blog z pasją pisany: podróże, marketing, historia

Przyciągająca moc góry Raduni

Gdy tylko po pandemicznym lockdownie, w pierwszej połowie 2020 roku, rząd postanowił otworzyć wcześniej zamknięte dla ludzi lasy i udostępnić je na nowo… obywatele natychmiast tłumnie do tych lasów ruszyli. Ruszyć chciałem i ja, jednocześnie marząc o uniknięciu leśnych zbiegowisk. A że czasu akurat miałem niewiele, musiałem znaleźć na swoje potrzeby skrawek zieleni gdzieś niedaleko domu. Wsiadłem więc w auto i ruszyłem przed siebie, licząc że “coś wymyślę”. I tak oto, rad nierad, ruszyłem na Radunię. Drugi najwyższy po Ślęży szczyt w Masywie Ślęży, który to jest zresztą północnym krańcem Przedgórza Sudeckiego. A dla mnie – po prostu – była w zasięgu krótkiego czasu, jaki mogłem jej akurat poświęcić.

I jak udała się ta mikro-wyprawa? Czy ta mała eskapada na Radunię mnie uradowała?

Droga na szczyt góry Raduni
Szlak prowadzący na górę

W posępnej atmosferze na Sępią Górę

Ponieważ od kilku tygodni, a nawet i miesięcy, otaczająca mnie rzeczywistość była dziwna, naznaczona wręcz wirusową apokalipsą, a po drodze mijałem liczne dość patrole policyjne, trudno było mówić, abym ku Przełęczy Tąpadła, która oddziela od siebie Ślężę i Radunię, jechał z nadmiarem optymizmu i radości. Ale może tak właśnie miało być? Bowiem tym samym nastrój mój doskonale się wpisywał w dawną nazwę tego drugiego szczytu… Sępia Góra. Dokładnie takim mianem jeszcze około setki lat temu określano ten właśnie twór geologiczny.

Mimo wszystko, jednak, mnie tam ciągnęło – bez nadmiernego entuzjazmu, ale jednak ciągnęło! Z nadzieją w głębi ducha. Po tygodniach przymusowego siedzenia w domu i wynikającej z tego rezygnacji: najpierw z dalszych podróży, a później i tych bliskich, czy nawet najbliższych, wręcz przydomowych. Chciałem się wreszcie gdzieś wyrwać! Gdziekolwiek. Choćby i na tę posępną… Sępią Górę.

Ślęża widziana z drogi na Radunię
Widok na Ślężę ze szlaku na Radunię
Las widziany ze szlaku na Radunię
Podślężański las widziany ze szlaku na Radunię
Widok na Ślężę z drogi na Radunię
Widok na Ślężę ze szlaku na Radunię
Krzywe drzewa na Raduni
Drzewa wzdłuż szlaku na szczyt Raduni

W gorącej atmosferze na Radunię

I przyszedł wreszcie czas, by złapać pierwszy świeży oddech pośród lasów pokrywających zbocza Raduni. By postawić pierwszy krok na ścieżce prowadzącej na górę, na szczyt wznoszący się na skromne dość 573 metry n.p.m. By ruszyć z werwą przed siebie i… stanąć. Bo drogę nagle przeciął mi jadący wóz strażacki. Jeden, później drugi, za jakiś czas trzeci.

Gorące, suche dni sprawiły, że porastająca Radunię roślinność stała się podatna na płomienie. I choć przez długie tygodnie lockdownu naturę przestał gnębić człowiek, to nie pozostała ona bez zmartwień. Płomienie w połączeniu z suszą, postanowiły bowim, że nie roślinność a warstwa popiołu będzie pokrywała tę górę. Sępią Górę.

Samolot nad górą Radunią

Straż Pożarna na górze Raduni
Straż Pożarna wracająca ze szczytu

Co tak ciągnie na Radunię?

Pomimo pożaru, właściwie już dogasającego, opanowanego przez lokalne oddziały straży pożarnej, szczyt Raduni nie odstraszał mnie, a nadal przyciągał. Nie ten jeden raz, bo i w późniejszych tygodniach były kolejne krótkie wypady w tym kierunku. Dlaczego tak właśnie się działo?

Może to przez anomalię magnetyczną, spowodowaną składem geologicznym góry – wypełniają ją bowiem spore ilości serpentynitu z domieszką magnetytu. A może po prostu wystarczającym magnesem jest spokojny szlak prowadzący na górę i piękne widoki z wierzchołka na otaczającą mnie okolicę? Zresztą okolicę powoli zalewaną czerwienią… Lecz nie czerwienią pożarowej łuny, a światłem zachodzącego słońca… Do tego cisza, spokój, brak innych ludzi dookoła.

Tak, myślę, że to może być to. Każda z tych zalet.

Tabliczka z napisem Rezerwat Przyrody Góra Radunia
Tabliczka na szczycie góry informująca o rezerwacie przyrody

Choć chyba nie tylko na mnie to działa, skoro już przed wielu, wielu laty miejsce to upatrzyli sobie i inni ludzie, nasi odlegli przodkowie. Wszak znaleziono tu ślady bytności ludzi w czasach neolitu, wśród śladów tych archeologiczne artefakty, takie jak toporek, czy fragmenty naczyń z tzw. kultury pucharów lejkowatych. A więc, oceniając na oko, było to nawet i 4000 lat p.n.e., czyli do 6000 lat przed tym, jak swoją stopę na Raduni postawiłem i ja. Spory kawał czasu.

Zachód słońca widziany z góry Raduni
Słońce zachodzące nad Dolnym Śląskiem

Jak więc widać, swoją historię ma nie tylko pobliska Ślęża, ale i jej mniejsi towarzysze. A sama Radunia – no cóż – gdy wszyscy po lockdownie ruszyli ku najwyższemu szczytowi Masywu Ślęży, ten niższy miałem właściwie tylko dla siebie. Bo gdy żaden płomień nie trawił już Sępiej Góry i odjechały stąd wozy strażackie – cały szczyt był dla mnie. Tylko dla mnie i nikogo innego.


Przeczytaj też:

W nieodległej okolicy warto wybrać się również nad Zalew Mietkowski, a także na Jańską Górę.

« »