Tuż obok Câmara de Lobos, miejsca uznawanego za punkt, w którym odkrywca João Gonçalves Zarco miał natknąć się na Maderę kilka setek lat temu, znajduje się powierzchnia geograficzna z goła odmienna od oceanicznej toni Atlantyku. Zamiast miękkiej, nieco pofałdowanej, błękitnej wody, jest… stroma, pionowa, twarda skalna ściana wznosząca się na około 580 metrów w górę. I nosi ona miano, pod którym zdobywa sławę na całym świecie: Cabo Girão.
Prawda o Cabo Girão
580 metrów w górę nie robi wrażenia? Owszem, są wyższe miejsca na Ziemi, czy nawet na samej Makaronezji, w skład której wchodzi Madera. Zresztą, po co daleko sięgać, skoro najwyższy szczyt tej wyspy – Pico Ruivo – jest ponad trzykrotnie wyższy od Cabo Girão. O co więc chodzi z tym miejscem? Skąd ta ekscytacja? Skąd sława?
Po prostu: co innego góra, która powoli wznosi się ku niebu, a co innego klif, który niemal pionową ścianą wzbija się ku górze, niemal prosto z błękitnej otchłani oceanu. Tu nie ma zbocza, którego kąt nachylenia rośnie powoli, wraz ze zbliżaniem się do szczytu, jak ma to zazwyczaj miejsce w górach. Krótko mówiąc: klif to klif, stroma skalna ściana, która od razu pokazuje swój majestat w pełnej okazałości.
A, co ważne, na szczycie Cabo Girão znajduje się taras z przeszkloną podłogą, po której można się własnoręcznie, czy też własnonożnie, przejść, aby dosłownie między swoimi nogami patrzeć na klif z góry. I leżące u jego stóp gleby wykorzystywane przez człowieka do upraw. Choć… mnie się akurat trafiło, gdy szkło, po którym stąpałem, było jakby “zamglone” i wrażenie robiła prędzej sama myśl dotycząca chodzenia po szklanej podłodze zawieszonej nad przepaścią, niż widziane przez nią rozmyte widoki.
Mit o Cabo Girão
Mówiąc o Cabo Girão czuję się zobowiązany wspomnieć również o pewnym micie związanym z tym emocjonującym miejscem. Co prawda chciałbym, aby był to mit taki, jak lubię – sięgający do historii, do dawnych wierzeń, czy do kultury… czegoś, co zadomowiło się w duszach maderskiej społeczności i tkwi w nich od wielu pokoleń, tworząc tym samym ciekawy element lokalnego folkloru. Niestety, nie znam takiego mitu.
Znam jedynie mit współczesny, który to zrodził się na przestrzeni ostatnich lat i tyczy się powielania nieprawdziwych, niesprawdzonych informacji na temat Cabo Girão. A na mit ten można natknąć się w internecie, w tym i na (sic!) blogach podróżniczych (choć ponoć i w przewodnikach też), a czyni on rzecz prostą: wznosi ów klif na rekordowe wyżyny, czy wręcz na podium geograficzne Europy. Mówiąc konkretnie: chodzi o powtarzanie informacji, która informuje czytelników, że Cabo Girão to drugi największy klif w Europie. Nie mam pewności, o jaką kategorię autorom takich plotek chodzi, bo jeśli tyczy się to wysokości… to spośród europejskich klifów wyprzedzają go, chociażby: Cape Enniberg (ok. 750 metrów) na Wyspach Owczych, Vixía Herbeira (621 m) w Hiszpanii, czy dwa norweskie: Hornelen (860 m), Preikestolen (604 m) oraz dwa irlandzkie: Croaghaun (668 m) i Slieve League (601 m). A to tylko i wyłącznie zestawienie morskich klifów w Europie, czyli tej samej kategorii, co Cabo Girão, nie wspomniałem ani jednego klifu znajdującego się w głębi Starego Kontynentu. A te, bez wątpienia, byłyby w stanie przesunąć maderski klif jeszcze dalej, zapewne poza pierwszą dziesiątkę tego zestawienia.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że klif ten jest pięknie położony, rozciąga się z niego przepiękny widok – choć ja osobiście nie mogłem cieszyć się nim w pełni ze względu na zamglone powietrze, czy też zachmurzone niebo, gdy przybyłem na miejsce pewnego sierpniowego poranka. A mimo to, pokazał mi on swoją moc. Dlatego tym bardziej nie ma potrzeby dopisywania temu miejscu tytułów, których nigdy nie dzierżył. Ani do których nawet nie aspiruje ze względu na odległość do podium.
Całą dygresję, na temat tego słynnego klifu, pozwolę sobie zamknąć inną ciekawostką, a dotyczącą pochodzenia jego nazwy. Cabo Girão ma bowiem oznaczać „Przylądek Powrotu”, a sięga swym pochodzeniem do czasów, gdy João Gonçalves Zarco powoli odkrywał tajemniczą Maderę. Miał on to wówczas w miejscu tym zawrócić i nie płynąć dalej, decydując się na powrót ku tej części Madery, którą znamy dziś jako Câmara de Lobos… I, jak widać, korzenie tej nazwy zapuściły się głęboko w skaliste wybrzeże wyspy i tkwią w niej po dziś dzień.
Przeczytaj też:
Eksploruj razem ze mną Wyspę wiecznej wiosny – Maderę.
A może wolisz gorętsze rejony świata? Zatem zajrzyj razem ze mną do Meksyku – na Jukatan.
Blog podróżniczy w poszukiwaniu końca świata- Ewelina
21 maja, 2021 — 8:16 am
Tyle ostatnio słyszy się o Maderze, że wydawać by się mogło, że to Polska wyspa. 🙂
Tomasz Merwiński
21 maja, 2021 — 9:18 pm
To fakt, ostatnio zrobiła się meeeeega popularna 😀 Przynajmniej takie mam wrażenie 🙂 mi się udało na niej zawitać na niej jeszcze przed tym skokiem popularności, ale skłamałbym mówiąc, że dzisiaj bym tam nie pojechał 😉 Nawet pomimo tłumów 😉