Zazwyczaj, gdy myślimy o miastach, które na przestrzeni wieków nie tylko straciły na znaczeniu, ale i przestały w ogóle istnieć, to w głowach rodzą nam się różne katastroficzne wizje. A to niespodziewany wybuch wulkanu, a to trzęsienie ziemi, a to tragiczna w skutkach powódź. Czasem przyczyniał się do tego i człowiek – brutalną i bezwzględną siłą armii. Ale jak pokazuje historia brytyjskiego miasta Salisbury, ulokowanego w hrabstwie Wiltshire, wcale nie musi dojść do ostateczności, aby wymazać jakieś miasto z mapy kraju. Nie zawsze potrzebna jest do tego siła natury, czy krwawa jatka między ludźmi. Czasem wystarczy zwykły ludzki… gniew.
Sztuka zniszczenia
Nie będzie to jednak historia zniknięcia samego Salisbury z mapy, gdyż to, jak wiemy, widnieje na niej od wieków, po dziś dzień. Będzie to historia o tym, jak Salisbury przyczyniło się do wymazania ze szkiców kartograficznych miejscowości Old Sarum. Czyli siedziby ludzkiej, na terenie której pierwsze ślady bytności człowieka datuje się nawet i na czasy neolitu. To jest na 3000 lat p.n.e. Następnie w epoce żelaza, a dokładniej około 400 roku p.n.e. Old Sarum zostało rozbudowane do roli osady obronnej, z rowami otaczającymi zbocza ufortyfikowanego wzgórza.
Old Sarum przetrwało aż do XII wieku, kiedy to uwidoczniły się spory między lokalnym duchowieństwem, a rycerstwem. Narastające spory… Wśród swych pretensji, duchowni wysuwali zarzut, że wojska królewskie ograniczały zwykłym obywatelom dostęp do katedry znajdującej się w obrębie murów Old Sarum. Ponadto, mieszkanie na terenie tego grodu wymagało od duchowieństwa wynajmu dokonywanego od właścicieli świeckich, a więc było odczuwalne finansowo. Piotr z Blois porównywał tę sytuację do biblijnych wydarzeń, pisząc że “katedra stała się więźniem wewnątrz murów cytadeli, niczym Arka Boża zamknięta w domu Baala”. Podnoszone jednak były również inne kwestie, takie jak trudność w dostępie do wody, nierzadko ograniczanej przez zarządców, ale i po prostu także drogiej, czy wreszcie kwestia silnych wiatrów, które sprawiały, że liturgie nie były słyszalne, a dach świątyni był wielokrotnie uszkadzany. Dlatego też duchowni szukali dla siebie nowego, lepszego miejsca. I w ten oto sposób optował za tym wspomniany już Piotr z Blois:
“Zejdźmy na równinę! Są tam bogate pola i żyzne doliny obfitujące w owoce ziemi, które nawadniane są przez żywe strumienie. Jest i tam miejsce dla Matki Boskiej patronki naszego kościoła, dla którego świat nie może znaleźć odpowiednika.”
Zarzuty oczywiście nie były jednostronne, władze świeckie bowiem szczególnie gniewał fakt, że niektórzy duchowni dopuszczali się deprawowania żeńskich stosunków kasztelana Old Sarum. Prawda zapewne leżała gdzieś pomiędzy obiema stronami konfliktu, jednak zwycięzcą mógł się po latach ogłosić kościół. A to dlatego, że w nowej lokalizacji powstała wkrótce nowa katedra, a wraz z nią New Sarum, które później stało się miejscowością znaną jako Salisbury, które wraz z upływem czasu skupiało wokół siebie coraz liczniejsze grono mieszkańców. A Old Sarum powoli, powoli traciło na znaczeniu, równie powoli upadając… by ostatecznie pozostawić po sobie jedynie zarysy dawnych budowli, które nawet nie są w stanie rzucić kawałka cienia swej dawnej świetności.
Sztuka stworzenia
Świetnością za to może pochwalić się dzisiejsze Salisbury z piękną katedrą na czele, której to smukłe wieże górują nad nisko zabudowanym miastem. Jak mówi legenda, dokładna lokalizacja wzniesienia tej gotyckiej świątyni została wybrana przez biskupa Richarda Poore’a w nader symboliczny sposób – miał on to wystrzelić strzałę z łuku w powietrze… a ta upadła właśnie tutaj, na terenie obecnej katedry, śmiertelnie godząc przy tym jelenia. Jeśli jednak miałby dokonać tego jeszcze z terenu Old Sarum, oddalonego o kilka kilometrów, to biorąc pod uwagę zasięg łuków, nawet współczesnych nam – nowoczesnych, historię tę raczej można włożyć między bajki. A bardziej realne wydaje się wybranie po prostu dogodnej strategicznie lokalizacji u brzegów, robiącej tu zakole, rzeki Avon. A wszystko to w otoczeniu mokradeł.
Jaki by jednak nie był powód wybrania takiego, czy innego miejsca, przyznać należy jedno – sama katedra prezentuje się nadzwyczaj dostojnie. Nic dziwnego, że stała się ona obiektem wielokrotnie odwzorowanym na obrazach XIX-wiecznego pejzażysty – Johna Constable’a. Ale i swego talentu nie żałował jej romantyczny pejzażysta angielski, uznawany zresztą za prekursora impresjonizmu – Joseph Mallord William Turner. Po motyw ten sięgali również bardziej współcześni nam artyści brytyjscy, tacy jak Sargy Mann, Martin Yeoman czy Sue Howells. I ich młodsi następcy. Jak więc widać – piękno katedry w Salisbury nie przemija wraz z wiekiem. A może nawet staje się coraz bardziej wyraziste i dostrzegalne. Dlatego warto poświęcić mu kilka co bardziej uważnych spojrzeń.
Można powiedzieć, że katedra w Salisbury taka już po prostu jest – sama prosi się o pędzel i płótno. Lub o aparat fotograficzny. Choć bez wątpienia szkoda przy tym, że Old Sarum zapadło się zupełnie pod ziemię, pozostawiając po sobie marne szczątki. Bo wtedy wizyta w Salisbury z pewnością mogłaby być jeszcze ciekawsza. Jeszcze bardziej różnorodna. Choć i tak warto tu przyjechać.
Przeczytaj też:
Jak już jesteś w hrabstwie Wiltshire to zobacz na własne oczy legendarne Stonehenge. Albo wyrusz w podróż na północny zachód, gdzie znajduje się średniej wielkości, ale jakże piękne miasto Bath.