Serial “Klangor” zabiera widza do Świnoujścia, do popularnego wakacyjnego celu podróży wielu Polaków. Nie będzie to jednak miła wycieczka i to nie tylko dlatego, że nie odbywa się ona latem, lecz raczej w deszczowej, jesiennej aurze. Zbrodnia (czy nawet zbrodnie – w liczbie mnogiej) do jakiej dochodzi w tej miejscowości, to powód, aby bliżej przyjrzeć się społecznym problemom, toksycznym rodzinnym relacjom i bezprawnym działaniom funkcjonariuszy, którzy w teorii na straży tego prawa powinni stać. “Klangor” to misterny splot tych wszystkich zjawisk.

Nie znaczy to jednak, że serial jest o wszystkim (a więc i poniekąd o niczym). Główną osią fabuły jest poszukiwanie zaginionej Gabi, jednocześnie podejrzanej, czy wręcz oskarżonej o morderstwo. Co ważne, w poszukiwania angażuje się przede wszystkim jej ojciec – Rafał Wejman – który jako więzienny terapeuta nie wierzy w to, aby jego córka była zamieszana w zabójstwo. Prowadzi więc swoje dochodzenie na własną rękę. I dopiero przekona się, jak bardzo niebezpieczne jest to zajęcie, które zarazem sprawi, że otrze się on nie tylko o zacieranie śladów, o bezczelne kłamstwa i usilne manipulacje… Ale i o handel ludźmi, czy o grubą ścianę, jaką postawią przed nim organy ścigania, dla których przecież pracuje.

Serial wciąga. Wciąga jego przygnębiający klimat jesiennych realiów Polski i powolne odkrywanie kart prezentujących fakty. Trudno tu, co prawda, być widzem-detektywem, który powoli próbuje rozwikłać, co się faktycznie wydarzyło, ale nie znaczy to, że widz się nudzi. Po prostu musi podążać za wciągającą historią, by wreszcie poznać odpowiedzi na nurtujące go pytania.


Przeczytaj też:

Jeśli chcesz poczuć równie przygnębiający, co w serialu, klimat to zajrzyj do moich tekstów, gdzie opisuję wyprawy urbexowe.