“Greckie wakacje” Klaudii Paź dawały mi nadzieję, że świeżo po powrocie z Grecji, ponownie poczuję klimat tego gorącego kraju. Tym razem w bardziej obyczajowej otoczce, bez tej realnej ekscytacji wakacyjną przygodą, ale mimo wszystko… skoro książka nosi taki tytuł, to chyba oczami wyobraźni zobaczę Grecję? Poczuję żar wiszącego nad nią słońca? Do moich nozdrzy dotrze zapach greckich potraw?

Nic z tego. Jedyny opis Grecji, jaki pozostał mi w głowie po lekturze “Greckich wakacji” to opis Santorini, który nie był specjalnie wyszukany i angażujący zmysły. Ot, suche wspomnienie o białych domkach, które tak nawiasem mówiąc spotkamy nie tylko na samym Santorini. A przy tym wspomnę, że ta popularna turystycznie wyspa, była jedynie krótkim wątkiem w całej powieści, która to skupiała się na problemach uczuciowych głównej bohaterki. No dobra, w końcu to o tym jest przede wszystkim ta książka, tylko z drugiej strony – po co taki tytuł, skoro opisana w niej akcja równie dobrze mogłaby się toczyć w Kołobrzegu i nie zauważyłbym większej różnicy przy tym ubóstwie opisów? Z nazw własnych, oprócz Santorini, pojawia się przez chwilę nazwa Morza Śródziemnego, choć i tu zastanawiałem się, czy fabuła książki faktycznie nie została ulokowana bardziej w basenie Morza Egejskiego… no ale trudno sobie coś umiejscowić w jakimś konkretnym miejscu, skoro akcja nie toczy się w konkretnym miejscu (nie licząc hotelu), lecz w szeroko pojętej Grecji.

Greckie wakacje - Klaudia Paź
„Greckie wakacje” w Audiotece (kliknij, aby przejść do sklepu)

Ale wróćmy do fabuły. Oto główna bohaterka, Iza, rozstaje się ze swoim chłopakiem i wyrusza ze swoją przyjaciółką do Grecji, gdzie mają je spotkać rozmaite przygody. Bardziej hotelowe przygody, niż dogłębne poznawanie kolorytu Grecji, bo jak już wspomniałem, kraju tego wydaje się być w książce niewiele. Tam to Iza poznaje mężczyzn, którzy zabiegają o jej względy – jeden okazuje się niezbyt bezpiecznym typkiem, drugi z kolei enigmatycznym właścicielem greckiego hotelu. Ten pierwszy, z szerzej nieznanych mi powodów, uparł się po krótkiej znajomości z Izą, że… ją zgwałci. W klubie pełnym ludzi, gdzie kobieta mogła krzyczeć o pomoc, zwrócić na siebie uwagę… i o ile rozumiem, że mógł ją sparaliżować strach to jednak emocji tych Autorka jakoś specjalnie nie opisała. W każdym razie ja tego strachu nie poczułem. Miałem jedynie wrażenie, że Iza idzie bezmyślnie, poddana woli sprawcy, “na rzeź”, jak zwierzę w ubojni, choć prowadzona była do pełnej ludzi męskiej toalety.

Intensywne hotelowe greckie wakacje kończą się dość szybko, choć sama książka jeszcze nie – Iza wraca do Polski, gdzie Autorka zaserwowała bohaterce kolejne wątki, z odnalezieniem zaginionego ojca Izy na czele. I w sumie nie wiem po co, bo wątek ten, poza próbą wyciśnięcia łez z czytelnika, chyba nie ma nic więcej na celu, włącznie z jakimś sensownym finałem. Jak i wiele innych wątków tej powieści. Co do wątków to są też te absurdalne – matka Izy, która włamuje się do komputera byłego chłopaka córki, aby rozesłać jego nagie zdjęcie do banków (tak, do banków!) oraz przyjaciółka Izy, która organizuje w salonie fryzjerskim, ponoć za zgodą właściciela tego salonu, palenie włosów nowej dziewczynie ex-chłopaka Izy… Serio jakikolwiek właściciel salonu fryzjerskiego zgodziłby się na taki cios w reputację własnego salonu? Serio jakakolwiek matka tak by zareagowała na wieść o rozstaniu własnej córki, działając mocno nieodpowiedzialnie, żeby nie powiedzieć, że poza granicami prawa? Może to tylko abstrakcyjne wątki komediowe (które mnie jakoś nie rozśmieszyły), tylko dlaczego Autorka na końcu książki twierdzi, że to wszystko wydarzyło się w rzeczywistości?

Może wystarczy tyle szczegółów, przejdźmy do krótkiego podsumowania, które jest esencją moich odczuć po lekturze dzieła Klaudii Paź. Jej książka jest napisana prostym, nieskomplikowanym językiem, który czyta się lekko, łatwo… ale niestety jest bez wyrazu. Bez wyrazu jest też cała historia, brak jej wyraźnego tempa, czy nawet dawkowania owego tempa, brak też i kierunku, w którym całość ewidentnie podąża, ale co gorsza – nie ma w niej klimatu. Nie ma klimatu “Greckich wakacji”, pomimo iż taki tytuł właśnie nosi. Ja czuję się tą rozbieżnością między tytułem a treścią oszukany. A zarazem wątpliwej jakości fabuła jest dla mnie kiepskim zadośćuczynieniem. Właściwie: żadnym.


Przeczytaj też:

Inną książką z Grecją w tle, którą recenzuję, jest „Szczęście all inclusive” Krystyny Mirek.

A jeśli chcesz bardziej poczuć klimat Grecji, to zobacz razem ze mną różne ciekawe miejsca w Grecji.