Kto nie marzył kiedyś o tym, aby być polskim Indianą Jonesem? By przemierzać świat, niczym bohater filmowy grany przez Harrisona Forda, by eksplorować różne bogate historycznie i kulturowo miejsca, a wreszcie i przeżywać wszystkie te niesamowite przygody. No dobra, pewnie nie każdy o czymś takim myślał. Ale jeśli chodzi o mnie to wiele, wiele lat temu coś takiego mi się po cichu marzyło. Lecz czy udało mi się to osiągnąć i czy… nadal uważam, że fajnie jest być polską wersją Indiany Jonesa?

1. Zdobywać artefakty?

Dawno, dawno temu, gdy byłem mały chłopcem, chciałem zostać archeologiem, bo i w końcu od najmłodszych lat kochałem historię. I chciałem, tak jak Indiana Jones, poszukiwać różnych historycznych artefaktów powiązanych z dawnymi cywilizacjami z rozmaitych zakątków świata. I w ten oto sposób ratować je przed dalszym zapomnieniem oraz powolnym niszczeniem.

Na szczęście, gdy nieco podrosłem, zrozumiałem, że praca archeologa zupełnie różni się od życia bohatera granego przez Harrisona Forda. Zawód ten wcale nie jest tak dynamiczny, jak można to zobaczyć na ekranie, a wręcz przeciwnie – jest to żmudne, ciężkie i przede wszystkim wymagające cierpliwości zajęcie, które łączy w sobie powolne grzebanie w ziemi, z równie powolnym grzebaniem w papierach. Nie wiem, czy miałbym tej cierpliwości wystarczająco dużo na wykopaliskach, chcąc odkryć to, co nieznane – tu i teraz. Dlatego archeologiem nigdy nie zostałem.

Ponadto, warto zwrócić uwagę, że współcześnie pojawiają się głosy krytykujące Indianę Jonesa. Zgodnie z nimi, ten bohater popkultury to nic innego, jak symbol archeo-złodzieja, który ku uciesze widza kradł cenne dzieła różnych cywilizacji na rzecz mocarstw XX wieku. Tak jak zresztą rzeczywiście, nie na ekranie a w otaczającym nas świecie, robiono to przed laty. Aby się o tym przekonać, wystarczy pojechać do kilku co bardziej znanych na świecie muzeów, jak choćby British Museum w Londynie, bo to właśnie tam, a nie w swoich ojczyznach, znajdują się stałe ekspozycje z egipskimi mumiami, mezopotamskimi monumentami, czy dziełami kultury greckiej. Jak więc widać, trochę w tym “złodziejstwie” prawdy, ale i też trochę zapomnienia, że taka właśnie działalność w tamtych dzikich czasach pozwoliła wielu cennym wytworom dawnych cywilizacji przetrwać po dziś dzień. Nie zostały one dzięki temu zupełnie rozkradzione przez różnych rabusiów, wygrzebujących skarby z ziemi w biednych i niespokojnych rejonach świata. Ale odłóżmy przeszłość i politykę na bok.

Świątynia Baala w Palmyrze, Syria
Świątynia Baala w syryjskiej Palmyrze w 2009 roku, wkrótce została wysadzona przez dżihadystów

Lepiej być sobą!

Pamiętajmy, że to mimo wszystko tylko film przedstawiający fikcyjne wydarzenia i o ile możemy się na nim dobrze bawić, o tyle nie musimy już czerpać z niego wzorców zachowań. Wręcz przeciwnie – lepiej być sobą – świadomym podróżnikiem, który nie wywozi z innych krajów cennych dla tego kraju przedmiotów. Ani historycznych, ani kulturowych, ani przyrodniczych. Mumii, co prawda, dziś w bagażu podręcznym nie przemycimy, ale ileż to razy słychać o próbie załadowania do samolotu pasażerskiego walizki z chronionymi gatunkami zwierząt, ich skórami, porożami, muszlami, czy też z pomniejszymi artefaktami historycznymi o niekoniecznie małej wartości.

Chcesz wyjątkową i niecodzienną pamiątkę? Poszukaj dobrze na lokalnych straganach, szczególnie tych na uboczu, albo kup rękodzieło od lokalnego artysty.

 

2. Eksplorować pozostałości dawnych cywilizacji?

Coraz mniej jest na świecie do odkrycia, szczególnie jeśli chodzi o większe konstrukcje – całe miasta, wielkie świątynie, pałace, fortece… A to, co zostało już odkryte, to zabytki, po których tak swobodnie się poruszać nie można. Nie wejdziemy w każdy zaułek, nie wespniemy się na szczyt Chichén Itzá, nie wślizgniemy się do najciemniejszych korytarzy egipskich piramid. Ale ochrona tych miejsc przed dalszym niszczeniem, nie tylko tym zamierzonym, ale i zwykłym “zużywaniem się” wymaga różnych ograniczeń i obostrzeń. Stąd też szanuję to, że pewne rzeczy mogę zobaczyć tylko zza barierki, z odległości czy przez grubą szybę.

Choć, owszem, marzy się, by przemierzać gęstą dżunglę, by w jej trzewiach odkryć nowe majańskie miasto, czy inną zapomnianą przez ludzkość dawną cywilizację… Jednak takie odkrycia niech zostaną w marzeniach – możemy tylko pozazdrościć Polakom takim jak Tony Halik, czy Arkady Fiedler, że w ich czasach jeszcze dużo było do odkrycia. Z drugiej strony, oni mogą nam pozazdrościć ogromnych możliwości na podróżowanie dookoła świata. I możliwości oglądania cudów świata niemal w całej swej okazałości.

A tak po prawdzie to nie trzeba daleko jechać, by dowiedzieć się o przygodnych Indianach Jonesach, którzy postanowili na własną rękę odkryć legendarne skarby. Wystarczy pojechać chociażby do Wałbrzycha, by rozejrzeć się za poszukiwaczami Złotego Pociągu. To, rzecz jasna, tylko jeden z wielu przykładów, choć bez wątpienia jeden z głośniejszych w ostatnich latach. Bo nierzadko słyszy się też i o ludziach, którzy (po spożyciu alkoholu) postanowili włamać się do katakumb jakiegoś kościoła, bo słyszeli legendę, że jest tam coś cennego… A na miejscu okazuje się to tylko mitem, dla którego zniszczyli kilka cennych grobowców.

Ruiny Muyil, Jukatan, Meksyk... prawie jak polski Indiana Jones
A gdyby tak zanurzyć się w meksykańskiej dżungli w okolicach Muyil…?

Lepiej być sobą!

Indiana Jones to nie prawdziwa postać, a Harrison Ford nie (zawsze) biegał po prawdziwych ruinach – na filmach często widzimy realistyczne makiety! Nie próbujmy więc na siłę eksplorować coś, badaniem czego zajmowali się już (i pewnie nadal zajmują) archeolodzy. Czy ty lubisz, jak jakiś kompletny amator wtrąca się w twoją robotę? Więc bądź sobą i nie wtrącaj się w pracę innych profesjonalistów. Twój jeden mały (nieuważny) krok może być wielkim krokiem do zniszczenia czegoś cennego! Nawet jeśli się bardzo starasz, nawet jeśli masz co do czegoś pewność, jeśli masz dobre intencje etc. etc. Czy mam ci przypomnieć historię “odrestaurowania” XIX-wiecznego fresku w hiszpańskiej miejscowości Borja? Tamta kobieta również miała dobre chęci i była pewna, że robi to dobrze.

Chcesz pomóc historii odżyć na nowo? Wesprzyj finansowo muzeum lub odpowiednią organizację.

3. Przeżywać wybuchowe przygody?

Zdobywanie wspomnień, doświadczanie świata, przeżywanie różnych przygód – to, co widzimy na ekranie, to z pewnością emocjonujące chwile, które zostałyby w głowach ich uczestników na wiele, wiele lat (gdyby wydarzyły się w rzeczywistości). Kto by nie chciał opowiadać na starość, jak to uciekał przez dżunglę przed niebezpieczną grupą bandytów, lecz dzięki sprytowi i szczęściu udało mu się umknąć? A to, że przy okazji spłonęło kilkanaście hektarów dżungli, dewastacji uległa duża świątynia sprzed tysiąca lat – tego już z filmu się tak dobrze nie zapamiętuje, a w marzeniach takie rzeczy się po prostu pomija.

Tymczasem dobrze jest jednak myśleć i robić coś z głową, aby mieć później możliwość opowiadania o naszych przygodach. Nie zza kratek. Ani nie z zaświatów.

Lepiej być sobą!

Do tego, aby przeżywać ciekawe przygody nie musimy być Indianą Jonesem! Do tego wystarczymy my sami, odrobina wyobraźni, dawka rozwagi i kawałek świata. I nie ma znaczenia, czy chodzi o kawałek świata w pobliżu domu, czy na drugim krańcu naszego globu! Ważne, aby wszystko robić z głową, bez szkody dla naszego otoczenia (przyrodniczego, historycznego, kulturowego, czy nawet społecznego) i bez bezmyślnej brawury.

Chcesz przeżyć niesamowitą przygodę? Podczas podróży wybieraj mniej uczęszczane atrakcje, trudniejsze szlaki, decyduj się na ekstremalne sporty.

Krótko mówiąc, Indiana Jones jest fajny na szklanym ekranie… i niech tam pozostanie. Bo tam radzi sobie zdecydowanie najlepiej. W świecie realnym z pewnością nie wypadłby już tak dobrze, a w połowie swoich przygód wylądowałby zapewne w więzieniu (albo i w grobie). Nie mówiąc już o setkach kontrowersji, jakie budziłby swoim zachowaniem, które to po prostu archeologowi nie przystaje.

Dlatego ja nigdy Indianą Jonesem nie zostałem i zostać nie zamierzam. Wolę być sobą.


Przeczytaj też:

Znajdź interesujące Cię miejsce na mojej Mapie Podróży.