Strzelać do swoich znajomych i zabijać ich dosłownie wielokrotnie, wiedząc, że i tak się wkrótce „odrodzą”, a na nasze konto w ten sposób wpłynie dodatkowy punkt, brzmi jak granie w typową grę wideo. Niczym typowy komputerowy FPS (First Person Shooter). Tymczasem w podobny sposób można opisać realną, pozawirtualną zabawę w tzw. laser taga, której to zaznać można na terenie „Kwatery Głównej” we Wrocławiu. To właśnie tu, na specjalnie przygotowanym labiryncie, możemy sprawdzić swoje militarne umiejętności. I warto przy okazji wiedzieć, że umiejętność grania we wspomniane FPS-y wcale niczego nie przesądza. Czasem wręcz przeciwnie…

Zasady zabawy są dość proste. Uczestnicy gry (a może być ich we wrocławskiej „Kwaterze Głównej” do dziesięciu jednocześnie) otrzymują zestaw składający się ze specjalnego karabinu emitującego bezpieczną wiązką laserową oraz kamizelki wyposażonej w odpowiednie czujniki (dodatkowo można poprosić o czujniki na głowę). Zadaniem gracza jest strzelanie w czujniki umiejscowione na kamizelce wroga, tak aby zniwelować jego „siły życiowe” do zera. Kiedy to ostatnie nastąpi – osoba „umierająca” słyszy specyficzny dźwięk tzw. „umierającego łosia”. Wówczas, aby się odrodzić, musi on wrócić do swojej bazy (niebieskiej lub czerwonej), bądź też powinien odczekać kilka sekund, aż nastąpi tzw. auto-respawn. Przy czym wybór sposobu odradzania się wszystkich uczestników zabawy dokonują oni sami jeszcze przed wejściem na wspomniany labirynt.

Gra ta wbrew pozorom nie jest taka łatwa, choć bez wątpienia daje jej uczestnikom wiele radości i satysfakcji. Mianowicie potrafi ona zmęczyć, szczególnie jeśli komuś zależy na zwycięstwie i jest w nieustannym ruchu. Tak więc mile widziana jest dobra kondycja. A nawet bardzo dobra kondycja. Ponadto niezbędne jest celne oko. Nie wystarczy wszak strzelać dookoła na oślep, bo szybkie wyczerpanie wszystkich magazynków w broni (a tych dostępnych mamy cztery – karabin maszynowy, shotgun, snajperka i granatnik) powoduje, że nie możemy z niej już więcej strzelać. A to jest pierwszy krok do porażki…

Dużym plusem „Kwatery Głównej” jest szeroki wybór rozmaitych trybów rozgrywek. Poza wspomnianym już auto-respawnem i odrodzeniem się w bazie, możemy grać typowy deathmatch (czyli każdy przeciwko każdemu), jak i wziąć udział w drużynowej bitwie, przy czym drużyn może być od 2 do 4. Do tego dochodzi możliwość włączenia lub wyłączenia opcji „friendly fire”, tj. umożliwiającą zabicie swoich przyjaciół, co w efekcie daje szansę na zdobycie ujemnych punktów. Te trzy opcje możemy stosować w dowolnej kombinacji, zależnie od tego, jak nam bardziej odpowiada. Na tym jednak nie koniec. Ogromną zaletą „Kwatery Głównej” jest możliwość rozgrywania różnych scenariuszy, od ataku zombie począwszy, gdzie kilku obrońców ludzkości walczy z hordą nieśmiertelnych zombiaków, poprzez kilera, gdzie jeden uzbrojony po zęby człowiek staje przeciwko licznemu oddziałowi wojskowemu, aż po strzelanie do specjalnego celu, wraz ze wzajemnym zabijaniem się drużyn. Takich scenariuszy jest przynajmniej 12 i mogą być ciekawą odmianą dla tych, którym znudziło się już zwykłe wzajemne wybijanie się na labiryncie. Choć, po prawdzie, ciężko sobie wyobrazić, by laser tag miał się tak łatwo komukolwiek znudzić.

Przyznam szczerze, że we wrocławskiej „Kwaterze Głównej” byłem wielokrotnie i miejsce to spodobało mi się od początku. Nie znudziło mi się nigdy. Owszem, wywoływało (i wciąż wywołuje) ono u mnie różne, czasem skrajne emocje, lecz nie tyle wywołane złością na samo miejsce, co raczej wobec słabej postawy mojej drużyny, bądź radość wynikającą z wręcz wybitnej gry własnej. Choć te ostatnie raczej nie zdarzają mi się zbyt często. No cóż, jak wspomniałem na początku, umiejętność grania w komputerowe FPS-y wcale nie musi być przydatna w trakcie rozrywki jaką jest laser tag. Ale czasem trzeba to po prostu po męsku „przyjąć na klatę”.

P.S.
W „Kwaterze Głównej” fajne jest również to, że na jej terenie można pograć w rzutki, piłkarzyki oraz różnej maści gry planszowe i karciane. To tak dla umilenia oczekiwania na swoją kolej, jeśli gramy ekipą większą, niż maksymalna liczba graczy (czyli 10), czy też ot, tak po prostu. Bo lubimy. A wybór gier jest naprawdę spory.