Belgrad, Białogród, Biały Gród… Kolejne brzmienia przeplatające się ze sobą i powracające niczym echo, przeźroczyste niczym zjawa. Niczym duch jednego z najbardziej wiekowych miast Starego Kontynentu.
Historia tej siedziby ludzkiej, leżącej w miejscu, gdzie mieszają się ze sobą wody dwóch snujących się przez Bałkany rzek – Dunaju i Sawy – sięga 7000 lat wstecz, a nawet i dalej. Od kamienia łupanego począwszy, poprzez czasy rzymskiego panowania, zgiełk XVI-wiecznych walk węgiersko-tureckich, aż po powstanie państwa jugosłowiańskiego.
Aż po dziś dzień. Po czasy, gdy miasto odradza się po niespokojnych dniach znanych nam z okresu rozpadu Jugosławii i powoli, powoli odzyskuje należne sobie w tym regionie miejsce. Nie zatracając przy tym swojego własnego ducha.
Duch NATO-wskich bombardowań
Nie wszędzie jeszcze zagoiły się blizny NATO-wskich bombardowań Belgradu, mimo iż od zakończenia operacji o kryptonimie Allied Force (Sojusznicza Siła) minęło już tyle lat. Z drugiej jednak strony, nic dziwnego, że duch tamtych czasów wciąż krąży po ulicach serbskiej stolicy. Wszak należy pamiętać, że bombardowania, które miały miejsce od 24 marca do 10 czerwca 1999 roku, były prowadzone zaciekle przy robiącej wrażenie intensywności. Podając za amerykańskimi siłami powietrznymi: aż 1000 samolotów NATO wykonało wówczas ok. 38 000 lotów bojowych, zrzucając tony bomb. To bez najmniejszej wątpliwości musiało wyryć w ziemi byłej Jugosławii trwałą bliznę. A nie można przy tym zapomnieć, że Sojusz Północnoatlantycki w operacji tej wykorzystywał m.in. pociski ze zubożonym uranem, a celem bombardowań były nierzadko obiekty, które niekoniecznie miały wpływ na samą wojnę, ale z pewnością przyczyniły się do pogorszenia sytuacji zdrowotnej i finansowej mieszkańców tych terenów. Dziś niespecjalnie się już o tym wspomina. Czyżby dlatego, że budziłoby to dziś nazbyt wiele kontrowersji? Że było to dalece nieludzkie?
Duch ten jednak powoli kryje się w cieniu historii, nawet sami Serbowie chcieliby zapomnieć o starych waśniach oraz o brutalności wojny postjugosłowiańskiej. Choć jednocześnie trudno jest im wybaczyć to, co na ich ojczystej ziemi zrobili Amerykanie, działający zresztą przy aprobacie Billa Clintona.
Belgrad się jednak w znakomitej większości odbudował i tylko nieliczne punkty na mapie miasta przypominają jeszcze o tej przykrej przeszłości. Oraz ludzka pamięć. Nie tylko naocznych świadków minionych wydarzeń, ale i zwykłych widzów tych swego rodzaju „zabytków”. Jak chociażby mnie. Wszak doskonale pamiętam, jak 7 lat temu, gdy pierwszy raz zawitałem do Belgradu, dziwiłem się, że krążąc po ulicach miasta można „jeszcze” napotkać na zniszczone NATO-wskimi bombami budynki. Choćby takie jak ten należący do Ministerstwa Obrony – bezlitośnie przeszyty pociskiem niemal na wylot. A dziś? A dziś dziwiłem się dla odmiany, że „już” trwają prace nad wyburzeniem tego pomnika jednej z ostatnich wojen XX wieku…
Duch Josipa Broz Tito
Skoro mówimy o upadku Jugosławii – warto także powiedzieć kilka słów o jej majestacie i wielkości. O kraju, który stał się wakacyjnym marzeniem Polaków żyjących w socrealistycznej rzeczywistości PRL-u, a dla wielu i realnym celem podróży, w którym to mogli zasmakować nieco egzotyki oraz niedostępnych w Polsce Ludowej towarów. Warto bowiem pamiętać, że choć kraj ten rządzony był przez komunistów, nie ulegał on woli ludzi rządzących twardą ręką w Moskwie, zresztą narażając się tym samym Józefowi Stalinowi swoją własną niezależnością i odmienną wizją socjalizmu. Wizją, która dawała obywatelom tego kraju szerszy dostęp do zagranicznych luksusów.
Wszystko to – powstanie powojennej Jugosławii i jej rozwój – to zasługa Josipa Broz Tito, legendarnego przywódcy południowych Słowian. To właśnie on i jego partyzanci wyzwolili tutejsze ziemie spod panowania brutalnych nazistów, a następnie zjednoczyli różne słowiańskie narodowości, by pod wspólnym socjalistycznym sztandarem budować silny kraj, o którym dziś krążą rozmaite opowieści i legendy. A wśród tych legend, jedno jest bez wątpienia pewne – dopóki żył i rządził Josip Broz Tito, Jugosławia trwała w najlepsze. Gdy zmarł, rozpoczął się powolny rozkład kraju i odżyły dawne animozje różnych narodowości w nim żyjących.
Dziś dorobek Josipa Broz Tito możemy oglądać w dzielnicy Dedinje (Дедиње), gdzie znajduje się Muzeum Historii Jugosławii, a z kolei na jego terenie – Dom Kwiatów (srb.-chor. Kuća cveća, Kuća cvijeća, Кућа цвећа). Ten ostatni jest swoistym mauzoleum z licznymi artefaktami z czasów panowania wielkiego przywódcy. Wśród eksponatów znajdziemy dziś rozliczne podarunki, które otrzymywał od swoich obywateli, jak i suweniry przywożone z wojaży Josipa Broz Tity, a darowane mu przez innych możnych tamtego świata. Należy bowiem wspomnieć, że lubił on podróżować. Dlatego w muzeum tym znajdziemy takie unikaty, jak chociażby gaboński instrument wyglądem na myśl przywodzący znaną powszechnie harfę, oryginalne uzbrojenie ludów subsaharyjskich oraz ludów wschodniej Afryki, czy też stroje ludowe z różnych regionów Jugosławii.
Duch wielkiego Nikoli Tesli
W centrum rozległego Belgradu znajduje się niewielki budynek, do którego wejścia prowadzi kilkadziesiąt wąskich schodków – to skromne Muzeum Nikoli Tesli (Музеј Николе Тесле, Muzej Nikole Tesle). To miejsce, gdzie zebrany został dorobek oraz pamiątki po wielkim wynalazcy, znanym z około 300 patentów chroniących jego 126 wynalazków w 26 krajach. Dziś wiele z jego innowacji to dla nas jak najbardziej „naturalna” codzienność, zazwyczaj nawet nie zdajemy sobie sprawy, że są one zasługą wybitnego umysłu wynalazcy, który żył na przełomie XIX i XX wieku. Toteż, po chwili zastanowienia, za prawdziwe muzeum z eksponatami Tesli można uznać cały współczesny cywilizowany świat korzystający z jego dorobku.
Wśród eksponatów muzeum znajdziemy takie okazy, jak: silnik elektryczny, prądnica prądu przemiennego, autotransformator, dynamo rowerowe, radio (choć później wynalazek ten przypisywano Marconiemu), elektrownia wodna, bateria słoneczna, turbina talerzowa i rezonansowa cewka wysokonapięciowa, zwana także transformatorem Tesli. W belgradzkim muzeum zobaczymy także jeden z ciekawszych wynalazków geniusza, tj. model łodzi ze zdalnym sterowaniem, co na ówczesne lata było konstrukcją wizjonerską i bez wątpienia o kilka mil wyprzedzającą swoją epokę.
Duch Tesli po dziś dzień inspiruje wielu wynalazców i innowatorów na całym świecie, lecz najbardziej jego obecność można odczuć właśnie tu – w miejscu, gdzie na marmurowym postumencie spoczywają jego prochy. Trzeba przyznać, że w dość niecodziennej urnie o idealnym, w mniemaniu Tesli, kształcie – w urnie o kształcie kuli. Ale chyba trudno byłoby oczekiwać od tego wielkiego wynalazcy czegoś zwyczajnego, czegoś prozaicznego…
Duch bałkańskich smaków
Charakter Bałkanów i samego Belgradu oddają nie tylko miejsca jako takie, ale również tutejsze potrawy. Pljeskavica, ćevapčići, burek, slani sir i kajmak? To tylko wstęp. To tylko przedsmak, bo w zanadrzu czeka gibanica, ratluk, podvarak, proja, a wreszcie i upragniona šljivovica, czy też mocna, ale jakże pożądana przez Polaków rakija! Każdy kto pił tę pierwszą – poznał fantazję Serbów! Każdy kto pił tę ostatnią – nawet nie śmie wątpić w siłę i moc temperamentu ludzi tu żyjących.
Moc jednak mają tutaj nie tylko alkohole. Nawet na pozór zwyczajna sałatka szopska, ze świeżymi, pełnymi smaku i aromatu warzywami przyprószonymi drobno startym bałkańskim serem, smakuje jak nie z tej ziemi. A jest przecież z tej… bałkańskiej ziemi. Lepiej nie wierzyć mi na słowo, że ta lekka sałatka na śniadanie może być doskonałym zaczątkiem dnia. Dnia obfitującego w belgradzkie atrakcje. Lepiej spróbować tego osobiście!
Tym bardziej, że po takim śniadaniu przed nami cały dzień do wypełnienia przygodami i liczne belgradzkie kafany do odwiedzenia. Nie tylko ta opisywana jako najstarsza w mieście, a nosząca jakże swoistą nazwę „?”, lecz również każda inna, na którą można natknąć się w ruchliwych uliczkach Belgradu. Wszystkie one doskonale oddają ducha tego miasta, oferując chłodne lokalne piwo, mocną czarną kawę, muzykę graną na żywo, głośne rozmowy…
Duch bałkańskiego temperamentu
– Tym razem nikt nie zginął – ciężko ocenić, czy ów komentarz ma w sobie więcej ironii czy uczucia zawodu – to były spokojne derby…
Dwa najważniejsze kluby stolicy Serbii: FK Crvena Zvezda Belgrad oraz FK Partizan Belgrad, toczą ze sobą zaciekłą walkę o prym w mieście. Nie tylko na boisku, ale i również – a może przede wszystkim – na trybunach. I poza nimi. To właśnie tam ultrasi jednych i drugich, tj. tzw. Delije (Делије) z jednej strony i Grobari (Гробари) z drugiej strony, wspierający kolejno: czerwoną gwiazdę i partyzantów, prowadzą swoją własną belgradzką wojnę. Ponoć podczas derbów zawsze jest tu gorąco. I nie ma znaczenia, czy mecz odbywa się na słynnej Marakanie, czy na stadionie Partizana, zwanym również „Świątynią futbolu” (Фудбалски храм, Fudbalski hram). Nie ma znaczenia, czy jest upalny dzień, czy chłodny wieczór. Tu zawsze jest gorąco.
Na szczęście tego ducha gorącego bałkańskiego temperamentu czuć również w bardziej przyjaznej formie i w wielu innych miejscach. Choćby na ulicy Kneza Mihaila (serb. Улица кнезa Михаила), czyli na głównym deptaku miasta, który uznawany jest za jeden z najstarszych i najcenniejszych zabytków miasta. Ulica, którą nazwano na cześć Mihailo Obrenovicia III, księcia Serbii, składa się z wielu imponujących budynków i rezydencji z XIX wieku, lecz najważniejsze jest to, że po zmierzchu zapełnia się tłumami. Niektórzy wybierają się tutaj na zwyczajny wieczorny spacer. Inni przechadzają się w te i wewte poszukując wzrokiem partnerów, z którymi umówili się na romantyczną randkę przy świecach, gdzieś w pobliskiej restauracji. A jeszcze inni po prostu przemykają pomiędzy uczestnikami tłumu wędrując od pubu do pubu, od klubu do klubu, do lokali skrzętnie ukrytych gdzieś w bocznych uliczkach centrum. Szukają oni bowiem miejsca, z którego sączą się dźwięki energicznego i wpadającego w ucho Yu-Rock – gatunku muzyki, przy której to mogą bawić się do białego rana. Dosłownie do białego rana. Jak zresztą na Biały Gród przystało. Prawdziwe nocne szaleństwo Serbowie zaczynają bowiem o późnych godzinach, by trwać w nim w najlepsze całą noc.
Aż do białego świtu.
Przeczytaj też:
Po wizycie w Belgradzie pojechałem skosztować serbskiego wina robionego m.in. na chrzanie, a później odwiedziłem Nowy Sad.
Pocztówki z Centrum
14 lipca, 2017 — 9:44 am
…DUCH MIEJSCA… genius loci 🙂 uchwycone i opisane – pozdrawiam!
Stanisław Noworyta
14 lipca, 2017 — 5:10 pm
Piękny, wspaniały tekst „od serca”. Byłem, potwierdzam i czytam z zachwytem. Serdecznie pozdrawiam.