Jest jeszcze ciemno, bowiem słońce nie wzeszło zza karaibskiego horyzontu na niebo, pozwalając meksykańskiemu stanowi Quintana Roo nadal skrywać się w mroku nocy. Ale pośród tego mroku, rozświetlonego długimi smugami światła rzucanymi przez kierowane przeze mnie auto, dobrze widzę pracownika hotelu i ochroniarza uzbrojonego w shotguna. Obaj zbliżają się do mnie, gdy siedzę w samochodzie stojącym przed zamkniętą bramą resortu.
– Dokąd jedziecie? – zapytał pracownik hotelowy, podczas gdy w tym czasie uzbrojony strażnik lustrował wnętrze auta przez przednią szybę auta.
– Do Chichén Itzá – odpowiedziała Agnieszka, bo w końcu to ona zna hiszpański, z którego jestem w stanie zrozumieć jedynie część słów.
– Jaki numer pokoju?
Po usłyszeniu odpowiedzi pracownik pokiwał ze zrozumieniem, zanotował coś w swoim notesie i dał znać strażnikowi, że wszystko w porządku. Brama otworzyła się, a my ruszyliśmy przed siebie. Przed nami Jukatan stał otworem. I niemal 200 km dróg prowadzących do jednego z cudów świata.
U otwartych wrót
Przedkolumbijskie miasto Chichén Itzá, którego nazwa znaczy tyle, co “wrota studni Itzá”, stoi otworem przed każdym, kto zechce uiścić odpowiednią opłatę, by wstąpić w jego progi. A właściwie: opłaty. Bo osobno należy zakupić bilet federalny, a osobno stanowy. Chętnych jednak nie brakuje, by na własne oczy ujrzeć jeden z cudów świata, dlatego przybywają tu istne tłumy wycieczkowiczów. Uniknąć ich całkowicie nie sposób, ale można ograniczyć liczebność turystów wałęsających się przed najciekawszymi zabytkami, przybywając tu wcześnie rano. Na otwarcie wrót do strefy archeologicznej. Choć i wtedy nie będzie się tutaj zupełnie samemu. W końcu pośród 2 mln turystów, którzy odwiedzają to miejsce każdego roku, znajdzie się więcej ludzi myślących podobnie – porannych ptaszków pragnących uniknąć tłumów.
Wczesne wejście nie gwarantuje nam zatem niczego, ale zwiększa szansę, że zobaczymy Świątynię Kukulkana, najbardziej charakterystyczną budowlę Chichén Itzá, bez ludzi zasłaniających samym sobą choćby fragment tego pięknego krajobrazu. Trzeba się jednak spieszyć z oglądaniem, czy robieniem zdjęć, bo wraz z upływem czasu chętnych na zwiedzanie będzie tylko przybywać. To co więc najważniejsze, warto odhaczyć na początku.
Oprócz El Castillo, jak inaczej nazywana bywa Świątynia Kukulkana, warto wybrać się na boisko do rozgrywania rytualnej gry mezoamerykańskiej. Nawet jeśli już widziało się inne tego typu obiekty na Jukatanie, ten w Chichén Itzá może robić wrażenie rozmiarami. 168 metrów długości na 70 metrów szerokości to obszar większy niż te, do jakich przyzwyczaiły nas współczesne boiska do piłki nożnej. Do tego po bokach, na długości 95 metrów, ciągną się wysokie na 8 metrów ściany. Gracze musieli więc czuć na sobie presję i odpowiedzialność za wynik meczu i reprezentowaną przez siebie drużynę…
Na tym, rzecz jasna, nie koniec, bo i przecież Chichén Itzá to jedno z większych majańskich miast, z dość gęsto skupioną architekturą. Dlatego wędrując od jednego krańca strefy archeologicznej do drugiego krańca można natknąć się na całą gamę pięknych i intrygujących zabytków: Świątynia Wojowników, ruina Tysiąca Kolumn, obserwatorium, zgrupowanie z Las Monjas (Klasztor lub Dom Mniszek) i La Iglesia (Kościół), zgrupowanie Osario, czy uświęcona cenota do składania ofiar. To tylko część z tego, co miejsce to ma do zaoferowania. A wszystko warto zobaczyć, wszystkiemu warto poświęcić chwilę zadumy… co kończy się kilkugodzinną wizytą w tej strefie.
Echa przeszłości
Przechadzając się pomiędzy zabudowaniami Chichén Itzá można usłyszeć echa… swego rodzaju echa przeszłości. I nie chodzi mi o dźwięki ryczących jaguarów, które stawiają włosy na karku i zmuszają do nerwowego rozglądania się wokół siebie. Bo to tylko zmyślne piszczałki sprzedawane przez lokalnych tragarzy. Bardziej na myśli mam echo niosące się pośród konstrukcji przy odpowiednim klaskaniu dłońmi. To udowadnia, jak pomysłowi byli budowniczowie sprzed setek lat. Przypomnieć bowiem należy, że Chichén Itzá to miasto, które kształtowało się już w latach 750 – 900 n.e., by swój znany nam dzisiaj wygląd osiągnęło po roku 900 n.e. Choć mowa tu oczywiście już o dawniejszym mieście, zyskującym na znaczeniu i górującym nie tylko architektonicznie, ale i politycznie nad okolicą. Bowiem jego faktyczne początki są starsze, jeszcze sprzed 600 r. n.e.
Jednak pomimo wielu wspaniałych budowli, dużego znaczenia politycznego, sporej liczby mieszkańców… jej los zdawał się być przypieczętowany przez przybycie hiszpańskich konkwistadorów. Prawda jest jednak taka, że gdy Hiszpanie przybyli w ten rejon świata, Chichén Itzá nie funkcjonowało już na swych pełnych obrotach. Nie ma nawet pewności, czy w ogóle jeszcze funkcjonowało. Z pewnością nie jako duże i silne miasto.
Co prawda jeszcze w XVI wieku hiszpański konkwistador Francisco de Montejo, a wkrótce i jego syn Montejo Młodszy, podbijali Jukatan, z myślą o ustanowieniu nowej stolicy na terenie Chichén Itzá. Jednak ostatecznie zostało ono częściowo zapomniane, popadło w ruinę, aż do połowy XIX wieku, kiedy rejon ten był na nowo odkrywany przez badaczy. A przyczynili się do tego tacy ludzie, jak John Llyod Stephens, Frederick Catherwood, Désiré Charnay, a później i Teobert Maler. A wreszcie i Edward Herbert Thompson,który wykupił Hacienda Chichén wraz z ruinami, które to własnoręcznie eksplorował przez kolejne 30 lat.
Wspaniałość tego miejsca została przypieczętowana na XIII sesji Komitetu Światowego Dziedzictwa w 1988 roku. To właśnie wtedy obiekt ten został wpisany na słynną listę UNESCO. By zachwycać kolejne generacje ludzi jeszcze przez wiele, wiele lat. By przyciągać tłumy… których każdy pragnąłby dzisiaj uniknąć.
Przeczytaj też:
Sprawdź, czy można wejść na szczyt piramidy w strefie archeologicznej Ek’ Balam.
Zobacz też niezwykły rezerwat biosfery „Sian Ka’an. Tam, gdzie rodzi się niebo„.
Pojedztam.pl
28 grudnia, 2021 — 9:20 am
Skoro miejsce zostało wpisane na listę UNESCO to tym bardziej warto je zobaczyć.
Instytut Designu
2 kwietnia, 2022 — 3:07 pm
Ale świetna podróż. Zazdroszczę widoków.
blogierka
2 kwietnia, 2022 — 11:39 pm
Imponujące budowle i bardzo ciekawe miejsce.
Anna K
3 kwietnia, 2022 — 7:41 pm
fantastyczne zdjecia! piękna wycieczka 🙂 zazdroszczę 🙂
Tomasz Merwiński
4 kwietnia, 2022 — 8:35 pm
Dzięki! 🙂