Gdy przyjechałem tu – do bunkrów w Mamerkach – pierwszy raz, równe 15 lat temu, był środek lata. Z nieba, zamiast oczekiwanego o tej porze roku żaru, lał się niemile widziany deszcz. Gęste strumienie tłustych kropli ciężko opadających na mazurskie lasy, ograniczające widoczność i zniechęcające do wychodzenia z samochodu, który był dla mnie wówczas wygodną skorupą ochraniającą przed tego typu zjawiskami atmosferycznymi. Ale też nie po to jechałem tu z Dolnego Śląska tyle godzin i tyle kilometrów, aby siedzieć w starym, ciasnym, choć przytulnym i niezawodnym oplu corsa.
Po wyjściu z pojazdu mogłem przekonać się nie tylko o tym, że deszcz nie był taki straszny (choć ani przez chwilę za takiego go nie uważałem), ale i że nadawał zwiedzaniu bunkrów swoistego klimatu. Jakby pogoda odzwierciedlała surowość tych masywnych konstrukcji militarnych z okresu II wojny światowej, czy wręcz ponurą aurę, jaka kojarzy się z tamtym strasznym globalnym konfliktem. Z erą bombardowań, walk pancernych, drewnianych obozów koncentracyjnych i strachu przed użyciem gazów bojowych.
Aurę, która koresponduje z surowością betonowych kolosów ukrytych pośród mazurskich lasów. Pośród gęstwiny u brzegów Jeziora Mamry.
Kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych w Mamerkach
Jednak dopiero teraz, 15 lat później, w dość chłodny, lecz na szczęście niespecjalnie deszczowy jesienny dzień, odkryłem jak wiele obiektów wchodziło w skład Mamerek (niem. Mauerwald), a dokładniej mówiąc w skład Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych (OKH). Dawniej, deszcz ograniczający widzenie i brak należytych materiałów turystycznych, ograniczających moją wiedzę, zobaczyłem tylko to, do czego zaprowadziła mnie przydrożna tabliczka. Tabliczka ściągająca przejezdnych na trawiasty parking zagospodarowany przez stoisko z bigosem i grochówką oraz przez ludzi wypożyczających latarki, dzięki którym można było zajrzeć do wnętrza pobliskich schronów. Teraz miałem swoją latarkę, ale przede wszystkim większą wiedzę i rozeznanie w terenie – wiedziałem, że pośród mazurskich zarośli kryje się znacznie więcej bunkrów, niż tylko tych kilka, które można policzyć na palcach jednej dłoni, a które zwiedzałem przed laty. Dlatego zacząłem ich poszukiwać…
…a poszukiwania nie były takie oczywiste. Choć niegdyś funkcjonowało tu istne miasto, bowiem na terenie kwatery w Mamerkach znajdowało się około 140 obiektów o konstrukcji trwałej, to jednak dotarcie do nich nie jest takie oczywiste. Ze względu na swoją funkcję, tj. goszczenie 1500 oficerów i żołnierzy, w tym aż około 40 generałów, budująca bunkry Organizacja Todta zadbała o to, aby były one zabezpieczone odpowiednio kamuflażem i aby “zlewały się” z otaczającym je środowiskiem naturalnym. I wyszło im to tak dobrze, że pomimo upływu wielu dziesięcioleci i braku jakiejkolwiek opieki nad budowlami – wciąż doskonale komponują się one z leśną florą. A nawet można powiedzieć, że kamuflują się jeszcze lepiej. Poza sezonem – tak jak jesienią, którą tym razem odwiedzam Mamerki – nie ma tu żywej duszy. Nie ma więc komu udeptywać ścieżek pomiędzy kolejnymi bunkrami i spora część z nich po prostu zarasta. Można przejść obok nich nie będąc nawet świadomym, że są dosłownie kilka metrów od nas.
Mamerki a plan zamachu na Hitlera
O tym, że niemieccy budowniczy wykonali dobrą robotę można przekonać się i po dziś dzień. Charakterystyczna struktura zewnętrznej strony ścian bunkrów doskonale imituje roślinność – owszem, z bliska widać, że to twór sztuczny, ale z większej odległości trudno rozróżnić. A o to właśnie chodziło. To, że Kwatera w Mamerkach była siedzibą Sztabu Generalnego (OKH) od końca czerwca 1941 do grudnia 1944, z łącznie kilkumiesięcznymi przerwami w 1942 i 1943 roku, jest na to doskonałym dowodem. Można było się tutaj ukryć na długi czas i bezpiecznie dowodzić z tej pozycji frontem wschodnim. Poza wzrokiem obcych wojsk.
Ale nie poza wzrokiem, czy wręcz poza działalnością wrogów wewnętrznych. Takich, jak chociażby część generalicji, która była niezadowolona z poczynań Adolfa Hitlera podejmującego decyzje zagrażające zwycięstwu na froncie wschodnim. Z tych to właśnie powodów na terenie Mamerek spiskowcy planowali na wodza III Rzeszy śmiertelny zamach. Ostatecznie jednak był to atak nieudany, a który został przeprowadzony w nieodległym Wilczym Szańcu, a którego ludzkim symbolem stał się Claus von Stauffenberg. Wykreowany przez ignorantów historycznych, ale i przez naiwne hollywoodzkie kino na istnego bohatera… a przecież gdyby zamach się udał, dzięki temu zbrodnicza III Rzesza mogłaby przetrwać. Owszem, pod przywództwem nieco innych elit polityczno-wojskowych niż Adolf Hitler i jego świta. Ale to nadal byłoby niebezpieczne imperium wchodzące w skład tzw. Osi, mogące zatrzymać kontrofensywę radziecką, by jeszcze przez długie, długie lata nie tylko dowodzić swoimi armiami z Mazur, z bunkrów w Mamerkach, ale i trzymać pod twardą podeszwą okupanckiego buta już i tak ciężko żyjących polskich obywateli.
Przeczytaj też:
Sprawdź nieodległą od Mamerek śluzę Leśniewo Górne.
O bunkrach w Mamerkach przeczytasz też m.in. w książce „Szlakiem tajemnic zbrodniarzy w Polsce” Christophera Machta.