winnica-traktor
Zdjęcie: www.vinarijakosovic.com

Droga z Belgradu do Nowego Sadu wiedzie przez winnice. Przez wiele winnic, ale i zarazem przez tę jedną konkretną.

Jest to trasa, przez którą nie można podążać bez uśmiechu na twarzy, z trzeźwym umysłem i pustym brzuchem, gdyż o odpowiedni stan ciała i ducha podróżnego zadbają miejscowi Serbowie. A to dlatego, iż rozkładają oni przy drogach swoje niewielkie kramy z baldachimami, by w ich cieniu częstować przejezdnych świeżymi owocami i warzywami, przetworami takimi jak własnoręcznie wytwarzany ajwar, czy wreszcie kawałkami suszonego mięsiwa.

No i rakiją. Mocną jak diabli…

Milan znaczy sukces

Wróćmy jednak do winnicy. Do tej jednej, konkretnej, którą prowadzi przesympatyczny Pan Milan.

winnica-piwnicaStoimy w piwnicy zastawionej beczkami, wypełnionymi przez winogrona fermentujące i przeistaczające się w trunki, które to będziemy mieli zaszczyt już wkrótce skosztować, gdy tylko zarządca skończy swoją opowieść o ciężkiej pracy i spijanym na koniec miodzie… sukcesu. Wsłuchujemy się więc w skromną gawędę o nieskromnych osiągnięciach, o licznych medalach i pucharach, o tym, że wina Kosović należą do najlepszych na świecie i że goszczą w pobliskich restauracjach, jako istotna część tamtejszego interesu. Historia się przeciąga, a wcześniej rozbudzony kieliszkiem rakii apetyt nie może doczekać się bukietu winnych smaków.

wino-kosovicDegustacja sukcesu…

Gdy weszliśmy do pomieszczenia degustacyjnego, czekało już tam na nas kilka butelek wina – każde innego rodzaju, każde innej receptury, każde innej barwy, każde innego smaku. Pan Milan, dolewając do lampek kolejnych porcji coraz to nowszych gatunków trunków, raczy nas ich historią, podkreślając walory każdego z nich. Jedne smakują lepiej, inne odrobinę mniej, ale każdy kolejny łyk przyprawia nas o coraz szersze uśmiechy na naszych twarzach. Myśli się kolebią, w uszach szumi, a kubki smakowe kosztują i oceniają.

Wino z dodatkiem chrzanu to nie tylko osobliwa i dość oryginalna, jak na moje winne doświadczenia, receptura. To zarazem niedościgniony „numer jeden” w Vinarija Kosović. Wybaczcie, ale nie opiszę wam tego delikatnego, słodkawego smaku, gdyż w żaden sposób, żadnymi słowy nie będę w stanie odzwierciedlić bukietu aromatów i nut smakowych tego trunku. A nie chcę, by w waszych wyobrażeniach zrodziły się niewłaściwe skojarzenia. Tego po prostu trzeba osobiście spróbować.

Trzeba po prostu wybrać się w podróż z Belgradu do Nowego Sadu. Bądź w drugą stronę. Byleby trafić do Vinarija Kosović.


Dobrze, że wino piłem po wizycie w stolicy Serbii, bo nikt by mi nie uwierzył, że widziałem „Duchy Belgradu”. A co później zobaczyłem w Nowym Sadzie?