Harlden to zwyczajne nieduże miasteczko, jakich na wyspach brytyjskich nie brakuje. Jest tu szkoła, jest posterunek policji, są sklepy i cisi mieszkańcy lubujący się w swoim małomiasteczkowym spokoju. Ale pojawia się też gwiazda operowej muzyki, Octavia Anderson (pochodząca z Harlden i tu w przeszłości zdobywająca pierwsze muzyczne stypendium), która postanawia pewnego dnia ofiarować charytatywnie swoim ziomkom własny cenny głos. Termin koncertu zbliża się nieubłaganie, a wraz z upływającym czasem znikają z Harlden kolejne kobiety – najpierw w tajemniczych okolicznościach znika ślad po Deborah, później zamordowana zostaje Kate. Leslie cudem uchodzi z życiem z wypadku, który, jak wszystko wskazuje, był skrupulatnie zaplanowany, choć trudno też powiedzieć, by się jej poszczęściło – stan w jakim wylądowała w szpitalu nie napawa nadzieją. Pozostała jeszcze Octavia, ta słynna Octavia, o której jeszcze nikt nie wie, że tak wiele łączy ją z tymi kobietami, które los potraktował okrutnie.
Mało kto posiada wiedzę o tym, że wszystkie te kobiety łączy mroczna tajemnica z odległej przeszłości – zabójstwo niejakiej Carol w trakcie szkolnej wycieczki.
RYSOPIS PODEJRZANEGO
Elizabeth Corley nie pozwala nam długo zastanawiać się nad tym, kto stoi za tymi tragediami. Wizerunek zabójcy jest nam znany od początku, podobnie zresztą jak sam motyw zbrodni. Dlatego trudno mówić, aby to była opowieść kryminalna w klasycznym tego słowa pojęciu – kiedy to czytelnik wraz z książkowymi bohaterami prowadzi dochodzenie i zastanawia się nad wszelkimi aspektami kolejnych zabójstw. Tutaj od początku wiemy wszystko lub prawie wszystko. Albo przynajmniej nam się tak wydaje. Bo to, że znamy szczegółowo rysopis mordercy i główny motyw zabójstw, nie daje nam jeszcze przewagi nad przestępcą, wręcz przeciwnie, ta iluzoryczna przewaga może osłabić naszą czujność, poprzez to zbić z tropu i zaprowadzić wreszcie na manowce. A to może być zgubne, zarówno dla śledztwa, jak i kolejnych potencjalnych ofiar. Ale dzięki temu zabawa z książką „Requiem dla mordercy” jest przednia. I mrożąca krew w żyłach.
REKONSTRUKCJA WYDARZEŃ
W powieści „Requiem dla mordercy” emocje czytelnika są skumulowane w nieco inny sposób niż w pokrewnych dla tej książki gatunkach ? horrorze czy klasycznym kryminale. Tu znamy zamiary, a nawet plany mordercy z dużym wyprzedzeniem. Teoretycznie nic nas nie zaskoczy. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, by trzymać czytelnika w niepewności, w napięciu aż do samego końca. Kolejne strony, kolejne wersety wywołują w czytelniku silny niepokój naznaczony nadzieją, że plany mordercy nie wypalą, zostaną pokrzyżowane przez prowadzącego śledztwo skrupulatnego Fenwicka. Niepokój wynikający z faktu martwienia się o los kobiet, nad którymi ciąży widmo śmierci – bez względu na to, czy ich przeszłość wskazuje, że na ową śmierć zasłużyły, czy też nie.
POSZLAKI
Wydaje się dość naturalne, że czytelnik utożsamia się właśnie z tym pozytywnym bohaterem, czyli śledczym Fenwickiem, policjantem, który powracając do służby po dłuższej przerwie spowodowanej śmiercią żony, od razu zajmuje się sprawą zaginięcia jednej kobiety, a wkrótce i zabójstwa drugiej. To z nim przeżywamy całe śledztwo i na nowo przyglądamy się wydarzeniom, które przyniosły śmierć mieszkankom Harlden. To z nim odkrywamy wszelkie ślady, motywy, poszlaki… ale podobnie jak Fenwick nie wiemy co czeka nas na końcu tej mrocznej opowieści, nie wiemy z całą pewnością kim był swego czasu zabójca, kto tak naprawdę zamieszany jest w całą tę aferę, kto pragnie doprowadzić ją do końca „po swojemu”, dla kogo jest to sprawa dalece niewygodna. Wiemy tylko, że Fenwick jest coraz bliższy schwytania sprytnego i zmyślnego mordercy, który jednakże wciąż umyka mu tuż sprzed nosa.
PORTRET PSYCHOLOGICZNY
Jak już wspomniałem, czytelnik wie teoretycznie o wszystkim od samego początku. Z czasem okazuje się, że nie wie o rzeczach niezwykle istotnych dla całokształtu prowadzonego śledztwa. Nie wie też wreszcie czy mordercy uda się dokonać dzieła ostatecznego – zabić Octavię Anderson w trakcie jej charytatywnego koncertu. Tego nie wiemy i nie możemy wiedzieć do końca. Napięcie narastające w umyśle czytelnika potęguje fakt posiadania wiedzy na temat szkolnych wyczynów Anderson, przez co budzi ona niewątpliwą odrazę, a sam morderca jeśli nie zyskuje sympatii czytelnika to zapewne pewnego rodzaju aprobatę czy chociażby zrozumienie w tym, co planuje wobec piosenkarki.
Czytelnik się męczy, lecz nie z samym czytaniem, a z dręczącymi go wątpliwościami. Z jednej strony czy bezprawne sięganie po krwawą sprawiedliwość jest dobre i słuszne, a z drugiej strony: „przecież potencjalnej ofierze należało się”. Z kim sympatyzować? Jeśli mordercy się uda, będziemy czuć się zawiedzeni, że sympatyczny Fenwick nie dał rady powstrzymać na czas ręki zabójcy. Jeśli morderca nie dokona vendetty, będziemy mieć żal, że dawna przewina Octavii nie została w okrutny i bezwzględny sposób pomszczona. I jak tu wytrzymać całe to napięcie, które pęcznieje wraz z każdą mijającą chwilą, wraz z każdym czytanym zdaniem?
AKT OSKARŻENIA
Niepokój i napięcie jakie wynikają z dochodzenia prowadzonego przez Fenwicka, z wyjaśnianych przez niego faktów na temat mordercy, a także na temat prawdopodobnych motywów opartych o zemstę sprzed lat – wzbudzają w czytelniku łaknienie, które nie pozwala mu się oderwać od książki, które zmusza do ciągłego jej pochłaniania. Kiedy czytelnik odłoży na chwilę książkę na bok – czuje silny niepokój, że odłożona przez niego sprawa morderstwa nie może czekać na swoje rozwiązanie, że nie będąca pod obserwacją może wymknąć się spod kontroli. Owe rozwiązanie musi nastąpić jak najszybciej! Jak najszybciej musimy dowiedzieć się co nastąpi wkrótce, jak zakończy się cała sprawa, jaki będzie jej finał – czy poczujemy ostatecznie żal, że ofiara winna dawnych grzechów wciąż żyje, czy przygnębi nas fakt, że sympatyczny Fenwick dał plamę. Tu nie ma wyjść pośrednich, tu nie ma wyjść kompromisowych, Elizabeth Corley nawet nie pozostawia nam złudzeń, że mogłoby do czegoś takiego dojść. Choć czytelnik wciąż ma ową naiwną nadzieję, że Fenwickowi się uda, a zarazem Anderson spotka zasłużona kara…
OSĄD
Książka ta trzyma w napięciu od początku do końca. Nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia, raz wstrzymuje bicie serca, by po chwili gwałtownie rzucić je w szaleńczy pęd. Ta książka jest mordercza. Wyśmienita! Nie oderwiesz się od niej dopóki nie zmordujesz jej do końca, od okładki do okładki.