonaniu Opery Wrocławskiej to doskonały wstęp do świata opery dla ludzi niebędących z nią obytych, ale i odrobina oddechu (pełnego śmiechu i radości) dla jej starych wyjadaczy. Znaczy się, wytrawnych koneserów.
Marzena WM
13 lutego, 2018 — 7:48 am
Ponad dwa lata temu byłam pierwszy raz w życiu w operze – Operze Lwowskiej – balet Don Kichot. Podobało mi się, ale stwierdziłam, że jeden balet już chyba na całe życie starczy 😉 Nigdy natomiast nie brałam pod uwagę pójścia na operę czy operetkę… do czasu…aż przeczytałam wpis pewnego gościa w necie, żeby jednak pójść, zobaczyć, bo on tez był anty… a mu się podobało. Zaczęłam przeglądać oferty (niestety wszędzie muszę spory kawałek dojechać… 🙁 ) i m.in znalazłam właśnie 'Zemstę nietoperza’…, ale już nie było biletów 😀 Śledzę, więc repertuar cały czas i dzięki Twojemu wpisowi jeszcze bardziej upewniłam się, że chcę iść (choćby raz w życiu 😉 :D)