„Kwatera Główna” w Opolu jest przedłużeniem tradycji i rozszerzeniem regionalnym instytucji rozrywkowej o tej samej nazwie, która mieści się na terenie stolicy Dolnego Śląska – Wrocławia. Zasady pozostają te same. Sprzęt również ten sam. To nadal stary, dobry laser tag, w którym trzeba przyodziać na siebie specjalną kamizelkę z zamontowanymi czujnikami, a w dłoń chwycić karabin strzelający niegroźną wiązką laserową, za pomocą której polujemy na przeciwników. Zmienia się tylko tzw. labirynt. Czyli miejsce bitwy…
Przyznam szczerze, że bardzo przyzwyczajony jestem do układu ścian i budowy labiryntu wrocławskiej wersji „Kwatery Głównej”. Czuję się tam dobrze, choć może nie zawsze wskazują na to moje statystyki, jako żołnierza. I choć na opolskie manewry ruszałem z pewną dozą dystansu i rezerwy – muszę przyznać, że długo przekonywać mnie do miejscowej areny nie trzeba było. Ma ona swój urok, choć tak bardzo przecież się różni od tej przeze mnie ulubionej – we Wrocławiu. A różnice są dość znaczne, gdyż labirynt opolski jest znacznie wyższy, przez co górna kondygnacja jest zdecydowanie większa powierzchniowo od tej, którą możemy zobaczyć w wersji dolnośląskiej. Właściwie, w przypadku tej drugiej możemy mówić jedynie o niewielkiej „antresoli”, na której przy więcej niż dwóch osobach zaczyna się robić ciasno. W przypadku Opola – jest to pełnoprawne piętro, po którym można biegać, który ma wiele zaskakujących zakamarków, wiele możliwości wejścia, przejścia i… zginięcia.
„Kwatera Główna” w Opolu bez wątpienia ma swój urok i choć nadal pozostaję wierny tej wrocławskiej – czy to z racji przyzwyczajenia, czy z racji łatwiejszej dostępności, gdyż jestem na miejscu – to jednak z czystym sumieniem mogę polecić i labirynt, który powstał na terenie Opola. Jest to bez wątpienia nieco inne, równie ciekawe i równie intensywne doświadczenie. A z doświadczeniami już tak jest, że warto próbować jak najwięcej, aby mieć porównanie.