Wynurzam się z morza zielonych drzew, pokrywających pofalowaną powierzchnię Karkonoskiego Parku Narodowego, i po kamiennych stopniach wspinam się w górę jednego z wielu sudeckich szlaków. Nie wiem, co pierwsze przyspieszyło w wyniku mozolnego pięcia się na szczyt: mój oddech, czy bicie serca. Ale gdy dotarłem do miejsca, gdzie szlak się nieco wypłaszczał i łagodniał, już kawałek dalej za schroniskiem “Pod Łabskim Szczytem”, obydwa niepodważalne oznaki, że wciąż żyję, były w pełnym galopie.
Oddech i bicie serca.
Choć w Karkonoszach można śmiało powiedzieć, że serce po prostu mocniej bije dla wspaniałych widoków, a oddech przyspiesza dla świeżego powietrza, wypełnionego zapachem górskiego lasu. I to też byłaby prawda.
Jednak szczyt oszroniony?
Zza roślinności porastającej stare karkonoskie garby wynurza się szczyt. Nie jest on daleko, choć szlak prowadzi doń na okrętkę. Nie jest on wysoki, choć zdecydowanie dominuje nad okolicą, niczym książę nad swoimi włościami, niczym siedzący na swym tronie władyka pobliskiej Szklarskiej Poręby. Lecz stąd, z miejsca, z którego właśnie na Szrenicę spoglądam, szczyt ten wygląda na pokryty szronem. Pomimo, że wszędzie dookoła, gdzie nie spojrzę, otacza mnie wiosenna zieleń.
A może to dlatego, że pokrywające zbocze tejże góry granitowe bloki gołoborza oblepione są żółto-zielonymi porostami, które z daleka przypominają szron?
Ciepło wszędzie, ładnie wszędzie
Pomimo “szronowych” imitacji oraz pomimo tego, że Karkonosze mają swój specyficzny, chłodny, a wręcz chłodniejszy średnio-rocznie niż Tatry, mikroklimat alpejski, dziś mam nad sobą ciepłe słońce, a dookoła piękne widoki. Bez mgły, bez deszczu, bez śniegu, bez wiatru. Nic, tylko iść przed siebie i patrząc pod nogi rozglądać się dookoła, by nie ominąć żadnej okazji do ujrzenia pięknego krajobrazu. A tych, rzecz jasna, tutaj nie brakuje.
Idę więc przed siebie: powoli, niespiesznie, ale z entuzjazmem w sercu. Mijając skalne Trzy Świnki, które na szlaku tym tworzą swego rodzaju bramę do serca Szrenicy… a że brama ta jest otwarta na oścież, idę dalej, w głąb, by wkrótce znaleźć się na samiusieńkim szczycie. Na Szrenicy. I tutaj docieram do sedna sprawy.
Szronu nie ma. Ale i tak jest pięknie.
Przeczytaj też:
Jeśli lubisz góry to wybierz się ze mną na Wielką Sowę w Górach Sowich.
A może wolisz coś bardziej płaskiego niż góry? A może… „Oława. Z nurtem kwiecistej rzeki”?