blog z pasją pisany: podróże, marketing, historia

Aleppo mydłem z oliwek pachnące

Świat nie jest tak bardzo zły, jak zwykle myślimy. Jest jeszcze gorszy. Zarazem potrafi być dobry, lecz nie tak dobry, jak czasem to sobie wyobrażamy. Bywa jeszcze lepszy.

Zachód słońca w Aleppo

Nawet nie chodzi tu o punkt patrzenia, światopogląd, czy własną opinię. Wystarczy to samo miejsce, lecz inny czas. Taki jak chociażby wtedy…

Był upalny sierpień, a być może i już wczesny wrzesień, dokładnie nie pamiętam. Rok 2009. Żar lejący się z nieba wyciskał z mych skroni kolejne krople potu, by nieustannie zalewać nimi twarz, wlewając się do oczodołów i powodując delikatne pieczenie. Na szczęście można było znaleźć i odrobinę cienia, z kryjącym się w jego wnętrzu chłodem. A najlepszy chłód panował w tutejszym suku pachnącym oliwkowym mydłem. Zresztą, to właśnie z niego słynie to miasto.

Widok na miasto Aleppo z cytadeli Kalab Halab

Aleppo. Ramadan.

– Im więcej sztuk mydła weźmiesz, tym lepszą dam ci cenę – syryjski sprzedawca, rzecz jasna, nie zna polskiego. Ale doskonale radzi sobie z angielskim. Uśmiecha się do mnie wesoło, mimo dającego się we znaki upału i mimo świętego miesiąca, który oznacza dla niego post od wschodu do zachodu słońca.

 

Oczywiście daję się namówić i kupuję. To przecież doskonała pamiątką z miejsca takiego jak to. Choć jest także i srebrna biżuteria, której niskie ceny zachęcają do odwiedzania lokalnych jubilerów. Do tego można się przecież potargować. Ba, nawet nie wypada się nie targować. To ich zwyczaj.

Aleppo nocą

Rozglądając się po suku i wciągając w nozdrza rozproszone wokół mnie wonie, sięgam po butelkę i biorę łyka syryjskiej wody mineralnej, która jest istnym zbawieniem przy tych temperaturach. Choć mówią tutaj, że kosztuje ona tyle samo co litr benzyny, czyli nic nie znaczące grosze, ale i jednocześnie jest równie kiepskiej jakości.

Nie wiem tego, po prostu piję. Ważne, że gasi pragnienie.

Aleppo. Twierdza.

Tuż obok suku znajduje się niewielkie wzniesienie, na szczycie którego dumnie pręży swe mury twierdza. Choć może tak właściwie to właśnie ona powinna być odnośnikiem dla wszystkiego innego w tym mieście. A więc dobrze: obok twierdzy górującej nad Aleppo znajduje się suk, w którego cieniu właśnie piję wodę mineralną o jakości benzyny. Cytadela ta, zwana Kalat Halab, spogląda z góry na pobliską okolicę, która przyodziana jest w domostwa o różnych odcieniach popielatej bieli.

Brama do cytadeli Kalat Halab w Aleppo
Brama wejściowa cytadeli Kalat Halab

Schody w cytadeli Kalat Halab w Aleppo

Ta wiekowa twierdza, mimo iż sięga pamięcią odległej przeszłości, zachowała się w całkiem przyzwoitym stanie. Mury wyglądają na solidne, jakby mogły bronić się przed najeźdźcami i dziś. Tymczasem najstarsze skrawki i rozmaite fragmenty Kalat Halab pamiętają czasy, gdy oddawano tu jeszcze kult Baalowi, tj. kilka stuleci przed naszą erą. Z kolei inne zrodziły się w czasach największego rozkwitu budowli, który dla odmiany przypadał na średniowiecze.

Po dziś dzień do całości prowadzi robiąca niezwykłe wrażenie masywna brama z długim kamiennym mostem wznoszącym się wysoko ponad fosą. Można rzec, że konstrukcja toporna, ale i zarazem finezyjna, gdy spojrzy się na szczegóły elementów obronnych, takie jak otwory strzelnicze czy zapadnie, które służyły obrońcom, by na niczego nie spodziewających się najeźdźców wylewać gorące płyny. Zdobycie tej twierdzy musiało być bardzo bolesne dla znacznej części uczestników jakiegokolwiek oblężenia.

Cytadela Kalat Halab - sala tronowa
Sala tronowa w cytadeli Kalat Halab

Wnętrze Kalat Halab w Aleppo w Syrii

Wnętrze Kalat Halab - cytadela w Aleppo

Płaskorzeźba w cytadeli w Aleppo

Tym bardziej dziwi fakt, że w połowie XX wieku ówczesne władze miały inne plany urbanistyczne wobec tego miejsca. Twierdzę Kalat Halab planowano bowiem wysadzić, by w jej miejscu rozplanować nowoczesne budownictwo. Na szczęście zabytek przetrwał, by w latach ’80 znaleźć się na liście dziedzictwa UNESCO.

Dziedziniec cytadeli w Aleppo - Kalat Halab

Teatr na terenie Kalat Halab - cytadeli Aleppo

Tomasz Merwiński w Aleppo (cytadela Kalat Halab)

Aleppo. Święta wojna.

Rok 2012 (2013, 2014, 2015, 2016…). Tak jak wtedy, w 2009 roku, tak i teraz żar leje się z nieba. Tym razem jednak to nie słońce opala ludzkie twarze, lecz kłęby ognia buchające z bomb zrzucanych na to miasto. Zamiast zapachu mydła oliwkowego, swąd spalenizny. Zamiast smaku orzeźwiającej wody, smak krwi.

Ktoś do tej wojny doprowadził. Ktoś do niej inspirował i podżegał. Ten sam ktoś podjudzał i dozbrajał. Zupełnie inni ucierpią. A oskarży się i osądzi, tak dla świętego spokoju, jeszcze innych.

Grand Serail w Aleppo
Grand Serail – budynek zniszczony przez rebeliantów w sierpniu 2014 roku
Portret Baszszara Al Asada na Grand Serail
Wizerunek Baszszara Al Asada na elewacji Grand Serail

Dlatego w mojej głowie prowadzę moje własne zmagania, mój własny dżihad. Wolę bowiem pamiętać Aleppo pachnące oliwkowym mydłem, smakujące wodą mineralną o jakości benzyny i oślepiające mnie żarem odbijanym od jasnych murów Kalat Halab.

Bo to są najczystsze ludzkie wspomnienia. Bez cienia śmierci.


Przeczytaj też:

Rzuć okiem na mapę treści mojego bloga.

« »