Windsor.
Brzmi dumnie, dostojnie, królewsko. Czyż nie?
I rzeczywiście, mówię o jednym z największych europejskich pałaców dawnych lat i choć Windsor kojarzy nam się ze Zjednoczonym Królestwem to jednak tym razem chodzi mi o zabytek leżący bliżej naszych polskich domów. Na Dolnym Śląsku. Całkiem niedaleko Wrocławia. Dlaczego więc mało kto o tym miejscu słyszał?
No cóż, pomimo swej bogatej, godnej podziwu przeszłości, Pałac Sybilli w Szczodrem jest jednym z tych, na terenie których nie ma już za bardzo co oglądać. Historia ostatecznie postanowiła nie być wobec imponującego zespołu budynków nazbyt łaskawa. I zesłała nań wiele nieszczęść, z jednym, najgorszym na czele. Z człowiekiem.
Dolnośląski Windsor
Trudno nie wpaść w zachwyt czytając historię pałacu Sybilli w Szczodrem, dawniej znanego jako Sybillenort, a nazwanego tak na cześć Sybilli Marii z inicjatywy jej męża księcia Krystiana Ulryka. Ogrom konstrukcji, rozmach, skala przedsięwzięcia, które zrodziło się u schyłku w XVII wieku, a później było rozbudowywane m.in. na zlecenie księcia oleśnickiego Wilhelma, musiało na ludziach tamtych lat robić wrażenie. I robiło! Bowiem wzorowana na angielskim pierwowzorze, za co odpowiedzialny był nadworny architekt Carl Wolf, rezydencja przyciągała przez lata rzesze ludzi, nie tylko “zwykłych turystów”, ale i tak znamienite postaci, jak car Rosji Mikołaj I. Jeszcze przed gruntowną przebudową w latach 1851 – 1867, bywał tutaj również i August II Mocny oraz August III (ten ostatni zresztą zmarł w tym pałacu).
Czy oprócz samej elewacji, piękna architektury, coś jeszcze przyciągało tutaj ludzi? Ależ jak najbardziej! W pałacu tym funkcjonował teatr zatrudniający wrocławskich aktorów czy tancerzy baletowych z Brunszwiku, a w kilkudziesięciu spośród 400 udostępnionych salach, słynących zresztą z przepychu, zobaczyć można było 5000 grafik i obrazów. Istniała tu także sposobność, aby obejrzeć i stół wykonany z 205 gatunków włoskiego marmuru, czy nawet pierwszą europejską porcelanę – tj. porcelanę miśnieńską, ale i słynną salę z siedmioma żyrandolami, czy wreszcie niezwykły park zaprojektowany przez Christiana Weissa (nawiasem mówiąc, urodzonego w Szczodrem nadwornego ogrodnika Izabeli Czartoryskiej). W późniejszych latach teatr przekształcono w kaplicę z marmurowym ołtarzem z Wenecji, a jadalnię obito skórzaną tapetą z wytłoczonymi antycznymi scenami. A wraz z nadejściem kolejnych epok, doprowadzono tu udogodnienia cywilizacyjne, jak wodociągi i kanalizacja.
I tak oto Szczodre, tj. dawny Sybillenort potrafił przyciągnąć nawet 100 tysięcy turystów rocznie. A w tamtych latach, nie ma co ukrywać, musiało to robić wrażenie.
Dolnośląska ruina
Wojna, jak to wojna, rządzi się swoimi prawami. Dlatego w trakcie jakże tragicznego, globalnego konfliktu, jakim była II wojna światowa, Pałac Sybilli przestał pełnić funkcję atrakcji turystycznej, a stał się dla odmiany magazynem Wehrmachtu. Na szczęście nie było to jeszcze równoznaczne ze zniszczeniem obiektu. Poważniejsze zniszczenia nadeszły dopiero pod koniec wojny, tj. w roku 1945 i dziś trudno dociec, czy dokonały tego wycofujące się jednostki SS, czy wręcz przeciwnie, wchodzący na te tereny i szabrujący co popadnie żołnierze Armii Czerwonej. Fakt faktem, doszło do poważnego zniszczenia śląskiego Windsoru, który to został wówczas najzwyczajniej w świecie podpalony.
Kiedy przyszły spokojniejsze powojenne czasy… wcale nie musiały one być lepsze dla Pałacu Sybilli w Szczodrem, bowiem budynek ten został przejęty przez Urząd Bezpieczeństwa, który to utworzył tutaj ośrodek wypoczynkowy dla funkcjonariuszy UB oraz gospodarstwo rolne. Upadek zabytku jednak postępował. Resztki rozszabrowanego pałacu były rozbierane w latach 1955 – 1957, następnie w latach ‘70 XX wieku rozpoczęło się rozbieranie oranżerii oraz najwyższej spośród wież. W tym, co ostatecznie zostało, po odremontowaniu zorganizowano Ośrodek Doskonalenia Kadr Urzędu Województwa Wrocławskiego i Miasta Wrocławia. Ale o doskonaleniu już samego zabytku nie można było w erze PRL specjalnie myśleć.
Dziś już niewiele zostało z dawnej świetności śląskiego Windsoru. Pozostały resztki budynków ukryte w zaroślach – zniszczone, zdewastowane, zupełnie zapuszczone i zapomniane. Podobnie ma się rzecz z parkiem, który z pewnością nie robi już takiego wrażenia, jak przed laty… najciekawsze wydają się tutaj stawy, nad brzegami których wiszą gęste zarośla, choć to bardziej zasługa dzikiej przyrody, niż działalności utalentowanego ogrodnika. Ale… no właśnie, ma to jakiś swój urok – magiczny, trochę jakby z innego świata, nieco tajemniczy. Aż serce pęka, gdy się pomyśli, że mogło być tutaj jeszcze ciekawiej, z jeszcze większą dozą czaru.
Przeczytaj też:
A może chcesz zobaczyć inne opuszczone miejsce, które kiedyś rozmachem robiło wrażenie? Sprawdź, jak dziś wygląda Młyn Sułkowice we Wrocławiu.