Gdyby nie niespotykane raczej w Polsce tak tęgie upały, suche powietrze i nieco bardziej „jałowa” sceneria na poboczach szerokiej, dwupasmowej drogi, mógłbym pomyśleć, że oto rozpościera się przede mną Wrocław. Rozległe miasto o podobnych konturach: o krajobrazie złożonym z niezbyt wysokich budynków, a pośród nich jednym, długim, pnącym się wysoko w górę szklanym okrągłym nowoczesnym biurowcem, dominującym nad okolicą. I widocznym już z daleka. Jednak różnicę widać przede wszystkim w szczegółach. A Sewilla pełna jest szczegółów.
Detale te wynikają jednak nie tylko z odmiennego położenia geograficznego, ale chyba przede wszystkim historycznego. Dzieje stolicy Andaluzji sięgają wszak czasów, gdy około II wieku p.n.e. w miejscu tym osadę założyli Iberowie, a następnie wpływy nad nią rozciągnęli słynni Fenicjanie oraz Kartagińczycy. Jedak historia na tym nie poprzestała, gdyż w następujących po sobie wiekach o dominację nad tutejszą krainą walki prowadziły kolejne mniejsze i większe cywilizacje – najpierw starożytne, później średniowieczne, a wreszcie i nowożytne. I tak oto w dziejach regionu zapisali się m.in. Rzymianie, Wizygoci, Wandalowie, Swebowie, czy też Maurowie. A uwiecznili oni swą obecność na trwałe właśnie w rzeczonych „szczegółach”.
Widać to już u początku mojej wędrówki, którą otwiera pewnego rodzaju brama. Złota Wieża, czy raczej Torre del Oro z XIII wieku, będąca niegdyś jedną ze 166 w systemie obronnym Maurów, a pełniąca niegdyś rolę wodnego portalu prowadzącego do portu w Sewilli. Wystarczyło rozpiąć pomiędzy nią, a bliźniaczą jej wieżą, znajdującą się na drugim brzegu Gwadalkiwiru, potężny łańcuch, by nie mogły tu wpłynąć żadne większe okręty. Dziś ta dość prosta trzystopniowa budowla, skonstruowana z kremowych klocków i uwieńczona strzelistymi blankami, pnąca się pośród smukłych wysokich palm, zdecydowanie bardziej stanowi element estetyczny niż obronny. I trzeba przyznać, że na zalanym słońcem nabrzeżu życiodajnej rzeki prezentuje się nadzwyczaj okazale. A jej złociste odbicie w płaskiej tafli płynącej u jej stóp rzeki, zdradza pochodzenie nazwy Złotej Wieży.
Stąd jest prosta droga do wielu kolejnych miejsc, z których przynajmniej kilka potrafi zadowolić nawet najbardziej wybrednych podróżników. Możemy się na przykład udać ku północnemu-zachodowi, wzdłuż ulicy Paseo de Cristóbal Colón, mijając Teatro de la Maestranza, by wkrótce dotrzeć do charakterystycznego okrągłego białego budynku zwanego Plaza de toros de la Real Maestranza de Caballería de Sevilla. Ten amfiteatr na 12.500 widzów, wybudowany w latach 1749-1881 to ni mniej ni więcej arena walk byków, która w trakcie słynnego lokalnego Kwietniowego Festynu zamienia się w jedno z ważniejszych miejsc na mapie miasta. Dla miłośników tego brutalnego sportu jest wówczas pewnego rodzaju świątynią! A tak na co dzień? A tak na co dzień znajduje się tutaj muzeum corridy pełne portretów, afiszy i kolekcji kostiumów, wśród których znajduje się pomalowana przez Picassa purpurowa kapa torreadora.
Możemy też skierować się na północ, z lekkim odchyleniem ku wschodowi, gdzie wkrótce dotrzemy do majestatycznego budynku Catedral de Sevilla, tj. Katedry Najświętszej Marii Panny, która pierwotnie wybudowana została z myślą o zademonstrowaniu zamożności miasta. I ów dobrobyt widać, choćby w bogactwie misternych zdobień każdej z 15 bram prowadzących do zachwycającego wnętrza tej wspaniałej świątyni. Trudno jednak w jakikolwiek sposób ją opisać słowami. Nawet określenie jej jako największego i jednego z najwspanialszych kościołów gotyckich na świecie, to wciąż zdecydowanie mało, by oddać to, co czuje człowiek, gdy stoi pod tym kolosalnym budynkiem z portalami i wieżyczkami szczodrze udekorowanymi finezyjnymi szczególikami. A zwłaszcza pod najsłynniejszą z wież, dumnie pnącą swe mury ku górze, ku rozgrzanemu słońcu, ku otwartemu nad nami błękitnemu niebu. Pod La Giraldą, która pierwotnie, tj. w czasach Almohadów, pełniła funkcję minaretu, a później została przystosowana przez chrześcijan do użytku kościelnego jako dzwonnica. Bez wątpienia interesujące jest to, że w jej wnętrzu nie wybudowano schodów, lecz pochylnię, po której muezin mógł wjechać na szczyt budowli konno, by stamtąd wygłosić do mieszkańców zalanej słońcem Sewilli wezwanie na codzienną modlitwę. Nieopisany urok La Giraldy potrafi zauroczyć, nic więc dziwnego, że na całym świecie możemy znaleźć wiele budynków inspirowanych jej pięknem. A wśród nich Madison Square Garden w Nowym Jorku (z 1890), budynek portowy w San Francisco (z 1898), Wieża Wolności w Miami (z 1929), Terminal Tower w Cleveland (z 1930), wieża zegarowa Uniwersytetu Portoryko, a nawet… Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Jednak najprawdziwsza i najpiękniejsza La Giralda jest tylko jedna! Tu, w Sewilli.
Na wschód od Złotej Wieży, tuż obok Katedry, wznoszą się mury oraz wyrzeźbiona w nich Puerta del León. Lwia Brama w odcieniach indyjskiego różu prowadząca do wnętrza kompleksu znanego jako Reales Alcázares de Sevilla, tj. iście królewskiego serca Sewilli. Ten sławny pałac sięgający swymi początkami do XI wieku zawdzięcza urok zmiennym losom dziejów miasta. Wszak początkowo rezydowali tu przedstawiciele kalifatu kordobańskiego, by w latach 1350-69, za czasów panowania Piotra I Okrutnego, doszło do jego rozbudowy w urzekającym stylu mudejar. Liczne komnaty urzekają bogactwem ornamentyki i zdobień ceramicznych. Na rozbudowę i rozwój kompleksu, w którego skład wchodzą rozmaite sale, patia i ogrody, jakże przecież piękne, wręcz egzotyczne, nie szczędzili ni pieniędzy, ni sił kolejni władcy, przyczyniając się do tego, że Alcázar słynie z różnorodności swego piękna. Z rozmaitych oblicz, z których każde kolejne jest piękniejsze od poprzedniego. Ma to odzwierciedlenie również w rozległym przypałacowym ogrodzie, którego rozmaite partie zachwycają odmienną roślinnością i estetyką, a każda z nich równie urzekająca i… dająca przyjemny cień w panujące tu niesamowicie upalne dni. Lecz jakże inaczej mogłoby wyglądać miejsce, w którym podejmowano decyzję m.in. o wysłaniu ekspedycji Ferdynanda Magellana, miejsce, w którym Izabela Kastilijska i Ferdynand Aragoński przyjmowali Krzysztofa Kolumba po jego słynnej podróży do Ameryki, miejsce narodzin infantki Hiszpanii i królowej Sardynii – Marii Antoniny Burbon, a wreszcie i miejsce podpisania Traktatu Sewilskiego kończącego wojnę angielsko-hiszpańską z lat 1727-1729. Lepiej wyobrazić sobie tego nie można było.
Do królewskiego parku na terenie Alcázar niemalże przylega Real Fábrica de Tabacos, tj. Królewska Fabryka Cygar zbudowana w latach 1728–1771 według projektu Sebastiana van der Brochta. Ciekawe jest położenie budowli i nie chodzi o to, że została ona wzniesiona tuż za Puerta de Jerez, czyli za bramą w murach miejskich, co raczej o fakt, że osadzono ją na terenie zwanym de las calaveras, tj. na terenie czaszek. A wszystko ze względu na starożytną przeszłość terenu, kiedy to Rzymianie wykorzystywali go na potrzeby cmentarne. Jednakże o fabryce zwykło się mówić pod kątem sławy, jakiej przysporzyła jej opera Georges’a Bizeta pt. „Carmen”, gdzie stała się ona jedną z aren tych artystycznych wydarzeń. Sam budynek słynie także ze względu na swoje rozmiary. Wszak rozciąga się on na przestrzeni 185 i 147 metrów (będąc drugim co do wielkości w Hiszpanii, zaraz po zespole pałacowo-klasztorno-bibliotecznym Real Monasterio de San Lorenzo de El Escorial znajdującym się nieopodal Madrytu) co w okresie największego rozwoju i świetności pozwoliło mu na pomieszczenie tysięcy kobiet skręcających z liści tytoniowych cygara. Dziś jednak spomiędzy murów tego XVIII-wiecznego industrialnego budynku nie wychodzą wyśmienite, choć niespecjalnie zdrowe produkty tytoniowe, lecz… absolwenci. Wszak Real Fábrica de Tabacos w latach ’50 XX wieku stał się siedzibą Universidad de Sevilla założonego dużo, dużo wcześniej, gdyż już w 1505 roku.
Na południe od Uniwersytetu a w kierunku południowo-wschodnim od naszego punktu orientacyjnego – Torre del Oro – znajduje się kolejny wspaniały szczegół, który wyróżnia Sewillę na tle innych, nie tylko europejskich, ale i światowych miast o wielowiekowej historii. Jest to Plaza de España i towarzyszący mu Park Marii Luisy. Obydwa zaprojektowane i wykonane z myślą o wystawie Ibero-amerykańskiej, jaka miała tu miejsce w roku 1929. Rzeczony park zachwyca bogatą roślinnością reprezentowaną m.in. przez palmy, drzewa pomarańczowe, sosny śródziemnomorskie, czy klomby, pośród których można natknąć się na liczne stawy i fontanny. Spotkamy tutaj także zielone papugi, kaczki, łabędzie, a przede wszystkim chyba gołębie. Z kolei otoczony parkiem Plac Hiszpański wręcz onieśmiela architektoniczną estetyką. Krajobrazem, na którym to rozciąga się szeroko wygięty w łuk budynek łączący w sobie style Art Deco, neo-mauretański (z wykorzystaniem elementów Neo-Mudéjar) oraz czerpiący z dorobku renesansu. A wszystkie te cechy w majestatyczną, zachwycającą całość połączył architekt Aníbal González (co ciekawe zmarły trzy tygodnie po otwarciu wystawy Ibero-amerykańskiej). Przed budowlą rozpościera się ogromny plac zalany gorącymi falami słońca i otoczony fosą, po której to można pływać w niewielkich łódkach. W monumentalnym Plaza de España, oprócz wielkości i wspaniałości mierzonej rozmachem, z jakim postawiony został pawilon, ważny jest także zachwyt nad szczegółami. Wystarczy podejść bliżej, by docenić rozmaite detale architektoniczne, wystarczy przejść się wzdłuż ścian, by ocenić pieczołowitość prac i trud, jaki został włożony w to, by zauroczyć każdego przybysza, choćby najbardziej odpornego na estetykę architektury. Aby wszystkie te zachwyty dawkować sobie w odpowiedni sposób, najlepiej jest udać się tutaj od strony ulicy Paseo de las Delicias, wchodząc wejściem nieopodal mostu Puente de los Remedios. Wówczas wielkość i wspaniałość Placu Hiszpańskiego będzie powoli wzrastała przed naszymi oczami w oddali, wraz z kolejnymi stawianymi przed siebie krokami i skracanym tym samym dystansem. Nie można się bowiem od razu zachłysnąć całym pięknem. Cała Sewilla jeszcze przed nami…
Stolica Andaluzji to na swój sposób miasto królewskie. Nie tylko ze względu na nadzwyczaj bogatą historię, nie tylko ze względu na niesamowitą urodę, nie tylko ze względu na złoto spływających na nią licznych promieni słońca… Ale i ze względu na misternie zdobioną koronę złożoną z licznych i jakże cennych zabytków! Nie da się ukryć, że Sewilla mnie oczarowała. Zresztą, nawet nie zamierzam tego ukrywać. Bowiem te żywe, wręcz żywiołowe odczucia tkwią we mnie cały czas – wczoraj, dziś… A i jutro chętnie powspominam piękno tego hiszpańskiego miasta, wierząc w głębi ducha, że dane mi będzie jeszcze tam powrócić.
Przeczytaj też:
Jeśli wolisz coś spokojniejszego niż duża Sewilla, odwiedź nieodległą Nieblę.
Albo po prostu zobacz inne ciekawe miejsca w Andaluzji.
Agnieszka Kudełka
18 listopada, 2015 — 8:40 pm
Tomku, bardzo wartościowy wpis! Takie sobie cenię najbardziej, wiarygodne informacje i pogłębiona refleksja! Dziękuję za niego. Hiszpania mnie od jakiegoś czasu intryguje. Także inne Twoje wpisy są bardzo interesujące, jeśli zaczniesz prowadzić newsletter, dodaj mnie do niego proszę. Masz moją zgodę 😉
Tomasz Merwiński
19 listopada, 2015 — 10:23 am
Dzięki, Agnieszko! 🙂 Przyznam szczerze, że nad mailingiem myślę od jakiegoś czasu i zapewne ruszę z nim… jak coś to dam znać! 😉
Ola
6 listopada, 2021 — 9:03 am
Świetnie opracowany tekst uzupełniony ładnymi zdjęciami. Sewillę poznałam ponad 10 lat temu, ale niewiele zdjęć mam z tego pobytu, z powodu ekstremalnie wysokich temperatur przegrzał się aparat.