Wiozący mnie tuk-tuk zjeżdża z tłocznej głównej ulicy i skręca na niewiele mniej tłoczną drogę ciągnącą się wzdłuż stadionu do krykieta. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i przekroczymy bramę fortu, po drugiej stronie której znajduje się stara dzielnica miasta Galle w Sri Lance. Milczący przez większą część trasy Wasantha de Silva, kierowca niewielkiego pojazdu, którym się poruszam, powoli zajeżdża pod starą wieżę zegarową.
– Tu będę czekał – mówi łamaną angielszczyzną, po czym wkłada do uszu słuchawki i kładzie się w niezbyt wygodnej pozycji na tylnym siedzeniu swojego nieco zużytego już wehikułu.
No dobra, to mam wolną rękę. On po prostu poczeka, bez względu na to, ile czasu zajmie mi zwiedzanie starego miasta Galle. Pewnie i tak mu się to bardziej opłaca, niż czekanie pod hotelami i polowanie na turystów. Wielu z nich i tak nie skorzysta. Tym bardziej nie skuszą się na tak długą przejażdżkę, na jaką zdecydowałem się ja – na 80 km. A nawet więcej.
Galle, Sri Lanka, godz. 9:00
Według oficjalnych statystyk, Galle to niemal 100-tysięczne miasto na Cejlonie. I choć jest środek tygodnia, a może właśnie z tego powodu, poza fortem panuje duży ruch, a tutaj, wewnątrz fortyfikacji, jest spokojnie. Jak na turystyczne centrum tego miasta: są wręcz pustki. Kręcą się oczywiście ludzie, ale nie tak liczne ich tabuny, jak można by było się spodziewać. Ale to dobrze. Więcej swobody i przestrzeni do zwiedzanie dla mnie. Więcej ciszy do spokojnego kontemplowania tego, co oglądam.
A nad czym tak tu kontemplować? Można chociażby nad pochodzeniem Galle. I nie chodzi mi o wzięcie udziału w rozważaniach nad tym, czy nazwa tego miasta pochodzi od starożytnego Gimhathitha, oznaczającego “port w pobliżu rzeki Gin”, czy od syngaleskiego Gaala mówiącego o miejscu “gdzie pasie się bydło”. Ani czy pochodzi od łacińskiego gallus, czy portugalskiego galo, oznaczających koguta, który to zresztą swego czasu symbolizował miasto Galle.
Mi chodzi o historię Galle. O przeszłość miasta położonego na południu Łzy Indii. Na obcowanie z historią, z zabytkami, z inną kulturą, rozmaitymi wpływami… Mam na to sporo czasu, w końcu przybyłem tu z rana, pokonawszy wiele kilometrów zdezelowanym tuk-tukiem. Jest dopiero 9 rano, cały dzień wrażeń przede mną.
Galle, Sri Lanka, setki lat wcześniej
Zanurzając się w uliczki starego miasta Galle, próbuję wyobrazić sobie dawne dzieje tego miejsca. Ze względu na moją skromną wiedzę, podpartą obserwacją nazw i architektury, do głowy przychodzą mi przede wszystkim portugalczycy, holendrzy i brytyjczycy. Europejczycy chodzący po Galle w jego XVI, XVII i XVIII-wiecznej wersji. Co jednak było wcześniej?
James Emerson Tennent, XIX-wieczny konserwatywny członek brytyjskiego parlamentu, a także sekretarz kolonialny Cejlonu w latach 1845 – 1850, uważał że Galle mogło być starożytnym biblijnym miastem Tarszisz. Miało być ono pełne bogactw, a przecież w te Sri Lanka naturalnie opływała od dawna. Co prawda dziś biblijny Tarszisz utożsamia się raczej z Tarsem na terenie Turcji, to jednak któż to wie, czy statki króla Salomona nie docierały przed wiekami aż tutaj? Historia ludzkości niejeden raz już nas zaskakiwała. A sam James Emerson Tennent, nawet jeśli nie wpadł na właściwy trop tej biblijnej historii, nawet jeśli się pomylił, to jednak sam zapisał się na kartach dziejów Sri Lanki i na wyspie pozostawił cząstkę siebie. Bowiem od jego nazwiska została nazwana endemiczna jaszczurka liścionosa na Cejlonie – Ceratophora tennentii.
Poza izrealitami, port ten mogli znać również starożytni Grecy i Rzymianie. Okolicę Galle prawdopodobnie nazywali Przylądkiem Ptaków. Miejsce to wiąże się również z tzw. “portem zawinięcia Lewantu” z kosmografii greckiego, czy może bardziej bizantyjskiego kupca i podróżnika Kosmasa Indikopleustesa (stgr. Κόσμας Ἰνδικοπλεύστης) z VI wieku. Słynny arabski odkrywca Muhammad Ibn Battuta odwiedził ten port w XIV wieku, nazywając go wówczas całkiem podobnie brzmiącym Qali. Dotarł tu także chiński admirał Zheng He, XV-wieczny dowódca wielu wypraw do Azji Południowo-Wschodniej. Zostawił on zresztą tutaj tablicę zapisaną w języku chińskim, tamilskim i perskim, upamiętniającym jego własną wizytę. Co ważne, zabieg ten może świadczyć o tym, iż Galle stanowiło już w XV wieku kulturowy tygiel, będąc punktem stycznym dla przybyszów z różnych części świata. Bo po co miałby pisać w kilku językach, jeśli port ten nie był odwiedzany przez ówczesnych podróżnych z daleka?
Kolonialna historia Galle
Na początku XVI wieku, portugalski kapitan Lourenço de Almeida, płynący na Malediwy w celu nawiązania stosunków handlowych, został zepchnięty przez wiatr ku Sri Lance. Po krótkim postoju w Galle, ruszył na północ, ku Kolombo. I tam to też wkrótce Portugalczycy założyli osadę handlową, a następnie uwikłali się w lokalną politykę, powoli rozszerzając swoje wpływy na wyspie. A wraz z rozszerzaniem wpływów ruszyli ponownie na południe, gdzie wznieśli fort Santa Cruz de Gale.
Już w 1640 roku, w 5-tym dniu oblężenia Galle, po ciężkich walkach, nad miastem załopotała flaga holenderska, rozpoczynając tym samym nowy kolonialny rozdział w historii tej części Cejlonu. Galle stało się bowiem kwaterą główną Holendrów na Sri Lance i było nią aż do roku 1656, kiedy to zdobyli oni Kolombo. Pod nowymi rządami powstała spora część tutejszej architektury, w tym choćby zabytkowy, stojący do dziś dwukondygnacyjny budynek szpitala. Zresztą, by zbudować coś swojego, Holendrzy pokusili się o wyburzenie portugalskich konstrukcji, tym samym podkreślając swoją własną dominację nad tą częścią świata.
Dominacja ta trwała całkiem długo, a w międzyczasie Holendrzy zbudowali rozliczne fortyfikacje wzdłuż wybrzeża Cejlonu. W tym i przecież silny fort w Galle. Jednak w 1796 roku okupację wyspy rozpoczęło wielkie imperium – Wielka Brytania. W ręce Zjednoczonego Królestwa szybko wpadło właśnie Galle, a w 1802 roku, po traktacie pokojowym z Amiens z 25 marca, kolonialna część Cejlonu przeszła z rąk holenderskiej Republiki Batawskiej w ręce brytyjskie. Jeszcze w roku 1815 Brytyjczycy objęli swoją władzą panujące wewnątrz wyspy Królestwo Kandy, które ostatecznie upadło w roku 1817 po rebelii Uva–Wellassa.
Na szczęście, Brytyjczycy w przeciwieństwie do Holendrów, nie zrównali z ziemią budowli poprzedników. Zachowali holenderski fort w Galle, korzystając z niego, jako z centrum administracyjnego dystryktu. Można więc go podziwiać i dziś.
Zwiedzanie Galle, współczesność
Wiedząc nieco więcej na temat historii miejsca, po którym spaceruję, łatwiej mi dostrzec nie tylko jego naturalną egzotykę, ale i panującego tu ducha. Ducha, który kształtował się tu na przestrzeni wielu lat, pod wpływem europejskich, ale jednak różnych kultur – portugalskiej, holenderskiej i brytyjskiej. Dlatego widać tu wpływy tych państw na różnych detalach. Choć są i jeszcze inne wpływy. Bo oprócz anglikańskiego Kościoła Wszystkich Świętych, Kościoła Metodystycznego, czy holdenerskiego kościołą ewangelicko-reformowanego i Katedry Najświętszej Marii Panny, znajdziemy tu i świątynie buddyjskie, hinduistyczne, a nawet meczety. Są portugalsko brzmiące nazwiska, jest ruch lewostronny, jest holenderska architektura.
Jest też klimat. Nie tylko klimat starego miasta w egzotycznej otoczce, ale i po prostu – klimat charakterystyczny dla lasów tropikalnych. Jest ciepło, ale i wilgotno. Gdy zwiedzam Galle, w kilka chwil zrywa się krótkotrwała, ale intensywna ulewa z towarzyszącym jej silnym wiatrem. Czyżby po to, aby schłodzić głowę i nogi po intensywnym zwiedzaniu i doświadczaniu historii Galle?
Przeczytaj też:
Podróż na Cejlon jest dość długa, sprawdź „Jak przetrwać długi lot samolotem?”.
Jeśli interesują Cię tropiki to wybierz się razem ze mną na inny kraniec świata – do Parku Narodowego Los Haitises w Dominikanie.
czerwonafilizanka
21 marca, 2024 — 8:38 pm
ten niewielki pojazd ciekawie wygląda na pierwszy rzut oka pomyślałam że to jakaś ozdoba, atrakcja
Paulina Kwiatkowska
25 marca, 2024 — 7:30 am
Bardzo dziękuję za możliwość odbycia tej ciekawej wirtualnej podróży.