Od dawna już cenię sobie Martynę Wojciechowską jako odważną kobietę, która nie boi się żadnych wyzwań. Prawdziwych wyzwań, również tych ekstremalnych. Jednocześnie jej program telewizyjny pt. „Kobieta na krańcu świata” nie zachwycił mnie ani trochę. Dlatego, muszę przyznać, dość niechętnie sięgałem po książkę „Namibia” opatrzonej jej nazwiskiem, wszak wiązało się to z pewnym kredytem zaufania wobec Martyny Wojciechowskiej, jako autorki książki. Bo czy zdoła ona zatrzeć złe wrażenie, jakie na mnie wywołała w „Kobiecie na krańcu świata”? Czy, jeśli przeczytam tę książkę, kredyt ten zostanie przez nią należycie „spłacony”?

W programie „Kobieta na krańcu świata” drażniła mnie pewnego rodzaju sztuczność, która być może wynikała nie tyle z winy samej Martyny Wojciechowskiej, co ze słabego montażu ujęć, co mogło wpłynąć na mój negatywny odbiór tej produkcji. Być może byłem zbyt mocno przyzwyczajony do ogromnej naturalności, jaka bije z „Boso przez świat” dość kontrowersyjnego Wojciecha Cejrowskiego? Tego nie wiem. Wiem tylko, że po kilku odcinkach „Kobiety na krańcu świata” przestałem się tym programem interesować.

Na szczęście książka pt. „Namibia” już tego dystansu i sztuczności nie prezentowała. Wręcz przeciwnie, czuć że Martyna Wojciechowska zaangażowała się w poznanie codziennego życia plemienia Himba i w wiarygodny sposób przekazuje różne aspekty kulturalne tego dzikiego ludu. Nie jest to może encyklopedia wiedzy na temat Namibii, ale z pewnością kilka kluczowych kwestii Autorka przekazuje – głównie różnic, jakie dzielą Nas i Ich, nie tylko różnic cywilizacyjnych, technologicznych, ale i (a może przede wszystkim) mentalnych. A wszystko toczy się wokół ważnego wydarzenia – ślubu syna wodza wioski z 14-letnią dziewczynką o imieniu Raisiua. Na tle tych wydarzeń dowiadujemy się sporo o roli kobiety w tej kulturze, o rzeczach ważnych dla Himba, o ich jakże odmiennym toku myślenia, ale także poznajemy kilka prawdziwych podróżniczych rarytasów z plemiennej ceremonii weselnej, której świadkiem, a nawet i wręcz uczestnikiem (gościem) była Martyna Wojciechowska.

Wszystko to, co zostało zawarte w książce pt. „Namibia” jest bez wątpienia dobrym zaczątkiem, czy to do głębszego poznania tej kultury i zasięgnięcia po fachową literaturę, czy to nawet do podróży do odległej dla nas Namibii. I wydaje mi się, że taki właśnie był cel Autorki. Zarzucić wędkę i zaintrygować oraz zainspirować czytelnika, skłaniając go do poszukiwania kolejnych informacji na ten temat. Do tego, aby czytelnik poszedł do księgarni lub biblioteki po więcej, bądź by nawet zaczął szukać biletów lotniczych do Namibii. A do tego może dojść wręcz błyskawicznie, gdyż książkę czyta się szybko, bowiem już po kilkudziesięciu minutach docieramy do jej epilogu. A po zamknięciu okładki księgi stwierdzam, że… tak, Martyna Wojciechowska spłaciła zaciągnięty przez nią kredyt zaufania.