Współpraca reklamowa z Audioteka
Majorka kojarzy się raczej z sielanką, z pogodą pełną słońca, z pięknymi krajobrazami, z owocami morza… ale już mniej z morderstwami. To jednak właśnie w tym ostatnim kierunku poszedł Marek Zgaiński w swojej książce pt. “Morderstwo na Majorce”. Być może nietypowo, ale i sama treść książki również do typowych nie należy.
A cóż w niej takiego nietypowego? Mamy tu bowiem pomieszanie przeszłości z teraźniejszością, czy też z czasami przypominającymi bardziej teraźniejszość, niż erę Fryderyka Chopina i jego ukochanej George Sand. A właśnie na kartach powieści ów znamienity polski kompozytor pojawia się, choć, trzeba przyznać, w nieco mniej znamienitej formie. Oto bowiem mówi on i zachowuje się bardziej, jak XXI-wieczny gwiazdor muzyki, niż pełen klasy dżentelmen z XIX wieku. A i otaczający go świat jest jakiś taki… jakby nieco bardziej alternatywny, choć i momentami absurdalny. I na tym ostatnim słowie opiera się właściwie cała książka – na absurdzie. Nie chodzi tu bowiem o jakieś wielce zagmatwane wątki kryminalne, co raczej o to, aby bawić czytelnika absurdem. Żartem. Niecodzienną sytuacją opisaną z przymrużeniem oka.
I wiesz co? Wyszło to całkiem nieźle. “Morderstwo na Majorce”, choć brzmi brutalnie i ponuro, to jednak jest całkiem wesołe. Luźne i lekko opisane. Dlatego może to być świetna lektura na podróż na Majorkę, może nie po to, aby lepiej się wczuć w klimat takich wakacji, co po prostu by w klimacie Majorki nieco się rozerwać. Warto jednak zaznaczyć, że zagłębić się w tę historię można równie dobrze z dowolnego innego miejsca na świecie – bawi tak samo. Nie musi to być Majorka.
Przeczytaj też:
A może wolisz nie kryminalną, lecz bardziej turystyczną podróż do Hiszpanii?
Albo po sąsiedzku – co powiesz na zwiedzanie Portugalii.