blog z pasją pisany: podróże, marketing, historia

O, Budva! Ale ładnie!

– Jak tu gorąco – myślę sobie, idąc wzdłuż jednej z ulic czarnogórskiej Budvy. Do starówki, w której cieniu mam nadzieję się skryć, jest już niedaleko. Wystarczy przejść wzdłuż wybrzeża, do którego przycumowane są jachty – zarówno te dość zwyczajne, prezentujące się skromnie, jak i te ekskluzywne, pełne przepychu i nowoczesności – to zaledwie kilkadziesiąt, może kilkaset kroków, i będę pod murami starego miasta.

Nim tam jednak dotrę, jeszcze kilka razy przez myśl przeleci mi niczym mantra dzisiejszego dnia: „jak tu gorąco, jak tu gorąco”.

Na szczęście starówka Budvy to przede wszystkim wąskie uliczki, które oferują orzeźwiający cień. Bądź chociaż jego strzępy. Ale i te ostatnie potrafią dać choć odrobinę wytchnienia.

– Cóż, lepsza taka pogoda niż deszcz – myślę sobie – w końcu przecież i nagłe ulewy się tutaj zdarzają, dziś jednak na szczęście nie pada – myślę sobie dalej, po czym przecieram z czoła grube krople potu – uf, jak tu gorąco.

Pośród weneckich murów

Stojąc pod murami obronnymi, które nawiasem mówiąc zbudowali w XV wieku wenecjanie, mogę skorzystać z dwóch dróg na dawną wyspę. Tak, zgadza się, najstarsza część czarnogórskiej Budvy znajdowała się niegdyś na wyspie, choć dziś połączona jest na stałe z lądem. Drogi te to dwie bramy: Morska oraz Lądowa. Nie ma większego znaczenia, którą z nich przekroczmy, by rozpocząć spacer po budvańskiej starówce – ta i ta prowadzi przez urocze, ciasne uliczki otoczone popielatymi murami starych domostw.

A na końcu tych uliczek, na krańcu Starego Miasta, znajdziemy swego rodzaju serce Budvy z jej najcenniejszymi zabytkami.

Będąc już na miejscu również mam w czym wybierać, a zarazem nie muszę się zastanawiać, od czego rozpocząć poznawanie wielowiekowej dzielnicy tego czarnogórskiego miasta. Bo nie ma większego znaczenia, czy na pierwszy front pójdzie jedna z tutejszych świątyń, czy choćby cytadela. Cytadela, której początki sięgają jeszcze czasów greckiej kolonizacji, a ściślej rzecz biorąc nawet i V wieku p.n.e.! Po dziś dzień jej potężne mury mogą robić wrażenie, mają prawo rozbudzać wyobraźnię podróżników i inspirować do rozmyślań na temat okazałości dawnych bitew. Nawet na tle wysokich wzgórz wpadających do morza te wielkie armie musiały wówczas budzić podziw, ale i przerażenie.

Dziś jednak nie do obrony przed najeźdźcą a do podziwiania widoków posłuży mi ta twierdza, wszak z jej murów rozpościera się przepiękny widok – to na riwierę budvańską, to na samo miasto, którego zabudowania ciągną się wzdłuż rozgrzanego słońcem wybrzeża, to na horyzont ciągnący się gdzieś wzdłuż błękitnych wód Adriatyku.

– Uf, jak tu gorąco – myślę sobie – ale i jak ładnie.

Świętości odrobina

Obok cytadeli najważniejszymi zabytkami Starego Miasta Budvy pozostają świątynie. Na niewielkiej przestrzeni jaką tworzy Stari Grad, znajduje się choćby charakterystyczna Konkatedra św. Jana Chrzciciela (crkva sv. Ivana), przylegająca do zalanego gorącymi promieniami słońca placu Trg Starogradskich Crkava. Jej historia sięga VIII – IX wieku, choć jak nietrudno się domyślić, była ona w ciągu całego swego „życia” wielokrotnie przebudowana, jak chociażby w 1867 roku, kiedy to powstała przylegająca doń neogotycka dzwonnica, pnąca się wysoko ponad dachy okolicznych domostw. Widać ją z daleka, jako charakterystyczny punkt w krajobrazie tutejszego wybrzeża, choć nie wątpię, że bicie jej dzwonów słychać z jeszcze większej odległości.

Po przyjrzeniu się jaśniejącym w słońcu murom konkatedry, mogę przespacerować się nieco dalej, podążając ku Cerkwi św. Trójcy (ckrva sw. Trojice), która już tak odległej historii jak konkatedra nie pamięta. Wybudowano ją bowiem w 1804 roku, jest więc znacznie młodszą siostrą pozostałych świątyń budvańskiej starówki. Nie po wieku jednak najłatwiej ją rozpoznać, lecz po półkolistej apsydzie, jaka zwieńcza tę jednonawową cerkiew oraz po potrójnej dzwonnicy zawieszonej wysoko ponad główną bramą budowli.

Dalej kroki niosą mnie ku kolejnej świątyni, jaką jest cerkiew św. Sawy (crkva sw. Sava) z XII wieku. Przyznać muszę, że stając przed nią po raz pierwszy, czułem się tutaj jakoś znajomo, jakbym już w miejscu tym wcześniej był. Może to ta półkolista absyda, choć mniejsza to jednak mimo to bardzo podobna do tej z pobliskiej cerkwi św. Trójcy? A może jednak… podobieństwo do innej czarnogórskiej perełki kulturowo-historycznej, jaką jest katedra Św. Tryfona w Kotorze? Wszak istnieją domysły, że budowali ją ludzie z tej samej strzechy budowlanej, tj. zrzeszenia kamieniarzy, murarzy, cieśli, strycharzy, kowali, szklarzy i innych specjalistów niezbędnych do konstruowania większych przedsięwzięć architektonicznych? Kto wie, kto wie…

Nieopodal, właściwie niemal w cieniu sąsiedniej świątyni, kryje się jeszcze jedna budowla sakralna, nieco schowana, jakby nieśmiało wyglądająca spoza murów innych wielowiekowych konstrukcji. Ta jednak w samej Budvie jest najstarsza. Szacuje się bowiem, że jej korzenie sięgają roku 840! A jest to kościół o charakterystycznej dość nazwie, a zarazem dość nietypowej jak na to, do czego już przyzwyczaiła mnie Czarnogóra. Nazywa się on wszak niezbyt po słowiańsku: Santa Marija in Punta. A we wnętrzu świątyni znajdziemy uważany za cudowny obraz w srebrnej ramie: „Madonna de punta”.

– Uf, jak tu gorąco – myślę sobie po raz setny, przechadzając się po niewielkim placu przed kościołem – ale i jak ładnie.

Wyjście z cienia…

Po nasiąknięciu emocjami wynikającymi z oglądania pięknej budvańskiej starówki – czas wreszcie opuścić weneckie mury i wyjść z cienia wąskich uliczek. Wówczas to można udać się poprzez Bramę Lądową, by dać się zalać gorącym promieniom słońca opadającym z dziką furią na niewielki plac znajdujący się poza Starym Miastem. Plac ten wypełniają ludzie, nie tylko turyści, ale i artyści malujący obrazy, zarówno portrety na życzenie, jak i tutejsze pejzaże.

Podążając dalej, wzdłuż linii wybrzeża, tak wytyczona trasa poprowadzi nas poprzez skalną ścieżkę ku niewielkiej plaży wcinającej się szerokim półkolem w skałę, której warstwową strukturę obnażyła nieubłagana erozja wspierana przez upływający czas…

…tu można położyć głowę na rozgrzanym piachu i relaksując się po dniu zwiedzania i oglądania przepięknych miejsc, oddać się kąpieli – czy to w promieniach słońca, czy to w ciepłych wodach Adriatyku.

– Uf, jak gorąco – myślę sobie, przecierając dłonią grube krople potu zbierające się na czole – ale lepsze to niż deszcz.


Przeczytaj też:

Budva jest nie tylko pięknie położona, ale i „dobrze” położona. Stąd bowiem można się udać: i na północ do Kotoru, i na południe do twierdzy Stari Bar.

A może chcesz pozostać na wybrzeżu Adriatyku, lecz udać się daleko na północ, do innego kraju, do Słowenii? Zatem zobacz, jak piekielnie gorący jest Piran.

« »