Madera to wulkany. Nie te wciąż aktywne, lecz od dawien dawna już uśpione, jednakże ich dzieła – zarówno te masywne, kolosalne, jak i te skryte w oceanicznej toni – do dziś przypominają o dawnej nasilonej aktywności geologicznej tej części ziemskiego globu. Widać to po powulkanicznych jaskiniach w nieodległym São Vicente, widać to i po naturalnych basenach, utworzonych przez zastygającą lawę na styku wyspy i Atlantyku w okolicy Porto Moniz. I tak, jak tysiące lat temu, kotłowała się tutaj rozgrzana do czerwoności lawa, tak dziś kotłują się wzburzone wody oceaniczne, rzucane wiatrem i morskimi prądami o skalne ściany wybrzeża. Powoli polerując je, podmywając i powolną erozją niszcząc to, co natura mozolnie tworzyła przez długie, długie tysiąclecia. Bowiem, warto napomknąć, że pierwsze strumienie rozgrzanej skały mogły wypływać z wnętrza Ziemi w rejonie dzisiejszej Madery już 5 mln lat temu, a ostatnie około 6,5 tysiąca lat temu. Póki co, jednak, pod swoją pieczę część tak ukształtowanego wybrzeża wziął człowiek. I uczynił je sobie poddanym.
Naturalne baseny powulkaniczne
To, co stworzyła natura – poszarpane skaliste zbiorniki z oceaniczną wodą podgrzaną przez wiszące wysoko na niebie słońce – człowiek przystosował pod swój użytek. Dobudowując gładkie nabrzeże, schodki z zejściem do wody, tu i ówdzie regulując dno, czy dobudowując ściany powiększające powierzchnię basenów. Wrzucona tu przez rozszalały niekiedy Ocean Atlantycki woda jest spokojna, nie poddaje się siłom żadnych prądów, a różne głębokości basenów sprawiają, że doskonale nadają się one i dla starszych, i dla młodszych miłośników siedzenia w słonej wodzie. Na spokojnie i bez nerwów. Nawet, gdy u podnóży tych basenów wzburzone wody Atlantyku wściekle się kotłują.
Ludzka i nieludzka historia Porto Moniz
Choć gładko przeskoczyłem z czasów, gdy planeta Ziemia wypluwała swe wulkaniczne wnętrzności do współczesności, w trakcie której człowiek korzysta z geologicznego arcydzieła, to jednak między tymi jakże odległymi datami nie istnieje zupełnie biała historyczna plama. A przynajmniej ja postaram się ją wypełnić, by nie przeskakiwać z prehistorycznych czasów do współczesności bez oddania hołdu całkiem nieodległej przeszłości, jaka tu miała miejsce, bez względu na to, czy była ona w naszych oczach spektakularna, czy też nie.
Oczywiście wielu wątków tej historii dziś nie znamy, ale śmiało możemy wierzyć w to, że Porto Moniz zostało po raz pierwszy zasiedlone pod koniec XV wieku. A nazwa samej miejscowości wzięła się od pewnego portugalczyka, którego dziś pamiętamy jako Francisco Moniz O Velho. Pochodził on z Algarve, miał szlacheckie korzenie, a w rejon dzisiejszego Porto Moniz przybywał jako jeden z pierwszych osadników. Warto napomnieć, że jego małżonką została niejaka Filipa da Câmara, wnuczka odkrywcy Madery, za którego uznawany jest João Gonçalves Zarco. Francisco założył w miejscu tym farmę i kaplicę, stąd też śmiało można powiedzieć, że dał on podwaliny pod miejscowość, do której tak chętnie dziś zaglądają turyści przybywający na Wyspę Wiecznej Wiosny.
A czym zajmowali się owi pierwsi osadnicy? Hodowlą bydła, uprawą zbóż, pozyskiwaniem drewna, a w XVIII wieku rozpoczęto tu przygodę z winoroślą. Natomiast w XIX wieku głównym produktem tej części wyspy stały się… ziemniaki. W XX wieku przyszedł z kolei czas na bardziej krwisty przemysł – polowanie na wieloryby, co trwało aż do lat ‘80, jednak szczególnie ważnym źródłem zarobku mieszkańców Porto Moniz działalność ta była w latach ‘40, ‘50 i ‘60. Z kolei w latach ‘70 interes ten stał się mniej opłacalny, jednak z racji, że ta niewielka miejscowość nie posiadała dostępu do elektryczności, korzystała z lamp olejowych, które zasilano właśnie surowcem pozyskiwanym z zabitego potężnego ssaka morskiego. I tak to się jakoś kręciło…
Dziś, na szczęście, proceder ten jest jedynie krwawą przeszłością, więc u wybrzeży północnej Madery nie kotłują się już ciała rannych i umierających wielorybów,. targanych ostatnimi przedśmiertnymi konwulsjami. Porto Moniz nie słynie już z wielorybnictwa, a ze swych naturalnych basenów, które powstały tysiące lat temu z kotłującej się lawy. Dziś, u ich podnóży, kotłują się co najwyżej wody Atlantyku. I taplający się w niej turyści. I niech tak już pozostanie.
Przeczytaj też:
W północnej części wyspy znajduje się jeszcze jedyne w swoim rodzaju miejsce na Maderze – Santana!
LADYLEMON
17 sierpnia, 2021 — 9:10 am
Madera… cudowne miejsce, dla niektórych raj na ziemi! Bardzo chętnie się tam kiedyś wybiorę z najbliższą rodzinką. Widoki – niezapomniane.
Tomasz Merwiński
17 sierpnia, 2021 — 5:27 pm
Czy raj na ziemi? Ogólnie widoki są niezapomniane, a sama wyspa niesamowita. Ale trzeba też pamiętać, że czasem pogoda potrafi zamienić to miejsce w małe piekiełko, w roku 2010 kilkadziesiąt osób przypłaciło to wręcz życiem. W grudniu 2020 roku ulewy również dały się we znaki mieszkańcom Madery.
Pojedztam.pl
7 września, 2021 — 6:52 pm
Bardzo dobrze, że miejsce to słynie teraz z pięknych widoków, a nie wielorybnictwa.
Aneta
16 września, 2022 — 11:01 am
Wlasnie wrocilam z Madery, jest tak jak piszesz, dla mnie niezapomniane wrazenia i przepyszne wino a na obiad polecam espade…
Tomasz Merwiński
16 września, 2022 — 11:19 am
Zazdroszczę podróży! 😉 Pochwal się, jakie miejsca odwiedziłaś 😉