Australia budzi w nas różne egzotyczne skojarzenia, a zatem raczej też całkiem przyjemne. A patolog? Coś wręcz przeciwnego… śmierć, trupy, sekcja zwłok. Dlatego z zaciekawieniem sięgnąłem po australijski serial pt. “Patolog”. Po to, aby przekonać się, jakaż jest to wybuchowa mieszanka.
I rzeczywiście mieszanka ta okazuje się nieco wybuchowa. Niekiedy dosłownie – główny bohater, tytułowy patolog Daniel Harrow, nierzadko ryzykuje życie w mniej lub bardziej spektakularny sposób. Nie jednak dla zabawy, co raczej dla zasady. Chce rozwikłać kryminalne zagadki, o jakie się ociera w swojej codziennej pracy… choć i mają one również wymiar osobisty. Zresztą życia osobistego Daniela Harrowa jest tu całkiem sporo, w końcu oprócz wybuchowej australijsko-patologowej mieszanki, mamy tu do czynienia z mieszanką kryminału z dramatem. I rzeczywiście momentami jest dramatycznie. Nie chodzi mi jednak o dramatyczną jakość fabuły, co o gatunek, który ona po części prezentuje. A fabuła ta przeplata ze sobą jeden wątek główny – wspólny dla całego sezonu, z wątkami pomniejszymi, przypisanymi do poszczególnych odcinków. Co okazuje się całkiem dobrze zrealizowanym zabiegiem.
A jaka jest owa wspomniana jakość? Muszę przyznać, że przyzwoita. Nie jest to mój ulubiony serial kryminalny, ani mocno poruszający do głębi ducha mnie dramat. Ale jest to przyzwoicie zrealizowana produkcja, którą ogląda się z przyjemnością. Może dlatego, że wydaje się być stworzona z lekkim dystansem, bez zbędnego patosu? A może dlatego, że fabuła czasem wodzi nas na manowce, by wreszcie odkryć karty i pokazać, kto jest winien całego zamieszania? Albo jedno i drugie – w końcu od początku twierdzę, że mamy tu do czynienia z mieszanką. Jak drink, który nie kopie, ale wchodzi całkiem przyjemnie. Pity gdzieś w Brisbane, na terenie którego ulokowana jest akcja serialu.
Przeczytaj też:
Jeśli interesuje cię Australia nie tylko filmowa, ale i bardziej rzeczywista, sprawdź książkę pt. „Czarne lato. Australia płonie”.