Na wschód od niewielkiej, liczącej sobie 5,6 tys. mieszkańców miejscowości Bayahíbe, rozciąga się dla odmiany nie tak wcale mały Park Narodowy Cotubanamá. Jego powierzchnia liczona jest bowiem na 791,9 kilometrów kwadratowych, wypełnionych przede wszystkim tropikalną zielenią i błękitem wód oddzielających wyspę Haiti (zwanej dawniej Hispaniolą), na której położona jest główna część Dominikany, od wyspy Saona, która w skład rzeczonego parku również wchodzi. Jednak to nie w głębi, lecz na skraju parku, niedaleko właśnie wspomnianego Bayahíbe, znajdują się jedne z ciekawszych obiektów, które tutejszy krajobraz urozmaicają, przyciągając ciekawskie oko turysty. Podróżnika. Odkrywcy. Jest to jaskinia o jakże niecodziennej nazwie, przynajmniej niecodziennej jak na tego typu obiekt. Mowa tu o Cueva Padre Nuestro, znaczące tyle, co… Jaskinia “Ojcze Nasz”.
Nie tylko jaskinia Padre Nuestro…
Skąd taka nazwa? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że Padre Nuestro było niegdyś niewielką wioską, w której żyło około 180 rodzin. W 2003 roku jednak owa społeczność została przesiedlona poza tereny Parku Narodowego Cotubanamá. Nie to, że w ich miejsce powstała nagle jaskinia, ona tu była wszak od wieków, a po prostu jej okolica “zdziczała”, dzięki wspomnianej decyzji administracyjnej i na powrót stała się częścią natury. Może nie tyle nieskażonej człowiekiem, co o ograniczonym jego wpływie na ten skrawek Dominikany. Dlatego napotkamy tutaj tak wiele rozmaitych gatunków roślin: kwiatów, kaktusów i drzew. Nie tylko zresztą świat roślin jest tu solidnie reprezentowany, bo i na zwierzynę można się natknąć – ta jednak czmycha przed człowiekiem lub, jak ptaki, siada wysoko na gałęziach, w trudno dostępnych dla humanoidów miejscach.
Choć, trzeba to zaznaczyć, nie tylko człowiek jest zagrożeniem dla tutejszej przyrody. Ta ostatnia ucierpieć może i od rozmaitych zjawisk naturalnych, które niegdyś przypisywano różnym mocarnym bóstwom. Mowa choćby o niszczycielskich huraganach, po których ślad widać i w Parque Nacional de Cotubanamá. Jest tu chociażby drzewo, pokraczne w swym wyglądzie, pokrzywione niemiłosiernie, wręcz nienaturalnie, które emanuje siłą przyrody. Było ono bowiem mocno połamane przez jeden z huraganów przechodzących niegdyś przez Karaiby, drzewo jednak nie poddało się, nie uschło, lecz wyrosło w nowej “połamanej” formie. I rośnie po dziś dzień, obnażając przed turystami swoje blizny, ale i udowadniając swoją niebywałą moc. I uparte dążenie do przetrwania.
…lecz i również Cueva Padre Nuestro
Nieco dalej znajduje się główny punkt wycieczek w tę część Parku Narodowego, czyli Cueva Padre Nuestro. Tuż obok ścieżki prowadzącej obok skał, wcale nie tak dużo wystających ponad poziom ziemi, dostrzec można zejście na dół, do podziemi, niczym do królestwa starodawnego bóstwa Tainów, którzy przed setkami lat zasiedlali te ziemie. Nie ma się jednak czego obawiać, drewniana barierka okazuje się pomocna, choć im więcej stopni człowiek pokonuje, tym bardziej musi ufać swoim innym zmysłom niż wzrok. Robi się bowiem ciemno i czarną płachtę trudno jakkolwiek zerwać z oczu – potrzeba do tego jakiegoś innego źródła światła. Bez tego, można jedynie czuć wilgoć unoszącą się we wnętrzu jaskini, ewentualnie słyszeć plusk wody, którą zalane jest dno jaskini. Można też poczuć temperaturę owej wody, jeśliby się w niej zanurzyć – chłodnej na 25 stopni Celsjusza, jakże orzeźwiającej w tropikach Karaibów.
Na nic więcej jednak nie można sobie pozwolić bez odpowiedniego sprzętu. A jest tu co robić. To co można by dostrzec, zapalając latarkę czy pochodnię, jest jedynie skromnym fragmentem tego, co Padre Nuestro kryje w swoich wnętrzach. Mając na sobie akwalung, można zanurkować na około 10 metrów, gdzieniegdzie schodząc nawet i na 13 metrów głębokości w jaskini ocenianej na około 290 metrów długości. Tu i ówdzie ozdobionej stalaktytami, po części zwężającej się, a w innych fragmentach poszerzającej się i tworzącej większe zbiorniki na krystalicznie czystą wodę…
…tę jednak część jaskini znam jedynie z opowieści. Nie było mi bowiem dane ją eksplorować, bez odpowiedniego sprzętu i doświadczenia. Bynajmniej nie od tej strony. Choć i samo wejście do jaskini, ale i spacer po terenie dookoła niej, zapewnił mi wiele ciekawych doświadczeń. Pozwolił lepiej poznać otaczający mnie świat. Siłę i piękno natury.
Nic jednak nie wyjaśniło mi pochodzenia nazwy – Padre Nuestro, która po dziś dzień pozostaje dla mnie tajemnicą.
Przeczytaj też:
Lubisz niesamowitą przyrodę? Zobacz też Park Narodowi Los Haitisies w Dominikanie.
Natomiast kawałek dominikańskiej historii zasmakujesz w Muzeum Ponce de León w San Rafael del Yuma.