Ile czasu potrzeba, aby przejść od zapory w Zagórzu Śląskim do zamku Grodno? Ja wyruszyłem spod owej tamy porą zimową, a na zamek Grodno dotarłem na początku lata… Tymczasem są one od siebie oddalone o zaledwie 2,5 km pieszej ścieżki. W jedną stronę. A przy tym, po drodze, do czynienia mamy z przewyższeniami o łącznej liczbie jedynie 107 metrów. Mówiąc innymi słowy: teoretycznie według wskazań mapy przelicza się to na jedyne 40 minut spokojnego marszu. Jak więc to możliwe, że zajęło mi to aż tyle czasu?
Nie kryje się za tym żadna niecodzienna historia. Ot, po prostu na wędrówkę dookoła zaporowego Jeziora Bystrzyckiego wybrałem się o jednej porze roku. A na zamek Grodno w Zagórzu Śląskim dotarłem w innym czasie. I oto jest cała tajemnica tej sumarycznie nazbyt długiej, wręcz wielomiesięcznej wyprawy… podzielonej na odległe od siebie czasowo etapy. Lecz pozwoliło mi to poznać dwa oblicza tego terenu. Zimowe, choć bez śniegu i letnie, z dużą ilością zieleni. Szczęśliwie ominęło mnie inne, bardziej niebezpieczne oblicze okolic Zagórza Śląskiego, a które to objawiło się światu we wrześniu 2024 roku.
Zapora w Zagórzu Śląskim
Wybudowana w drugim dziesięcioleciu XX wieku kamienna zapora wodna w Zagórzu Śląskim (znana też jako Elektrownia wodna Lubachów), była odpowiedzią na regularne zalewanie znacznych terenów Dolnego Śląska dużymi powodziami, co miało miejsce jeszcze pod koniec XIX wieku. Postanowiono więc poświęcić i zalać leżącą na dnie zbiornika wieś Schlesierthal, której (nawiasem mówiąc) resztki odkrywane są po dziś dzień przy okresowym spuszczaniu wody ze zbiornika. Posłużyła do tego celu niemała konstrukcja: wysoka na 44 metry, długa na 230 metrów w koronie i szeroka na 29 metrów u podstawy. Wykorzystała ona ukształtowanie terenu, tworząc zalew o powierzchni około 51 ha i pojemności 8 mln3 wody, by pełnić swoje funkcje retencyjne. Choć nie tylko takie, pełni ona również funkcje energetyczne. Co ciekawe, elektrownia ta funkcjonowała i funkcjonuje po dziś dzień, nie wyłączając najtrudniejszych czasów. Działała także chociażby w trakcie II wojny światowej, utrzymując wówczas pełną gotowość dzięki pracy zaledwie 12 osób. Z dawnych czasów pochodzi też część obecnego wyposażenia elektrowni, co może cieszyć oko nie tylko fana energetyki, ale i po prostu miłośnika historii. Z czego ciekawe może się okazać to, iż zamontowane tu turbozespoły o łącznej mocy 1,2 MW funkcjonują po dziś dzień… od 1913 roku począwszy. Czyli ponad 100 lat!
Jak więc widać, zapora w Zagórzu Śląskim, pomimo swego wieku, doskonale spełnia swoje funkcje – w tym i tę związaną z kumulowaniem wody i regulowaniem jej przepływu, choćby w trakcie nagłych i intensywnych ulew, mogących przyczynić się do zalania okolicznych terenów. Tak jak doskonale w roli tej sprawdziła się w trakcie tragicznej powodzi z września 2024 roku, kiedy to dzielnie powstrzymywała ogromne masy wody. Owszem, doszło do jej przelania pomimo zwiększonego zrzutu wody, ale myślę, że nie będzie kłamstwem stwierdzenie, że uratowała ona znaczną część okolicznych terenów przed znacznie trudniejszą sytuacją, niż przed tą, przed jaką byłyby postawione, gdyby zapora w Zagórzu Śląskim nie istniała w ogóle.
Grodno – zamek w Zagórzu Śląskim
Nad płaską taflą wody zbiornika zaporowego, swe zbocza wznosi szczyt Choina, na grzbiecie którego przed setkami lat powstał zamek Grodno. Mówi się, że jego XIII-wiecznym fundatorem był książę jaworski, lwówecki i świdnicki Bolko I Surowy. Zamek ów był oczywiście w następnych latach, przez swych kolejnych właścicieli, rozbudowywany, choćby przez księcia Bernarda Statecznego czy Bolka II. Choć i nie omijały go mniej pomyślne wydarzenia, jak panowanie z niego Jana Puczka, dla którego zamek Grodno był bazą wypadową do dokonywania rozbojów. Jeszcze w XVI wieku przebudowę zamku prowadził ród von Logau, ale już wkrótce, bo w trakcie wojny trzydziestoletniej, został on wyraźnie uszkodzony. A następnie, gdy właścicielem był Jan Eben, warownię oblegali zbuntowani chłopi, którzy mieli dość gnębienia i ucisku. A później… było już tylko gorzej. Zamek bowiem popadał w ruinę. Dopiero w 1824 roku rodzina Zeydlitzów, podjęła się prac konserwatorskich, choć już w 1869 roku, po uderzeniu pioruna, doszło do pożaru wieży.
Dziś, na szczęście, zamek odradza się i na jego terenie funkcjonuje muzeum. Skromne, póki co, w zbiorach, ale i na swój sposób oddające surowość dawnych czasów. Otulając zwiedzających aurą chłodnych pomieszczeń, ozdobionych niewielką ilością mebli, czy dodatków takich jak obrazy… bądź bezduszne trofea dzikich zwierząt. Choć w sumie tych ostatnich tak mało wcale tu nie ma. Warto jednak zamek zwiedzić, zarówno po to, by stanąć w oko w oko z historią tych ziem, ale również by zachwycić się widokiem na górzystą okolicę ze szczytu zamkowej wieży. A jest na co popatrzeć. Byleby mieć tylko nieco szczęścia do żywiołów. Byleby dopisała nam pogoda, towarzyszyło słońce, a szerokim łukiem omijały wszelkie pioruny.
Słowem zakończenia
Zaporę w Zagórzu Śląskim i zamek Grodno można obejść i zwiedzić w jeden dzień. W ledwie kilka godzin. Ale można też na to poświęcić więcej czasu. Niespiesznie poznając okolicę, wędrując po jej leśnych szlakach i ciesząc się dziką przyrodą. Ciesząc się spokojem. I mając nadzieję, że będzie tu tak zawsze. Choć zmienność i nieprzewidywalność tego świata każą nam żyć z nieustanną świadomością, że wcale tak zawsze nie będzie. Że nie zawsze wiemy, co czeka nas za progiem następnego dnia. I że musi być gotowi na wszystko.
Przeczytaj też:
A znasz zamek w Starej Kamienicy?
A może po prostu lubisz góry, wybierz się więc na Kotły Śnieżne.