Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Bellona
To już druga książka, której autorem jest Bernardo Stamateas, a po którą to postanowiłem sięgnąć, aby dowiedzieć się nieco więcej… No właśnie, o czym? O innych ludziach, o sobie samym, o emocjach. O szkodliwych emocjach. Co zresztą zdradza już sama okładka – o jakże intensywnym, wręcz toksycznym kolorze.
Bernardo Stamateas swoje “Toksyczne emocje” napisał dość lekkim językiem, choć temat wcale lekki nie jest. Ale przez to lepiej czyta się książkę i pochłania wiedzę oraz doświadczenia, jakie tam zawarł. A co dokładnie? Opis zjawisk emocjonalnych, jakie mogą zachodzić w nas czy innych ludziach, ale na ich toksycznym poziomie. Bo nie jest problemem to, że czasem poczujemy się z jakiegoś powodu smutni, źli, czy przestraszeni – każdy zdrowy człowiek przechodzi w swoim życiu przez te stany emocjonalne. Zazwyczaj wielokrotnie, na różnych etapach swojego życia, w różnym wieku! Nie ma więc w tym nic zdrożnego, że niekiedy odczuwamy tego typu emocje. Gorzej, gdy dominują one naszą codzienność, zaczynają przejmować kontrolę nad naszymi zdrowymi odruchami, nad naszym umysłem, nad naszym życiem. I o tym, jak rozpoznać taki stan – ów przesadny stan toksyczności – aby się go pozbyć, opisuje właśnie Bernardo Stamateas.
W moim odczuciu książka ta jest pewną mieszanką psychologii i coachingu. Bo z jednej strony Autor sięga po aspekty bardziej medyczne, choć bez zagłębiania się w szczegóły – opisuje jakie są reakcje naszego organizmu w różnych sytuacjach. Z drugiej zaś strony podtrzymuje czytelnika na duchu, pozwala mu otworzyć szerzej oczy i z optymizmem spojrzeć na samego siebie oraz swoją własną przyszłość. I nawet jeśli książka ta “nie odkrywa Ameryki” dla kogoś, kto dobrze zna się na psychologii, to jednak może być dobrym krokiem naprzód w tym, aby własne życie uczynić lepszym. Bardziej pozytywnym, bardziej optymistycznym. Jeśli ktoś czuje, że tego właśnie potrzebuje, niech sięgnie po “Toksyczne emocje” Bernardo Stamateasa.
Przeczytaj też:
Chcesz sprawdzić, co sądzę o innej książce Bernardo Stamateasa? Przeczytaj moją recenzję „Toksycznych ludzi”.