Gdzie nie wybrałem się dotychczas na zwiedzanie Danii – czy to do Kopenhagi, czy na nadbałtyckie klify Møns Klint, czy do dawnej stolicy Roskilde – wszędzie moją manierą stał się zachwyt nad pięknem oglądanych miejsc. Niewymuszony, zupełnie naturalny, płynący z głębi duszy. Było to wręcz odruchowe.
Nic więc zaskakującego, że gdy przybyłem do Hillerød, położonego niecałe 40 km w kierunku północno-zachodnim od centrum Kopenhagi, również i tutaj powieliłem moje dotychczasowe zachowania, typowe podczas tej duńskiej tułaczki. Choć może moja maniera – zachwyt z otworzonymi szeroko oczami – mogła tutaj objawiać się ze zdwojoną siłą. Bowiem znajdujący się w miejscu tym zamek Frederiksborg wyglądał nadzwyczaj okazale z każdej strony, z której nań spoglądałem. Od południa i północy, od wschodu i zachodu. Od zewnątrz i od środka. Ale to też nie powinno dziwić, bowiem ta królewska rezydencja jest jednym z najcenniejszych reprezentantów duńskiej odmiany stylu zwanego… manieryzmem północnym. Można więc powiedzieć, że moje maniery były dobre. A przynajmniej odpowiednie wobec zastanego tutaj piękna.
Neptun. Król Danii
Do zwiedzania zamku zaprasza Neptun, stojący na szczycie fontanny energicznie tryskającej wodą na dziedzińcu – nawet w ten nieco deszczowy dzień, w jaki przyszło mi przyjechać do Hillerød. To dzieło zaprojektowane przez urodzonego w Holandii rzeźbiarza, będącego przedstawicielem północnego manieryzmu, jakim był Adrien de Vries. Choć, muszę zaznaczyć na wstępie, to co tu zobaczymy, nie jest oryginałem z lat 1620 – 1622. Tamten został zabrany przez wojska szwedzkie w 1659 roku. To, co dziś zdobi “przedpole” Frederiksborga, jest kopią z roku 1888, wykonaną przez Heinricha Hansena. Nim jednak do wspomnianej przymusowej wywózki doszło, Neptun dumnie symbolizował duńskiego króla, a cała fontanna miała odzwierciedlać duńską potęgę nordycką z początku XVII wieku.
Zamek Frederiksborg. Iście królewski
Jednak to, co ujrzymy w głębi zamku, w jego wnętrzach, w jego licznych komnatach, już taką młodą “podróbą” być nie musi. Ani tanią. Wszystko to iście królewskie wyposażenie – nie tylko stoły, krzesła i fotele, ale i rozliczne dzieła sztuki, jak obrazy, rzeźby, czy arrasy. Łoża, skrzynie, kantorki, kredensy, przedmioty o konotacjach astronomicznych… choć i rzecz jasna są także współczesne rekonstrukcje. W końcu jest to od roku 1878, na mocy królewskiego dekretu, siedziba Narodowego Muzeum Historycznego (Det Nationalhistoriske Museum), które kolekcjonuje artefakty obrazujące dzieje tego kraju na różnych etapach jego rozwoju. Choć oczywiście sam zamek jest znacznie starszy niż jego XIX-wieczna (i późniejsza) wersja. Jego genezy można bowiem doszukiwać się nawet w średniowieczu, choć z punktu widzenia współczesnego budynku najważniejsze jest to, co działo się na jego terenie w XVI wieku. To wtedy podjęto decyzję o rozbudowie rezydencji. Najpierw w 1560 roku podjął się jej Fryderyk II Oldenburg, który nazwał zamek na własną część (Frederiksborg znaczy po prostu… Zamek Fryderyka), a następnie przebudów podjął się jego syn Chrystian IV Oldenburg. To właśnie w tamtych czasach ten imponujący zabytek nabrał cech ducha wczesnego manieryzmu północnego.
Pożar. Iście królewski
Nieco później, mianowicie w latach pięćdziesiątych XIX wieku, gdy zamek służył jako rezydencja króla Fryderyka VII, doszło do tragicznego w skutkach pożaru. Zresztą, pożaru… poniekąd zainicjowanego przez samego króla. Wszak, gdy przebywał tam w trakcie zimnej nocy 16 grudnia 1859 roku, poprosił on o rozpalenie ognia w pokoju… W pokoju, w którym to zresztą sam nie przebywał, gdyż w momencie tym oglądał swoją cenną posiadłość. Pech chciał, że komin był akurat w remoncie, co doprowadziło do pożaru zamku, a którego to nie można było łatwo ugasić, gdyż pobliskie jezioro było… zamarznięte. Jedyna dostępna do gaszenia ognia woda pochodziła z kuchni i ze spiżarni. Tym oto sposobem płomień szybko przeskakiwał z jednej części zamku na drugą, trawiąc jego ogromną część, choć na szczęście nie wszystkie pomieszczenia zostały zupełnie przez żywioł pochłonięte, a i ocalało ponad 300 obrazów, które można oglądać tutaj po dziś dzień.
Kilka ciekawostek. Nie tylko królewskich
Po tragicznym pożarze królewskiego mienia do jego odbudowy przyczynił się duński filantrop J. C. Jacobsen (Jacob Christian Jacobsen), znany m.in. jako założyciel browaru Carlsberg. Wyłożył on znaczne fundusze na odbudowę zamku, zresztą to dzięki niemu odtworzono również fontannę Neptuna pierwotnie stojącą na zamkowym dziedzińcu, a zabraną przez Szwedów. Co ciekawe, prace restauratorskie i rekonstrukcyjne rozpoczęto w 1860 roku na podstawie starych planów z archiwów oraz szczegółowych obrazów i rysunków Heinricha Hansena.
Ciekawym faktem jest również to, iż zamek Frederiksborg był pierwszym duńskim zamkiem zbudowanym w głębi lądu. A to dlatego, iż wszystkie poprzednie zamki znajdowały się na wybrzeżu lub w pobliżu portów, ponieważ morze było tradycyjnie głównym środkiem transportu. A więc zamki te powstawały w miejscach istotnych gospodarczo i strategicznie. A zamek Frederiksborg? No cóż, jego cel był nieco inny…
…i z celem tym wiąże się kolejny interesujący fakt. Mianowicie, zamek Frederiksborg był również pierwszym w Danii, który został zbudowany w celach czysto rekreacyjnych, a nie obronnych. Mało tego – jego położenie w Hillerød doprowadziło do powstania lepszej jakości dróg w okolicy, choć po prawdzie początkowo zarezerwowanych dla króla. Kongevej (Droga Królewska), łącząca Frederiksborg z Kopenhagą, została ukończona w 1588 roku.
Coby jednak o zamku Frederiksborg nie pisać, warto go przede wszystkim zobaczyć na własne oczy. Zwiedzić i zachwycić się nim osobiście. To ostatnie jest wręcz dobrą, pożądaną manierą. Ale o to się nie martw, ona zapewne wyjdzie ci podczas zwiedzania samoczynnie. Tutaj jest to naturalne.
Przeczytaj też:
Poznaj bliżej dawną stolicę Danii – Roskilde.