Pod pozornie tandetnym tytułem “Holiday” kryje się historia filmowa z potencjałem. Dość egzotyczna historia, jak na polską sztukę filmową. A to dlatego, iż dzięki niej nie wylądujemy po raz milionowy na polskiej wsi, w Warszawie, czy nad wybrzeżem, lecz na prowincji w odległej Indonezji. W kraju, w którym będziemy śledzić losy Kasi i Tomka.

Nie będzie to jednak historia stricte wakacyjna, pomimo jednoznacznego dość tytułu – nie zaznamy smaku pysznych drinków, delikatności piasku azjatyckiej plaży, czy spiekoty tropikalnego słońca. Nie skosztujemy owoców morza. Na talerz pod postacią szklanego ekranu zostanie podana raczej skrajna bieda, koloryt lokalnej kultury, uwypuklony przez tajemnicze wierzenia i szarość tutejszej deszczowej pogody. To wszystko z wyboru Tomasza, który postanowił wyrwać się z luksusowego hotelu, w którym z kolei wyśmienicie czuła się Kasia. A to już zalążek potencjalnego konfliktu między parą, która pierwotnie wybrała się tutaj odpocząć. A tymczasem On wybrał jednak kuszącą, przyciągającą siłę lokalnego wulkanu, decydując się na wędrówkę ku jego kraterowi.

Rezygnują więc z wakacji w hotelu o wysokim standardzie, by ruszyć na przygodę – Ona raczej z chęci dotrzymania towarzystwa swojemu partnerowi, podczas gdy on chce dotrzeć w miejsca, które nie udało mu się dostać podczas jego poprzedniej wizyty na tej wyspie. W miejsca, które powoli wpędzają go w obłęd. Ta nagła zmiana w planach przyczynia się do tego, iż muszą oni zasmakować tego skrajnego ubóstwa, zbliżyć się do biednej indonezyjskiej społeczności, poznać Bali od innej strony, niż ta popularna – z kolorowych folderów firm turystycznych. Ta bardziej owiana aurą tajemniczości, ale dostępna tylko dla co odważniejszych podróżników.

Muszę przyznać, że to wciąga. Ta smętna, ciężkawa atmosfera, choć przecież bohaterowie znajdują się w miejscu na Ziemi, gdzie powinno być raczej kolorowo i wesoło. Tak z pozoru. Tak na pierwszy rzut oka, jak by tego oczekiwał widz. Choć może właśnie ta odmienność w pokazywaniu tropików sprawia, że “Holiday” tak przykuwa wzrok widza? I napięcie, skrzętnie przemycane pomiędzy scenami, ale i pomiędzy samymi bohaterami filmu.

Ostatecznie jednak gdzieś to napięcie uchodzi, a magia kina rozwiewa się. Dosłownie – długo liczyłem na ciekawsze wykorzystanie zbudowanych przez reżysera wątków, skonstruowanej otoczki kulturowej, uroków lokalnej przyrody, której twórcy dali nieco zasmakować widzowi… Rozochocili go, zrobili mu smaka, a później półmisek z tymi smakowitymi przekąskami zabrali.

Nie ukrywam, że szkoda mi tego filmu. Co prawda podchodziłem do niego z dystansem, widząc w nim tytuł nie do końca pasujący do snutej opowieści, to jednak powoli się do całego konceptu przekonywałem. Do tej ciężkawej atmosfery, do tej magii niecodzienności, do zwyczajnej-niezwyczajnej historii… Niestety, “Holiday” okazuje się jedynie przyzwoitym filmem z niewykorzystanym potencjałem. Dla mnie obraz ten już na stałe zostanie “zmarnowaną szansą”, dzięki której przez chwilę poczujemy dreszczyk emocji na egzotycznym Bali… a później wszystko pęknie bez większego echa.


Przeczytaj też:

Jak wolisz przeżyć niefikcyjną przygodę w tropikach to wybierz się ze mną w podróż po Jukatanie.