Współpraca reklamowa z Audioteka
Kto by się spodziewał, że taki sympatyczny i wesoły muzyk, do jakich bez wątpienia należy polsko-kubański artysta José Torres, miał tak kolorowe życie? Nawet nie chodzi o kolorowe ze względu na fakt, że urodził się na tropikalnej wyspie… a raczej o to, jak wiele wątków jego życia wiąże się z kubańskim reżimem. I jego opresją. Ale też o to, jak musiał się ten popularny w kraju nad Wisłą muzyk odnaleźć w PRL-owskiej rzeczywistości, która dla nas przepełniona była szarością, a dla José Torresa…
…a dla José Torresa PRL stał się poniekąd egzotycznym rajem. Może było zimniej, może było ciemniej, ale jednak żyło się jakoś tak lepiej, niż w jego karaibskiej ojczyźnie. Do tego to polskie zamiłowanie do wolności i brak obaw w przeciwstawianiu się komunistycznej władzy – to było coś, co młodego przybysza zaskakiwało. Dlatego też spojrzenie na to wszystko oczami Kubańczyka pozwala docenić pewne elementy naszej rzeczywistości, również tej bardziej nam współczesnej, które już nam spowszedniały.
Trzeba też przyznać, że same przygody José Torresa okazują się ciekawe, pełne zwrotów, ale też i sinusoidy – wzlotów oraz upadków. Czasem bolesnych upadków, które jak się wydaje, mimo wszystko nie zdjęły uśmiechu z tej wesołej opalonej twarzy, ani na chwilę. Choć z pewnością zostawiły jakiś ślad na duszy. Bo i w końcu historia tego polsko-kubańskiego muzyka niekiedy wręcz mrozi krew w żyłach.
Całość to jednak przede wszystkim lekko podana opowieść o tym, jak człowiek wyrwany z egzotyki wylądował w środku Europy i musiał się tam odnaleźć. I zrobił to doskonale! Owszem, miewał trudniejsze momenty, również w życiu prywatnym, ale to tylko udowadnia, że José Torres to taki sam człowiek jak my wszyscy, a nie oderwana od rzeczywistości gwiazda show biznesu. Poza tym, jak tu nie lubić tego przesympatycznego faceta?
Przeczytaj też:
Chcesz zagłębić się jeszcze bardziej w Kubę? Zatem sprawdź koniecznie, czy warto sięgnąć po dwa reportaże: „Kuba. Syndrom wyspy” oraz „Kuba-Miami. Ucieczki i powroty”.