Jadąc ku północno-wschodniemu krańcowi Wrocławia można, między płynącymi tam: Odrą a Widawą, przeoczyć nie taki mały budynek z bordowej cegły. A przeoczyć go można nie dlatego, że jest niepozorny, że zdaje się być nieciekawym, czy też dlatego, że skryty jest między innymi zabudowaniami albo chowa się za ścianą drzew. Można go przeoczyć mknąc szybko szeroką drogą, nie spodziewając się już w tej części Wrocławia, będąc przecież niemalże już na jego obrzeżach, niczego ciekawego. I nie rozglądając się tym samym na boki, lecz patrząc daleko przed siebie i dociskając pedał gazu… można łatwo ominąć ten budynek, zupełnie nie będąc świadomym, że on tam jest.
Ale już, gdy się jest nieco bardziej zainteresowanym otoczeniem i w odpowiednim miejscu obróci się głowę w bok – można go dostrzec. Stojący smutny, opustoszały, całkiem sporych rozmiarów – Młyn Sułkowice.
Skrawek historii
A cóż to takiego ten Młyn Sułkowice? Jest to pozostałość po ponad stuletniej historii przemysłowej tej części stolicy Dolnego Śląska. A konkretnie po Schlesische Mühlenwerke A.G., który to powstał tutaj w 1890 roku. Warto przy okazji zwrócić uwagę na pobliskie tory, które miały ów lokalny przemysł wspierać, obsługując go pod kątem transportowym. Ale też kontemplując nad historią tego miejsca nie można zapomnieć i o tutejszym obozie, który podczas II wojny światowej służył do przetrzymywania ludzi wykorzystywanych do niewolniczej pracy w okolicznych zakładach.
Oczywiście, to co dziś widzimy – sporych rozmiarów konstrukcja z czerwonej, czy raczej brudno-bordowej cegły, nie jest dokładnie tym, co powstało ponad setkę lat temu. Młyn w trakcie swojego istnienia był przebudowywany, a nawet i rozbudowywany. Oprócz wyglądu zmieniał również swych właścicieli, co zresztą było nieuniknione wraz z przesuwaniem się granic państwowych po II wojnie światowej i wejściem dawnego Breslau pod administrację nowo powstałej Polski. Wówczas to ów zespół budynków został przejęty przez państwo i stał się obiektem zarządzanym przez Polskie Zakłady Zbożowe.
Młyn ten jeszcze w czasach PRL-u był dwukrotnie modernizowany, najpierw w roku 1960, a później w 1974, by możliwie jak najlepiej przetwarzać duże ilości zbóż. W szczytowych momentach na jego terenie mogło pracować nawet około 300 osób, co bez wątpienia pomaga uzmysłowić sobie skalę działalności zakładu. Oczywiście u jego szczytowych możliwości.
W 1992 roku, po zmianie ustrojowej, budynek został przejęty przez PZZ Brzeg S.A., by wkrótce zmienić zakres wykonywanych robót. Z wcześniej przetwarzanej w młynie pszenicy, żyta czy grochu oraz wytwarzanej kaszy i płatków, pozostała już tylko obróbka pszenicy. A za jakiś czas po pszenicy… nie zostało nic.
Młyn przestał bowiem wreszcie funkcjonować. Co prawda od 2008 roku na jego terenie uruchomiono niedzielne targowisko, które przyciąga tłumy, ale przecież to już nie ten sam profil działalności. Do tego okazjonalnej. Sam budynek w międzyczasie niszczeje coraz bardziej, a na horyzoncie nie widać szans na zmianę jego pogarszającej się sytuacji. Choć przecież jego mury wydają się nie tylko solidne, ale i stylowe. Idealne na luksusowe lofty. Albo na okazały hotel. Lub chociaż na wytworne centrum handlowe… Jak widać, pomysłów może być wiele, ale póki co – jakiejkolwiek realizacji brak.
Skrawki teraźniejszości
Obecnie budynek jest w niezłym, choć bez wątpienia coraz gorszym stanie. Eksplorując go trzeba uzbroić się w odpowiednią dozę ostrożności i uwagi, bowiem tu i ówdzie można natknąć się na sporych rozmiarów dziurę – nie tylko w ścianie, ale i w podłodze. Uważać też trzeba na deski podłogowe, których wytrzymałość zdaje się być mocno wątpliwa. Aby więc nie “zejść” kilka metrów w dół, na poziom niżej, w ekspresowo-bolesnym tempie, trzeba zwracać uwagę na to gdzie się stawia stopy. Choć jest to raczej oczywiste dla każdego, kto ma nawet niewielkie doświadczenie w szeroko pojętym urbexie. Ponadto trzeba też uważać pod nogi na różne porozrzucane przedmioty, fragmenty maszyn, części zamienne i inne mniej lub bardziej pasujące do tego miejsca przedmioty oraz elementy wyposażenia. Jednak właśnie ze względu na ten sprzęt, na różne maszyny, które są w przyzwoitym stanie, a przynajmniej zdają się takimi być, jest to miejsce ciekawe do eksploracji. O ile, oczywiście, ktoś będzie miał okazję do środka wejść…
Przeczytaj też:
Jeśli szukasz innych tego typu miejsc na Dolnym Śląsku to zajrzyj ze mną do poradzieckiego szpitala w Legnicy.
A może wolisz zobaczyć coś w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia? Znajdź się więc ze mną „Na (nie)bezpiecznej powierzchni Jupitera”.
LiliEss
15 kwietnia, 2021 — 6:45 pm
wygląda na to, że podążam twoim śladem w necie … właśnie wróciłam z Czernobyla a teraz jestem w opuszczonym młynie 😉 pozdrawiam serdecznie
Tomasz Merwiński
15 kwietnia, 2021 — 6:49 pm
Idąc za mną w takich miejscach: patrz pod nogi! 😉 Na różne dziury i inne pułapki można się natknąć podczas urbexu 😉
raczejtrampki
16 kwietnia, 2021 — 6:12 am
Niesamowity potencjał jest w takich starych budynkach.