Współpraca reklamowa z wydawnictwem Bellona
“Uciec w Himalaje” to książka o świecie, którego już nie ma. Nie to, że mowa jest w niej o kulturze, czy przyrodzie, która w wyniku destrukcyjnej działalności człowieka została zdewastowana, doprowadzona do ruiny, czy miejscami nawet uśmiercona zupełnie. To po prostu książka o PRL-u, który już przecież od dawna nie istnieje. Co ciekawe, o PRL-u nie w granicach tego państwa, ale daleko poza nimi. Bo Polacy, z trudem wyjeżdżający w tamtych czasach poza Ojczyznę, nieśli ten PRL ze sobą, musząc sobie radzić z brakami sprzętu czy gotówki. Braków, do których ubóstwo Ojczyzny ich zmusiło, ale i przyzwyczaiło. I w tym leży właśnie główny atut książki Anny Kalinowskiej. W fascynującej zaradności Polaków, odzianej w wysokogórskie lub czasem tropikalne klimaty lat ‘80 XX wieku.
Co ważne, ta książka zaskakuje od samego początku. Nauczony byłem bowiem, że za PRL-u siedzieliśmy zamknięci w socrealistycznej klatce, świat poznając głównie z filmów, książek i opowieści tych nielicznych rodaków, którym udało się wyrwać gdzieś w dalszy świat. Tymczasem okazuje się, że Polacy całkiem tłumnie podróżowali po świecie u schyłku Zimnej Wojny. Oczywiście nijak te “tłumy” się mają do dzisiejszych statystyk, ale wychodzi na to, że lecąc do Indii, Nepalu czy innego azjatyckiego kraju, natknięcie się na innego Polaka nie musiało być w tamtych latach czymś dziwnym. Wręcz przeciwnie, nierzadko uznawane było za coś naturalnego. Z książki Anny Kalinowskiej wynika jednak jasno, że taki wyjazd nie było łatwo zorganizować. Na to potrzebny był paszport, którego wcale nie dostawało się za sam fakt wyrażenia chęci jego posiadania. Na te wyjazdy potrzebne były jeszcze pieniądze. I to niemałe! A ani wtedy dobrze nie zarabialiśmy, ani nasza waluta nie była wymienialna. Trzeba więc było kombinować, a tu Polacy świetnie wyniuchali potencjał w drobnym imporcie i eksporcie różnych dóbr, wykorzystując ideę tzw. “przebicia”. Było to oczywiście zadanie karkołomne, z wielu powodów ryzykowne, ale bez wątpienia opłacalne. Dlatego czynność ta była tak bardzo powszechna wśród uczestników polskich wypraw.
To fascynujące, jak świetnie Polacy radzili sobie w tak trudnych czasach. A zarazem zawstydzające dla współczesnych, jak dziś, w o niebo lepszej sytuacji, nie jesteśmy w stanie wyrwać się gdzieś w daleki świat, bo… albo… i… Wtedy szukało się rozwiązań, a nie wymówek. Ale może też po prostu ten zamknięty świat była dla nas bardziej kuszący, niż ten otwarty, podany na talerzu, za który wystarczy jedynie zapłacić?
W “Uciec w Himalaje” można poczuć dreszczyk emocji towarzyszący dawnym podróżom. Można zasmakować innych części świata – nie tego dzisiejszego, lecz z dawnych lat. Przez to przygoda ta zdaje się jakby pełniejsza – obarczona nie takimi błahymi trudnościami, okraszona odkrywaniem prawdziwie nieznanego kawałka świata. To podróż nie tylko w bok, ale i wstecz. Do tego napisana pięknym językiem. Dlatego “Uciec w Himalaje” to ucieczka do innego świata, którą warto odbyć.
Przeczytaj też:
Jeśli szukasz innych książek dotyczących różnych części świata, zajrzyj do mojej mapy kulturalnych recenzji.