Patrzenie na Meksyk z perspektywy narkobiznesu wydaje się być niesprawiedliwe i krzywdzące, bo przecież kraj ten to nie tylko wysoko zorganizowana przestępczość. Ale nie da się ukryć, że stanowi ona istotną część swego rodzaju “kultury” albo przynajmniej codzienności Meksyku. Dlatego nic dziwnego, że powstały trzy sezony serialu poświęconego narkotykowym kartelom, które na stałe wpisały się w obraz Meksykańskich Stanów Zjednoczonych.
Trzeba jednak przyznać, że obraz ten jest nie tylko brutalny, pełen krwi, śmierci i przekupnych polityków. On jest też po prostu ciekawy. Pokazuje schematy budowania takiego “biznesu”, zarządzania nim, towarzyszących temu problemów – na różnych płaszczyznach. I to, co wydaje się najbardziej przerażające, to chyba nie tortury, zabójstwa, czy bestialski bandytyzm, lecz towarzysząca temu wszystkiemu bezkarność. Parasol ochronny ustanowiony przez przekupnych polityków, nie tylko tych lokalnych, ale i tych z najwyższych szczebli władzy. Dlatego polowanie na narkotykowych baronów to istna zabawa w kotka i myszkę, władza robi obławę, ale też władza wysyła ostrzeżenie przed ową obławą. Nie wiesz, kto jest tak po prawdzie dobry, a kto zły, kto jest przekupiony, a kto szczerze praworządny. A może po prostu źli są wszyscy – jedni bardziej, drudzy mniej? To tworzy charakterystyczny klimat dla tego serialu i sprawia, że widz nigdy nie może być niczego pewien. Kolej rzeczy zawsze może go zaskoczyć.
“Narcos: Mexico” to bardzo ciekawy serial pokazujący kulisy działania najgroźniejszych karteli narkotykowych na świecie. I choć historie te mają już wiele lat na karku to wciąż są one pod wieloma względami aktualne. Ten światek nadal funkcjonuje. Zresztą, nie tylko w Meksyku, choć bez wątpienia tutaj ten problem jest bardzo duży. Dlatego nikt nie powinien się obrażać, gdy o Meksyku rozmawiamy w kontekście narkobiznesu. Bo taka była (i jest) rzeczywistość.
Przeczytaj też:
Oprócz serialu – interesująca może również wydać ci się książka o Pablo Escobarze.